Piper Chapman
Od kiedy Lorna z Nicky się wyprowadziły, zrobiło się w tym domu nieco spokojniej i ciszej. Pół roku zajęło mi przyzwyczajenie się do nowego stanu rzeczy. Z jednej strony było to w porządku, bo miałyśmy z Alex więcej prywatności i przestrzeni; cztery osoby w niewielkim domu to niby tłok. Z drugiej strony strasznie brakowało mi tych wszystkich rzeczy, które niemal codziennie robiłyśmy razem. Imprezowanie, głośne śmiechy, przegadane noce i wspieranie się sprawiały, że jeszcze bardziej się do siebie zbliżałyśmy.
Co prawda nie mieszkały tak daleko, bo zaledwie trzydzieści kilometrów od nas znalazły mieszkanie w kamienicy: zadbane, urządzone, a ich zarobki pozwoliły im na wynajęcie go. Odwiedzałyśmy się najczęściej jak mogłyśmy, choć każda miała swoje zajęcia i pracę.W tym momencie siedziałam jak na szpilkach, bo zaraz miała przyjechać Vause. Planowałam ten dzień zbyt długo, żeby coś mi to zepsuło, wszystko było dopracowane idealnie. Rozległ się dzwonek do drzwi, zerwałam się z kanapy i otworzyłam je. Niestety zamiast mojej dziewczyny, zobaczyłam Cassidy.
- Cześć i czołem - przywitała się.
- Hej - odpowiedziałam zdenerwowana - słuchaj, Cass...
- Przyszłam nie w porę?
- Przepraszam, że przyznam ci rację, ale niestety tak. Szykuję coś specjalnego i czekam tylko, aż Alex wróci z delegacji.
- O cholera - mruknęła wesoło - czy ty...
- Nie zdradzę ci moich zamierzeń, spływaj i wpadnij pojutrze na obiad - odparłam radośnie - idzie już.
- Okej, okej, już mnie nie ma - powiedziała i przeszła na drugą stronę ulicy, skąd mi pomachała.
Czarnowłosa okularnica tymczasem, dźwigając siatki z zakupami, przeszła obok mnie i odstawiła je na stół. Dopiero wtedy skupiła na mnie swoją uwagę. Omiotła mnie spojrzeniem od stóp do głów, chyba ten widok jej się spodobał.
- Co ty kombinujesz, Pipes? - spytała, przytulając się do mnie. Objęłam ją.
- Nie wiesz jak za tobą tęskniłam - odpowiedziałam wymijająco.
- Wiem, bo tęskniłam za tobą tak samo - odparła - mam na ciebie ochotę.
- Ja na ciebie też, jak sądzisz, dlaczego się tak ubrałam?
- Właściwie to się nie ubrałaś - zaśmiała się głośno, a ja razem z nią - wybrałaś mój ulubiony kolor.
- Nasz ulubiony kolor - poprawiłam - pomarańczowy nigdy nie wychodzi z mody ani z użycia.
- W więzieniach może i tak, ale nie tu. Niemniej wyglądasz apetycznie...
Nachyliła się nade mną, przechylając tym samym trochę w tył. Przytrzymywała mnie w pasie, bym nie upadła i nie rozwaliła sobie głowy o kant szklanego stolika w salonie.
- Gdzie chcesz to zrobić? - spytałam, wsuwając sobie dłoń w majtki; wiedziałam, że kręci ją taki widok.
- Nie drażnij mnie - jęknęła - masz rację, dzisiaj ja wybieram. Co powiesz na kuchnię?
Nie musiałam odpowiadać, nie zdążyłam w sumie, bo już złapała mnie w ramiona i zaniosła, sadzając na chłodnym, szerokim, marmurowym blacie.
- Idealnie - mruknęłam, gdy bez wahania zaczęła całować mi szyję.
Dotkęła palcami mojej kobiecości przez cieniutki materiał majteczek.
- Jesteś gotowa, cieszę się - przyznała, a z jej ust wydobyło się kolejne westchnięcie.
Zgrabnym ruchem zdarła ze mnie bieliznę, odrzucając ją w kąt. Położyła sobie moje nogi na ramiona, wędrując językiem po mych udach. Wreszcie dotarła do najczulszego punktu mojego ciała. Odchyliłam głowę do tyłu.- Przed pięcioma minutami skończyłyśmy się pieprzyć, coś nagle zrobiła się taka milcząca? - Alex ciągle starała się ze mnie wyciągnąć powód zachowania, które chyba faktycznie było zbyt dziwne.
- Przepraszam, skarbie - odparłam - zamyśliłam się. Jest coś...
- Co?
-...O czym chcę z tobą porozmawiać.
- Co się dzieje, Pipes? - spytała zatroskana - mam się martwić?
- Nie, nie, nie - rzuciłam stanowczo - absolutnie nie masz się czego bać. Wszystko jest w najlepszym porządku, przysięgam.
- A więc z czym się tak czaisz? - nie dawała za wygraną, więc zdecydowałam, że poproszę ją o to przed wieczorną, romantyczną kolacją.
Wstałam z drewnianego, wygodnego krzesła i usiadłam na jej kolanach.
- Hm? - spojrzała na mnie zdziwiona.
Z bukietu róż, które stały na stole, wydobyłam malutkie, puchate, granstowe pudełeczko.
- Co do cholery? Pipes? - zdenerwowała się, więc nie mogłam dłużej zwlekać.
- Niczego innego nie pragnę jak tego, byś została moją żoną, czy zostaniesz nią?
- To ja miałam się o to ciebie zapytać - odpowiedziała, a ja oniemiałam, kiedy otworzyła mi przed oczami małe pudełeczko z pierścionkiem.
Po dłużej chwili ciszy roześmiałyśmy się.
- Skoro tak to wyszło - powiedziała nadal się śmiejąc szalenie głośno i pięknie - to jesteśmy zaręczone!
- Trzeba to uczcić - dodałam, wpijając się w jej usta.