| Rozdział 17 | - Głucha cisza

219 21 0
                                    

- Hej! - Lorna wbiegła do sypialni - Alex, twoja komórka tańczy!
- Dawaj - wyrwała jej telefon z ręki - halo?

..........................
.............
......
...
.

Nie mogła drugi raz połączyć się z numerem, z którego przed chwilą zadzwoniła do niej Piper. Próbowała, ale z marnym efektem, bowiem włączała się poczta głosowa Kubry. Policzki miała mokre od łez, twarz ukryła w dłoniach. Z niedowierzaniem kręciła głową, jakby stanowczo zaprzeczała temu, co się działo. Morello bez słowa usiadła obok Vause, zamykając ją w swoich ramionach. Robiła to ostatnio co chwila, ale nie było w tym nic dziwnego. Czarnowłosa potrzebowała wsparcia osób, na które mogła liczyć. Nichols tymczasem rozmawiała w pomieszczeniu obok z Alanem, swoim starym kumplem, który jednocześnie pracował od 10 lat w policji; dokładniej - w wydziale specjalnym, więc znał się na swojej robocie. Weszli do sypialni, Alex spojrzała na mężczyznę spod byka. W ogóle nie przyjmowała się tym, że czarny tusz pokolorował jej policzki i brodę, nos.
- Alan twierdzi, że mamy dużą szansę na zlokalizowanie miejsca, w którym przebywa Balik - zaczęła Nicky, a na jej twarz wkradł się cień uśmiechu - a więc, jest szansa na znalezienie Chapman.
- Mów, co wykombinowałeś - okularnica wyrwała się z uścisku brunetki i stanęła naprzeciwko gliniarza.
- Ten facet ewidentnie chce być znaleziony - odpowiedział bez owijania w bawełnę - wątpię, żeby był tak głupi i nieświadomie zadzwonił ze swojego numeru.
- A jeśli jednak to nie jest jego numer?
- Sprawdziłem dwa razy - odparł - jestem przekonany na 99%, że numer, z którego dzwoniła do ciebie twoja ukochana, należy do tego gościa.
- W takim razie...na co czekasz? Zbierajmy się! - Alex aż podskoczyła. Buzowało w niej wiele emocji.
- Bez nerwów - Nicky się wtrąciła - widzisz, Kubrze nie chodzi o nią, a o ciebie. Przez porwanie Pipes zapragnął dotrzeć do ciebie, Al, więc ty nie możesz się tam pokazać.
- Co?!
- Spokojnie - Lorna poklepała ją po ramieniu - Alan na pewno wszystkim się zajmie.
- Ale nie uda się jej uwolnić, jeśli on nie dostanie tego, czego chce.
- Nie podstawisz się - powiedział Alan, tym razem zmieniając ton na bardziej stanowczy, a zarazem władczy - jednak wybierzesz się ze mną i resztą ekipy na miejsce, ktoś musi zająć się dziewczyną, jak już będzie po akcji. Wiem, ile ona dla ciebie znaczy...
- Dzięki - rzuciła oschle - kiedy zaczynacie? Mam się ubierać?
- Za dwie godziny przyjadą chłopaki z ekipy, a do tego czasu powinnaś jeszcze raz przeanalizować nagranie z rozmowy, która zarejestrowaliśmy. Może wyłapiesz jeszcze coś, co nam się przyda.

- Alex? Alex!
- Pipes! Jesteś cała? Gdzie jesteś?
- Alex, proszę, pomóż mi!
- Znajdę cię, obiecuję! Jeśli ten skurwiel cię skrzywdził, dorwę go i uduszę własnymi rękoma!
- Alex, jestem w tym magazynie, szybko!

Nie zdążyła już nic powiedzieć, bo po drugiej stronie słuchawki usłyszała krzyk ukochanej, groźbę Kubry i dźwięk przerwanego połączenia. Piper rzuciła ochłap informacji, za co najprawdopodobniej została ukarana.

Pięciu facetów w pełnym uzbrojeniu wślizgnęło się do domu tylnymi drzwiami, coby nie wzbudzać zbędnego zainteresowania wśród osób mieszkających po sąsiedzku. Urządzili się w największym z pokoi, w salonie gościnnym. Na stole rozłożyli dwa laptopy i jakieś sprzęty, których nazwy były zbyt skomplikowane, pokrętne oraz długie, by je zapamiętać. Każdy z nich miał dwie bronie - pistolet ręczny i karabin, a także granaty dymne, noktowizory i inne rzeczy, które mogły okazać się przydatne.
- Aron, Markus, Joe, Derek, Steve - Alan przedstawił po krótce swoich kumpli - to solidne, porządne chłopaki. Obiecują, a ja razem z nimi, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby odzyskać Piper i wsadzić gnoja z powrotem do paki.
- Musimy działać szybko, ale nie możemy też niczego przeoczyć - ruszył się z miejsca jeden z nich - plan jest taki: magazyn ma trzy piętra. Na dachu jest szyb wentylacyjny, na tyle duży, byśmy się tamtędy dostali do środka. Dwójka z nas, czyli Steve i Joe właśnie tak zrobią.
- Ja, Aron i Derek - zaczął mówić Alan - wejdziemy głównym wejściem. Zrohimy to cicho i sprawnie, by Balik nie miał czasu zareagować.
- Ja natomiast - wtrącił Markus - zostanę z Tobą - zwrócił się do Alex - w samochodzie na następnej przecznicy. To będzie bezpieczne, a i będę nadzorował akcję. Rozumiesz, kamerki, podsłuchy, sprzęt i w końcu transport Piper i Ciebie do domu - odetchnął i lekko się uśmiechnął - to jest na mojej głowie.
- Jesteśmy gotowi - powiedział Alan - a ty, Alex, jesteś?
- Muszę być - odrzekła po chwili - chodźmy.
- Alex - Nichols złapała ją za dłoń - Jesteśmy pod telefonem. Czekamy na was, nigdzie się stąd nie ruszymy.
- Dobrze - Vause przytuliła przyjaciółki - do zobaczenia niedługo.

********************
Piper

Nie wiedziałam, ile dokładnie minęło, odkąd ostatni raz pocałowałam Alex, odkąd wyszłam z domu i zostałam uprowadzona. Nie wiedziałam, od jakiego czasu wiszę tu do góry nogami, ale czułam, że nie mam wiele czasu. Nie wytrzymywałam, jednak próbowałam walczyć i się uwolnić. Niestety Kubra ciągle mnie obserwował, a za nim stali ci kretyni, na których garniturach dostrzegłam jeszcze zastygniętą krew. Była moja. Choć palec niemiłosiernie bolał, musiałam zaciskać go w pięści, inaczej najpewniej bym go straciła. Skronie mi pulsowały, jakbym dostała obuchem w głowę; była to tylko cudza pięść. A właściwie pięści.
- Nie martw się, twoja ukochana na pewno za moment się tu pojawi - Balik zaczął się szczerzyć jak głupi - tylko o nią nam chodzi, więc widzisz, to nic osobistego. Nawet nie jestem zły, że zeznawałaś przeciwko mnie!
- Chyba kopnął mnie zaszczyt i mam wielkie szczęście - odpowiedziałam, wydobywając z siebie resztki sił i wściekłość - po co ci ona? Czemu nie możesz zwyczajnie odpuścić? Masz pod sobą cały sztab ludzi, po co ci o jedną osobę więcej?
- Vause jest jedyna w swoim rodzaju - odparł z grymasem na twarzy - tylko ona potrafi mi naprawdę pomóc.
- Cóż, tym razem ci nie pomoże, psie!
- Mylisz się. Znasz ją, jak myślisz, zostawiłaby cię tutaj, by ratować swój tyłek? Jest szlachetna, bo cię kocha, ale właśnie to ją zgubi.
Miał rację. Sukinsyn miał rację. Alex się tu pokaże.
- Zabijesz ją? - spytałam drżącym głosem, załamywałam się.
- Popierdoliło cię - zaszydził - jest mi potrzebna, w przeciwieństwie do ciebie, najdroższa. Mimo to - podszedł do mnie i uderzył w brzuch, zaskomlałam jak pies - idealnie sprawdzasz się w roli przynęty. Jesteś perfekcyjna, wypada ci podziękować. Dzięki.
- Jesteś nienormalny! Chory!
- Nie wiem, naprawdę nie masz nic innego do powiedzenia? Jakieś lepsze, głębsze ostatnie słowa?
Zrezygnowałam. Wiedziałam, iż to, co mówię nie miało najmniejszego sensu. I tak nie miałam szans na przeżycie. Nadzieja umierała we mnie z każdym ciosem, jaki zaczął mi zadawać od nowa. Od nowa, od nowa. Bił na oślep; po rękach, po nogach, w brzuch, w głowę, w żebra.
Nagle przestał, ale ja już nie miałam sił na otworzenie oczu. Nie mogłam. Nie dałam rady sprawdzić, dlaczego odpuścił. Usłyszałam zaledwie jedno zdanie: "dokończ to, co zacząłem, weź ją na dach". Ktoś odwiązał moje nogi, a ja spadłam na zimną podłogę. Odpłynęłam.

*********************

Alex Vause została w samochodzie, tak, jak przewidywał to plan. Siedziała na miejscu pasażera, z przodu, obok blondyna w mundurze i kamizelce kuloodpornej. Patrzyli na ekran, na którym był obraz z akcji. Chłopcy powoli, ostrożnie przemieszczali się pomiędzy samochodami ustawionymi przed samym opuszczonym budynkiem.
- Powiedz mi, że to profesjonaliści, Markus.
- To są profesjonaliści - odparł, pozwalając sobie na ściśnięcie jej dłoni - wiedzą doskonale, co robią. Przemyśleliśmy to, rozważyliśmy praktycznie każda jedną możliwość i rozwiązanie.
- I tak się cholernie boję - odpowiedziała cicho.
- To zrozumiałe - uśmiechnął się delikatnie - to zrozumiałe. Ale zdradzę ci sekret. Pracuję w tej branży od wielu lat, nigdy nie przestałem bać się o swoje życie. To naturalna rzecz - przerwał, spoglądając na ekran - patrz, wchodzą.
Rzeczywiście, widać było, że Alan z Derekiem i Aronem uchylają duże drzwi. W magazynie panowała kompletna ciemność, ale dzięki noktowizorom, które wcześniej spakowali, nie byli ślepymi kretami. Brnęli do przodu, bacząc na to, jak stawiają kroki. Na razie towarzyszyła im głucha cisza.

Dwie strony - moje więzienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz