W dzisiejszym rozdziale, jak widzicie, mamy specjalnego gościa. Na pewno wiele osób ją skojarzy. To Callie Torres, artystka w szpitalu, chirurg ortopeda z serialu "Grey's Anatomy" :)
Piper Chapman
Leżałam w salce szpitalnej, oczekując swojej operacji. Niedługo miała przyjść doktor Torres, by sprawdzić mój stan. Choć strasznie się stresowałam, nie zapominałam o tym, że ta kobieta to najbardziej odpowiednim lekarzem do tego wyzwania. Specjalistka w swoim fachu, która wzbudzała we mnie zaufanie. Dzięki jej optymizmowi, którym zarażała, czułam się nieco spokojniej.
Tymczasem Alex zdążyła wrócić z kawiarenki, w której kazałam jej zjeść obiad. Usiadła przy łóżku i położyła dłoń na mojej.
- Jesteś blada - stwierdziła zmartwiona - dobrze się czujesz?
- To tylko drobne zdenerwowanie - odpowiedziałam szczerze, bo fizycznie nic mi nie dolegało - nie przejmuj się. Normalna sprawa.
- Skoro tak mówisz, to również powinnaś zjeść jakiegoś hamburgera.
- Mam zakaz jedzenia przed operacją - odparłam uśmiechnięta.
- Ja chyba denerwuję się tym bardziej niż ty - powiedziała - Pipes, wszystko ma być dobrze. Rozumiesz?- Skarbie, rozumiem doskonale - nastawiłam się, by pocałowała mnie w policzek, po czym znowu opadłam na łóżko - ułoży się.
- Między nami też? - spytała niepewnie. Wydała mi się taka niewinna i rozczulająca.
- Między nami też się poukłada - dałam jej i sobie nadzieję, bo lepiej było myśleć w ten sposób.
Nagle otworzyły się białe drzwi, przez które weszło dwóch mężczyzn w jasnozielonych strojach. Za nimi pokazała się Callie Torres razem z ordynatorem. Kobieta miała niebieski strój, czepek w różowe kwiaty i maseczkę, która jeszcze wisiała na jej szyi.
- Piper - zaczęła, nie przestając się uśmiechać - musimy już cię zabrać na salę operacyjną. Zaczniemy za piętnaście minut, ale trzeba cię jeszcze przygotować do zabiegu.
- Jasne - odpowiedziałam, spoglądając ostatni raz przed długim snem na uroczą Vause - kocham cię kochanie.
- Ja ciebie też - odparła - do zobaczenia później, będę czekać.
Puściłyśmy swoje dłonie. Faceci stanęli z dwóch stron łóżka na kółkach i skierowali je do wyjścia tak, żeby się w nim zmieściło.
- Obiecuję, że zajmę się tobą najlepiej jak potrafię i zrobię wszystko, co w mojej mocy, byś wyzdrowiała w stu procentach.
- Dziękuję - rzuciłam cicho, wzdychając.Alex
Zostałam jeszcze przez chwilę w szpitalu, obserwując ukradkiem, jak lekarze wiozą Piper na salę operacyjną do skrzydła obok. Westchnęłam. Postanowiłam wyjść na krótki spacer. Na zewnątrz spaliłam z nerwów około sześciu papierosów, ale w żadnym stopniu mnie to nie uspokoiło i nie uciszyły się obawy. Strach momentami chciał mnie sparaliżować, jednak dawałam radę ogarniać to, co działo się dookoła.
Poczułam czyjąś rękę na ramieniu i odruchowo zepchnęłam ją stamtąd. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam osobę, której się nie spodziewałam w ogóle.
- Cassidy? - spytałam niedowierzając - a ty co tutaj robisz? Myślałam, że wyraziłam się jasno. Miałaś się tu nie pokazywać.
- Słuchaj, Alex - moje imię wysyczała - to, że uprawiałam seks z nią, raz nawet z tobą, ale nic do was nie czuję, oprócz sympatii nie oznacza, że nie martwię się o twoją ukochaną.
- Powtórzę się, nie powinno cię tu być - powiedziałam chłodno.
- Opanuj się - rzuciła ostro - nie bądź dzieckiem. Nie mówię ci, że odbiorę ci ukochaną, ja się tylko o nią boję, bo wiem, jak to jest przechodzić coś potwornego. Zrozum, nie wszyscy żyją po to, by uprzykrzyć ci życie!
- Ale...
- Pozwól mi sobie potowarzyszyć, towarzystwo w takiej chwili jest zbawienne. Sama wiesz, że mam rację.
- Wiem. W porządku. Chodź na molo, Cassidy, chcę popatrzeć na ocean.-------------------------------------------------------
Alan
Nie miałem pojęcia, po co wezwała mnie ruda, ale od razu się zebrałem z całym swoim lenistwem i pojechałem do domu, w którym mieszkała z przyjaciółkami oraz dziewczyną.
Stałem teraz pod drzwiami, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby się stąd zmyć, zanim byłoby za późno. Rozważania przerwała mi Nichols, która zaszła mnie od tyłu i rzuciła mi się na plecy.
- Hej - powiedziała dziwnie przyjaźnie - co u ciebie?
- W porządku - odparłem, nie aż tak strasznie naciągając prawdę w stronę kłamstwa - dzwoniłaś. Czego potrzebujesz?
- Z Lorną zdecydowałyśmy, że w ramach przeprosin za ostatnie zamieszanie postawimy ci kolację, więc pójdziemy razem do baru mlecznego - uśmiechnęła się - nie rób takiej miny, złość mi się znudziła. Wolę dalej mieć zajebistego kumpla!Co miałem zrobić? Uciec? Co prawda nie czułem się wspaniale, choć nieco mi ulżyło, że nie będzie żadnych awantur ani dziecinnych zemst, do których ona była zdolna. Zapakowałem się do wozu i czekałem na dziewczyny, bo okazało się, że wypiły po dwóch piwach i nie bardzo mogły prowadzić. Zresztą, nie miały czym jechać, bo samochód zabrała ta czwarta, w czarnych włosach i okularach. O, Alex bodajże, tak jej chyba było.
- Dlaczego nie jesteście z przyjaciółkami? - spytałem po drodze - nie są już w szpitalu?
- Są - odparła jedna z nich - ale Vause nie chciała tłoku, a Chapman nie dała sobie wmówić, że nie mamy nic innego do roboty. Uparta jak chuj.
- Dokładnie - potwierdziła brunetka.