| Rozdział 19 | - Bezsilność

209 17 0
                                    

Piper

Chciałam zniknąć. Niczego więcej nie pragnęłam, tylko zapaść się pod ziemię. Nie umiałam odnaleźć się w roli niepełnosprawnej, w roli osoby, nad którą wszyscy się litują i śpieszą na pomoc. Czułam się żałośnie mała, jakbym nic nie znaczyła. Nie mogłam nawet sama skorzystać z toalety, bo po pierwsze: jeszcze nie dowidziałam na lewe oko i już zdarzyło się, iż walnęłam głową w szafkę. I po drugie: praktycznie wcale nie ruszałam prawą ręką, a dla praworęcznej osoby to nielada wyzwanie.
Pociłam się i trudziłam, ale pięlęgniarka nijak nie dała się wygonić, zwolnić. Próbowałam wyprowadzić tę babkę z równowagi, niestety jej nerwy były ze stali. Nie była zielona w tych sprawach, miała doświadczenie i to spore, jak zauważyłam. Niemniej niesamowicie irytowała mnie samą obecnością. Nadskakiwała mi i patrzyła na mnie w ten dziwny sposób...
Odtrącałam Lornę i Nicky, chociaż niczemu nie zawiniły. W sumie dzięki temu, że Nichols przypomniała sobie o Alanie, jeszcze oddychałam. A sama Alex...nie wpuszczałam jej do pokoju, nie chciałam, żeby oglądała mnie w takim, a nie innym stanie. Było źle. Popadałam w depresję, a przez to wracały i wspomnienia. Niekolorowe, paskudne wspomnienia. Nie radziłam sobie, dlatego milczałam i nie mówiłam ani słowa, przeklinając jedynie w duchu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Któregoś pięknego wieczoru Alex wróciła z pracy wcześniej, niż zwykle. W kuchni niemal potknęła się o zakupy leżące na podłodze, ale dzięki refleksowi uniknęła zderzenia się twarzą z lodówką. Na bank rozcięłaby sobie czoło, jeśli nie coś jeszcze. Z uśmiechem na twarzy otworzyła jedną z droższych wódek, jakie w ogóle mogła wybrać. Wstąpiła cicho do pokoju gościnnego, w którym na kanapie obściskiwały się jej przyjaciółki.
- Nie będę przepraszać za to, że przeszkadzam i przerywam wasze gody - rzuciła, a dziewczyny aż podskoczyły - jestem w swoim domu.
- Vause, co ty się tak skradasz? - zapytała równie wesoło Nichols - I jeszcze szczerzysz się jak głupia. Ktoś ci zrobił dobrze czy dostałaś awans?
- To drugie - odparła - to drugie.
- O cholercia! - Morello rzuciła jej się na szyję - gratulacje, tyle czekałaś!
- Tim sam z siebie by mi go nie dał, ktoś z góry się za mną wstawił.
- Walić to, musimy to uczcić dobrą wódką - wtrąciła swoje trzy grosze ruda.
- A właśnie - okularnica wyciągnęła butelkę zza pleców - mam, co trzeba.
- Cudownie - skomentowały na raz - tylko...
- Co? - zapytała, wcale nie zaskoczona - Piper?
Pokiwały zgodnie głowami z kwaśnymi minami.
- Kiedy u niej byłyście?
- Po tym, jak rzuciła w pielęgniarkę dzbanem - odpowiedziały - ta się poddała i zrezygnowała z roboty, nie chciała się użerać z kimś takim...
- Kurwa - mruknęła pod nosem czarnowłosa - dobra, pójdę do niej, a wy możecie już otwierać alkohol.

Alex

Wsunęłam się bezgłośnie do naszej sypialni. Moja blondyneczka spała na kołdrze, zwinięta w kulkę. Wydawała się niesamowicie spokojna, taka, jak dawniej, przed tym wszystkim, co się jej przytrafiło...
Uklęknęłam przy niej, ale nie chcąc jej budzić nawet nie pogłaskałam dłoni czy policzka, a zawsze to robiłam. Ten wieczór był wyjątkowy, ale nie w pozytywnym sensie. Po tym, co powiedziały mi dziewczyny, zdawałam sobie sprawę, że Pipes w najmniejszym stopniu nie poczuła się lepiej, a odwrotnie: spada w coraz to głębszy dołek. A ja...nie potrafiłam tego udźwignąć i wyciągnąć pomocnej dłoni. Choć pragnęłam tego najmocniej i najbardziej na świecie. Od trzech dni nie przestawałam o tym myśleć.
- Al? - spojrzała na mnie spod przymkniętych powiek - to ty?
- Tak, kochanie - odpowiedziałam bez wahania - to ja. Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie też - odparła - i przepraszam...
- Za co przepraszasz, Pipes?
- Za moje zachowanie - rzuciła - nie cierpię samej siebie teraz, wiesz? Nie umiem patrzeć na siebie w lustrze, niewiadomo też, czy odzyskam pełmą władzę w tej cholernej ręce...i przypomina mi się Litchfield, a w szczególności Healy.
Przyznam, zamurowało mnie. Nie domyślałam się, że nie chodzi tylko o porwanie...
- Alex - kontynuowała wywód - to, jak się czuję teraz jest prawie tak samo okropne jak uczucie, które towarzyszyło mi, gdy Healy mnie gwałcił.
Położyłam się za nią. W więzieniu, a nawet dziesięć lat przed nim, miałyśmy w zwyczaju leżenie na łyżeczkę. Oplotłam ją ramionami i szeptałam czułe słówka do ucha, póki nie zauważyłam, że zasnęła.
To takie spierdolone i niesprawiedliwe. Ona nic światu nie zrobiła, a ten wyrządza jej krzywdę. Bozia ma nienormalne poczucie humoru...

Następnego dnia

Alex

Na szczęście nie piłam wczoraj z Nicky i Lorną. Wyglądałabym jak chodząca tragedia z nieustępliwym kacem. Ranek miał też więcej zalet, mianowicie długo rozmawiałam z Pipes, nim te dwie się obudziły i wparowały do naszej sypialni, niczym rakiety albo dzieci z ADHD. Doszłyśmy do porozumienia i zgodziła się na terapię. Najpierw jednak psychiatra musiał zdecydować co i jak. Zdawałyśmy się na niego, bo był moim zaufanym kumplem z pracy. Nikomu też obiecał nie rozgadywać o tym, co ma miejsce w moim domu.
- Skarbie! - Pipes przerwała moje rozmyślania.
- Tak?
- Po pierwsze, kocham cię.
- Ja ciebie też, najmocniej - odparłam, szeroko się uśmiechając - a co w punkcie drugim?
- Może wybierzemy się na przechadzkę?

Dwie strony - moje więzienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz