Rozdział 30 - Dziewczyna z Litchfield

326 15 0
                                    

Dziewczyna z Litchfield. Jak to w ogóle brzmi? Jakkolwiek nie wydawałoby się to głupie, właśnie nią byłam. I nie czułam się przez to źle, wręcz przeciwnie. Kilkumiesięczny pobyt w więzieniu dla kobiet zmienił mnie diametralnie, ale nie na gorsze. Teraz umiałam doceniać to, co mam, a miałam wiele. Między innymi i przede wszystkim miłość, którą dzieliłam z Vause. Choć minęły trzy tygodnie, niedowierzałam prawdziwości tego, co się działo. Za pół roku wyznaczona została data naszego ślubu, a same zaręczyny były lepsze, niż się spodziewałam. Biorąc pod uwagę to, co spotkało mnie w ciągu ostatnich pięciu lat, miałam olbrzymie szczeście móc się wreszcie odnaleźć.

Zamknęłam gruby zeszyt w twardej okładce i odłożyłam go tam, gdzie było jego miejsce. Pomiędzy książkami w małej biblioteczce Alex. Sama nie miała pojęcia, że prowadzę ten dziennik od długiego czasu i na razie nie widziałam potrzeby informowania jej. Z pewnością nie będzie miała mi tej decyzji za złe, jak już kiedyś się o tym dowie.
Usłyszałam kroki, więc położyłam się na sofie w pokoju gościnnym i włączyłam telewizor tylko po to, by zaraz go wyłączyć.
Przyszła do mnie, po drodze rozrzucając buty byle jak. Z kurtką zrobiła to samo.
- Co dzisiaj będziemy wyprawiać? - zapytała, głaskając mnie po policzku. Położyła się obok.
- Nie mam zielonego pojęcia - odparłam - a ty?
- Mam kilka małych pomysłów - odpowiedziała, wsuwając dłoń pod moją koszulkę.
- Najpierw zjedz obiad, który przygotowywałam dla ciebie przez bite trzy godziny - rzuciłam wesoło - jakbyś go zmarnowała, nigdy bym ci nie wybaczyła.
- Dobrze, już dobrze - stanęła na nogi - a tak przy okazji, mam coś dla ciebie.
- Co dokładnie? - zaciekawiła mnie tym, bo miała nieodgadniony wyraz twarzy.
- List z Litchfield - odparła krótko, nie przestając się uśmiechać.
- O, Red się wreszcie odzywa - krzyknęłam podekscytowana.
Koperta leżała na blacie w kuchni. Gdy Alex nakładała sobie jedzenie, otworzyłam kopertę drżącymi dłońmi.

"Chapman, nigdy wcześniej nie byłam na ciebie tak wściekła. Dlaczego o tym, że hajtasz się z Vause, nie dowiaduję się od samych wplątanych, tylko od przypadkowej więźniarki? Tak, plotki szybko się tu rozchodzą, nie przejmuj się tym. Bierz poprawkę na to, że jak już wyślesz mi oficjalne zaproszenie, a potem spotkamy się w kościele to nakopię ci do dupy.
- Red"

Zaśmiałam się na cały głos, a gdy Alex spytała mnie, o co chodzi, dałam jej tą wiadomość do przeczytania. Również nie pohamowała śmiechu.
- Ma baba jaja - powiedziała, klepiąc mnie po ramieniu - nie martw się, co najwyżej przy ściskaniu cię udusi.
- Wiem, wiem - odparłam i zmieniłam temat - smaczne?
- Ty wiesz, co lubię - mrugnęła.
- Słyszałam o jakiejś imprezie, która ma dzisiaj być na plaży - rzuciłam - skusimy się?
- Jasne, no i tak nie mam innego pomysłu, a seks na molo jest w porządku - odparła, uderzając mnie w pośladek - ale trzeba wziąć koc, bo piasek w tamtych miejscach już nie jest taki w porządku.
- Co ty masz w głowie - parsknęłam - za kogo ja wychodzę?
- Za najlepszą dziewczynę pod słońcem, Pipes!

Po czterech godzinach odpoczywania po nierobieniu niczego konkretnego ani męczącego, zaczęłam się upiększać. Lekko podkreśliłam brwi, przejechałam szminką po wargach, nałożyłam dosłownie odrobinę fluidu na twarz. Jeszcze musiałam dobrać odpowiedni strój kąpielowy, by dobrze się zaprezentować przy ludziach. Nie chciałam się za siebie wstydzić. Po przymiarkach wreszcie zdecydowałam się na ten okrojony, dwuczęściowy w kolorach tęczy.
- Aż krzyczy, że jesteś lesbijką - rzuciła radośnie zza moich pleców Alex.
- Trzymaj język za zębami - odparłam - jestem już gotowa. A Ty?
- Myślisz, że mogę iść w dresach? - zabawnie poruszyła brwiami.
- Pośpiesz się, mówię poważnie.
- Nicky i Lorna nie obrażą się, jeśli dołączymy do nich później, ptysiu.
- Ale ja nie mam ochoty na krzątanie się...aaa - zrozumiałam, co chodziło jej po głowie.
- Dokładnie, aaa - powtórzyła - kocham cię.
- Ja ciebie też cholernie mocno kocham, Al - musnęłam wargami jej miękkie, słodkie usta - co teraz?
- Zgadnij.

<><><><><><><><><><><><><><>

Niebo wyglądało zjawiskowo. Czyste, bezchmurne, granatowe, a na nim setki pomarańczowych, świecących lampionów. Sprawiało to ogromne wrażenie, na mnie, na Alex, na Nicky i Lornie oraz na wszystkich pozostałych, których uśmiechnięte twarze wyrażały więcej, niż tysiąc słów.
- Jakie to piękne - westchnęłam, opierając brodę na ramieniu Al.
- Masz rację - odparła - niesamowite.
- W takim klimacie nigdy się nie kochałam - powiedziała trochę za głośno Nichols, spoglądając znacząco na Morello.
- Nie ma na co czekać - odpowiedziała piskliwym głosikiem brunetka - ta jaskinia na drugim końcu plaży aż nas woła.
- To my wrócimy potem - rzuciła ruda - znajdziemy się.
- Pewnie - zaśmiała się blondynka - nie ma sprawy.
- To co my będziemy robić - zapytała w końcu Vause.
- Chodźmy na spacer - pociągnęłam ją za rękę, szłyśmy wzdłuż brzegu oceanu ślicznie połyskującego w naturalnym świetle księżyca.
Spojrzałam w stronę ludzi, którzy wygłupiali się, tańczyli do muzyki, rozmawiali jak najęci lub flirtowali ze sobą. Nagle rozpoznałam w tłumie kogoś, kogo nie spodziewałam się zobaczyć już nigdy w życiu. Przestraszona zaczęłam biec, krzycząc do Alex, by zrobiła to samo. Choć i bez mojego słowa zaczęła mnie gonić. W pewnym momencie zmierzyła się ze mną i złapała za rękę, upadłyśmy na piasek kawałek od centrum imprezy.
- Co ci odbiło? - spytała zdziwiona, pomagając mi się podnieść.
- A..Ale...to nie jest możliwe - zaczęłam się jąkać i trząść.
- Co jest niemożliwe? Piper, kurwa mać, powiedz mi, o co chodzi!
- Widziałam go, Alex - powiedziałam cicho - widziałam go, nie wiem, dlaczego tu się znalazł, ale znowu się to zaczyna. Od początku.
- Kogo widziałaś?
- Balik, Balik tu jest - wydukałam, upadając po raz drugi na kolana.

Kilka dni później

- I jak?
- Proszę pani - lekarz skończył pisać coś w notatniku i zwrócił się do Alex - pani partnerka, wydaję mi się, przeżywa załamanie nerwowe.
- Ale dlaczego, skoro od lat nie miała żadnych takich przejść? Co prawda kiedyś sporo przeszłyśmy, ona szczególnie, ale to było dawno.
- Nie zawsze da się zostawić całkowicie przeszłość za sobą - odparł - w takim wypadku sugerowałbym całodobową obserwację w szpitalu psychiatrycznym...
- Nie ma mowy - zaprzeczyła stanowczo - nie umieszczę jej tam, bo to nie jest jej potrzebne.
- W takim razie regularne wizyty u psychiatry, którego polecę - powiedział - tu nie ma dyskusji. To poważna sprawa, a ona jest niezdolna do pracy, nie panuje nad sobą i może sobie zrobić krzywdę.

Wróciły do domu, Piper chciała koniecznie wyjść ze szpitala i wypisała się na własne życzenie.
- Alex, dlaczego mi nie wierzysz?
- To nie jest tak, że uważam, że kłamiesz - odparła zmartwiona - nie rozmawiajmy na ten temat...
- Nie mam załamania nerwowego, depresji ani psychozy! W głowie mam akurat poukładane i to, że widziałam na plaży Kubrę jest tak samo prawdziwe jak to, że ty tu stoisz w tym momencie!
- Pipes...ale to niemożliwe przecież, on siedzi! Wyszedłby i nikt nie dałby nam znać? Zresztą, na pewno by go tak po prostu nie wypuścili za to, co miał za uszami i co zrobił tobie.
- A jednak - blondynka wzruszyła ramionami - muszę pogadać z Alanem.
- Tym od Nicky? Niewiadomo, gdzie on się podziewa.
- Nichols będzie wiedzieć - rzuciła beznamiętnie - a Alan nigdy nie zdradził nam, co zrobili z Balikiem, jak mnie stamtąd wyciągnęli.

Dwie strony - moje więzienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz