| Rozdział 18 | - Cel? Pal!

215 17 0
                                    

Alan

Wtargnęliśmy do wnętrza opuszczonego budynku. Dzięki bogu, że wzięliśmy ze sobą noktowizory, bo inaczej bylibyśmy niczym ślepcy poruszający się wedle wyczucia. A my nigdy nie robimy nic na wyczucie. Ja i moi chłopcy wiedzieliśmy, iż musimy przyłożyć się do zadania. Zresztą, dla Nicky odkrylibyśmy koniec świata.
Joe i Steve bez wahania udali się na górę schodami przeciwpożarowymi. Nie zwracali uwagi na to, że niektóre stopnie są w kiepskim stanie. My, czyli ja wraz z Aronem oraz Derekiem brnęliśmy przez pierwsze pomieszczenia na parterze. Stresowaliśmy się jak cholera, ale nie przywykliśmy do dawania za wygraną. Gnojek musiał wrócić tam, gdzie jego miejsce, czyli za kraty, a dziewczyna spokojnie dotrzeć do domu. Akcja nie należała do najłatwiejszych, ale to nasz wybór. Zawsze podejmowaliśmy się spraw prawie niemożliwych do rozwiązania.
- Przeczesaliśmy drugie i trzecie piętro, czysto - usłyszałem w małej, dousznej słuchawce.
- Musicie sprawdzić jeszcze dach - odparł Aron, nim ja to zrobiłem. Zagapiłem się, bo miałem wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Po chwili dostrzegłem jakiś ruch na drugim końcu sporego pomieszczenia.
- Zrozumiałem, bez odbioru - odpowiedział Joe i już nie miałem z nimi kontaktu.
- Mam go - rzuciłem nagle - nie jestem w dobrej pozycji do oddania strzału, muszę za nim pójść.
- Osłaniajcie go - Markus wydał rozkaz moim znajomym - uważajcie na siebie. Dziewczyna ma wrócić w nienaruszonym stanie, on poturbowany, ale żywy. Zgnije w pace.
- Cel poszedł w kierunku zachodniego skrzydła - znowu Derek poinformował Marka przede mną - ruszamy!
Ostrożnie stawialiśmy kolejne kroki, które przybliżały nas do drewnianych drzwi. Uchyliłem je i jako pierwszy wślizgnąłem się przez otwór. Po schodach stąpałem najciszej jak tylko mogłem, choć towarzyszyło mi nieprzyjemne uczucie, iż napastnik wie o nas. Widział nas. Słyszał. Czuł, jak my czujemy jego.
Palcami pokazałem Aronowi i Derekowi, gdzie mają się ustawić. Z kopniaka wyważyłem następne drzwi, co o dziwo nie sprawiło większego problemu. Dźwięk, który wydał z siebie karabin maszynowy, zmusił nas do rzucenia się na ziemię i powolnego wycofywania się. Jednak nie mogliśmy dać się tak po prostu spławić, więc w minucie przeładowywania broni, my kontratakowaliśmy. Kubra upadł na podłogę tak, jak przed momentem ja i chłopcy. Z przestrzelonymi kolanami i draśniętym brzuchem będzie żył.
Ktoś zaświecił światło, pozbyliśmy się noktowizorów, było wygodniej. Ktoś gwałtownym szarpnięciem uniósł gnojka do góry, wisiał kilka centymetrów nad ziemią. Uśmiechał się do nas, ostatni kretyn.
- Mów, co zrobiłeś z dziewczyną! - warknąłem, bo miałem go serdecznie dosyć i brakowało mi cierpliwości - inaczej zupełnie te nogi z dupy ci powyrywam!
- Spokojnie, panie władzo, to nieporozumienie!
- Mów, do kurwy nędzy - powtórzył moje polecenie Derek - w innym wypadku nie tylko kolana będziesz miał przestrzelone - uśmiechnął się i skierował lufę na krocze Balika.
- Tam, gdzie Piper Chapman zdycha, tam ja cieszę się ostatni. Za pięć minut będzie spadać, chyba sobie łeb rozwali - mrugnął do nas.
- Cholera - mruknął Aron - on sobie z nami pogrywa! Co to za chory wierszyk, hm?
- Kurwa mać - szepnąłem - na dach! Aron, zostań z nim, jak będzie trzeba to się go pozbądź. Derek, biegniemy na dach!
Przez słuchawki próbowaliśmy się połączyć z Joem i Stevem, ale na marne. Nie odpowiadali na wezwania.

Alex

Kiedy usłyszałam ten pieprzony wiersz...

...za pięć minut będzie spadać, chyba sobie łeb rozwali...

...nie wytrzymałam, wyskoczyłam z samochodu jak oparzona, korzystając z tego, że Markus uważnie obserwował to, co dzieje się na ekraniku. Nie mogłam siedzieć bezczynnie i oglądać. Nigdy wcześniej w dwadzieścia sekund nie pokonałam tak długiego dystansu. Dostałam się do magazynu bocznym wejściem i pobiegłam na górę. To, że serce prawie wyskakiwało mi z klatki piersiowej nie miało znaczenia. Nie w momencie, kiedy rozgrywała się walka o życie Pipes.
Przeczołgałam się kawałek dalej, by zobaczyć coś więcej, niż zasrany komin. Kucnęłam za nim, zerkając dyskretnie na nich. Gadali o głupotach, popalając papierosy. Dosłownie pół minuty później trzymali już worek. Czarny był jak noc. Podnosili go, kiedy rozległy się strzały. Zatkałam uszy, ale nie odwróciłam wzroku. To policjanci. Znajome, przyjazne twarze. Odetchnęłam, choć nadal nie byłam pewna, co się stało z moją ukochaną.
- To ona - usłyszawszy głos gliniarza, nie czekając ani chwili dłużej, podbiegłam tam.
Zdziwili się, ale zrobili dla mnie miejsce. Patrzyłam zahipnotyzowana, jak Steve wyciągał nieprzytomną Piper z brudnego worka. Była pokiereszowana, poraniona. Wyglądała jakby spała. Bałam się, że to nie był zwykły sen. Pochwyciłam blondynkę w ramiona i zaczęłam kołysać.

[Miesiąc później]

Gdy otworzyłam oczy, poraziło mnie jasne, upierdliwe światło. Gdy się do tego przyzwyczaiłam, zauważyłam biały sufit i białe ściany; bolała mnie ręka, ale chcąc nią poruszyć zorientowałam się, iż jestem podłączona do kroplówki. "A więc szpital", pomyślałam. Westchnęłam. Kliknęłam na czerwony guzik, czym przywołałam najmilszą pielęgniarkę, jaką kiedykolwiek przyszło mi poznać. Uśmiechnęłam się krzywo, ona to odwzajemniła. Powiedziała, że niezwłocznie wezwie doktora i poinformuje telefonicznie moje kuzynki o tym, że się wybudziłam. Kuzynki?
Nie wiem, ile dokładnie minęło, ale znowu się obudziłam. Popatrzyłam przez okno na piękne, błękitne niebo. Ktoś odkaszlnął, odwróciłam się. W drzwiach stała Alex, a za nią machały do mnie Nicky i Lorna. Moja dziewczyna usiadła obok mnie, łapiąc za zdrową rękę.
- Pipes, długo kazałaś mi na siebie czekać - powiedziała cicho.
- Przepraszam - mruknęłam, krzywiąc się z bólu.
- Co cię boli? - spytała zaniepokojona.
- Dosłownie wszystko - odpowiedziałam - podaj mi lusterko.
- Co?
- Lusterko - powtórzyłam zirytowana - daj mi to pojebane lusterko!
Wyglądałam jak potwór. Lewe oko było bardzo opuchnięte, nie widziałam na nie w ogóle. Od lewego kącika ust do kącika tego oka rozciągała się dosyć głęboka blizna.
- Fuj - szepnęłam - jestem obrzydliwa!
- Skarbie, to nieprawda.
- Naucz się lepiej kłamać, bo na razie coś ci nie wychodzi, skarbie - zasyczałam.
- Piper, przestań - powiedziała ostro - nie zachowuj się tak. To nie na mnie jesteś wściekła, nawet nie na siebie i na to, jak wyglądasz. Wiesz, czekałam na ciebie cały miesiąc. Pluję sobie w brodę, że nie było mnie tu akurat dzisiaj rano, jak się ocknęłaś.
- Przepraszam - zdałam sobie sprawę, że ona miała rację. To...minie. Jakoś przetrwam - dziękuję, że jesteś. Kocham cię.
- Ja też cię kocham, Pipes - odparła, po czym dała mi buziaka w czoło - ja ciebie też.
W tym samym momencie, w którym do sali wsunęły się moje przyjaciółki, wszedł lekarz.
- Kogo my tu mamy - zaczął sympatycznie - Chapman, Piper?
- Dokładnie - potwierdziłam.
- Według badań, które przeprowadziliśmy i według wyników operacji...
- Operacji? Miałam operację?
- Tak - zdziwił się - nie wiesz?
- Pierwsze słyszę...
- Miałaś operację oka - powiedział - według mnie, w ciągu następnych tygodni powinno przybrać normalny rozmiar i powinnaś odzyskać zdolność widzenia - im dłużej o tym opowiadał, ja mocniej ściskałam dłoń Vause, która również słuchała z uwagą - a ręka...cóż. Podczas zabiegu nastąpiły pewne komplikacje.
- Komplikacje?
- Niewiadomo, czy odzyskasz pełną sprawność, choć są na to spore szanse. Jeśli nie będzie to pełna sprawność, rehabilitacja pomoże w zyskaniu 80-90% tej sprawności.
- Nie chcę tego słuchać teraz - przerwałam, a oni na mnie spojrzeli wyczekująco - chcę iść do domu - popatrzyłam błagalnie na Alex.
- Nie zalecam takiego rozwiązania - odparł po zastanowieniu - tu masz specjalistyczną opiekę 24 godziny na dobę, jeśli coś by się stało, reakcja byłaby szybsza...
- Wypisuję się na żądanie wobec tego.
- Pipes - okularnica wtrąciła się - nie. To nie jest bezpieczne dla twojego zdrowia, coś rzeczywiście może się uda wydarzyć...a ja nie będę umiała ci pomóc w żaden sposób.
- Nie pytam o pozwolenie, kuzynko - odpowiedziałam zdenerwowana - pozwólcie, że sama zdecyduję o tym, czego chcę. A chcę iść do domu.
- Dobrze - lekarz przesunął się pod okno i oparł o kaloryfer - ale zgodzę się na to tylko pod warunkiem, jeśli wynajmiecie pielęgniarkę.

Dwie strony - moje więzienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz