| Rozdział 22 |- Myślisz o mnie?

210 13 0
                                    

Promienie słońca przedzierały się napastliwie przez okno do niewielkiego pokoju hotelowego, w którym od trzech miesięcy mieszkała Piper.
Leniwie przeciągnęła się na łóżku, siadając. Stopami dotknęła miękkiego, puchatego dywanu. Przetarła oczy i ziewnęła. Zamrugała kilka razy, jakby musiała ten ostatni raz rozdzielić sen od rzeczywistości. Telefon nie przestawał wibrować, ale przyzwyczaiła się już do ignorowania swojej byłej dziewczyny, jak i starych przyjaciółek. Choć nie pozbierała się w najmniejszym stopniu, ostatnie, czego chciała, to z nimi rozmawiać. Zresztą, nie miała o czym. Alex z pewnością po raz enty wyskoczyłaby z nic niewartymi przeprosinami, a Lorna lub Nicky namawiałyby ją na spotkanie. W końcu po tych rozważaniach, zdecydowała się na spacer po plaży. Nie zakładając butów, wyszła z zarezerwowanego pokoju i udała się na zewnątrz eleganckiego budynku. Widoki były niesamowite, z radością odetchnęła świeżym, ciepłym powietrzem.
Po półgodzinnym marszu zrzuciła z siebie koszulkę i spodenki, zostawając tym samym w błękitnym stroju kąpielowym. Odgarnęła włosy i wbiegła do wody, śmiejąc się na cały głos. Jedyne czego pragnęła to dobra zabawa, którą mimo wszystko miała na wyciągnięcie ręki.
- Widzę, że dobrze się bawisz - usłyszała nieznajomy głos, odwróciła się w kierunku brzegu.
- Tak, szkoda marnować dnia na zapijanie się w obskórnych barach - odparła bez namysłu.
- A więc są jakieś smutki - uśmiechnęła się beztrosko kobieta - pozwolisz, że do ciebie dołączę? - spytała i nie czekając na odpowiedź raz dwa pozbyła się ubrań. Nago wbiegła do oceanu i ochlapała Chapman.
- To miejsce nie jest moje na własność - odparowała z małym opóźnieniem - także rób, na co masz ochotę.
- Czyli, że mam prawo zrobić wszystko, a ty nie wyciągniesz konsekwencji? - zapytała zadziornie.
- Czemu miałabym? - zaskoczona blondynka oparła się o dużą, ale dosyć gładką skałę.
Kobieta o długich, brązowych włosach bez słowa naparła swoim ciałem na ciało Pipes. Ich usta dzieliły centymetry, a z sekundy na sekundę odległość się jeszcze bardziej zmniejszała. Ich usta po kilku minutach zetknęły się. Piper nie oponowała, wręcz przeciwnie, chętnie rozchyliła różowe wargi i pozwoliła do nich wtargnąć miłemu intruzowi.
- Nawet nie wiem, jak ci na imię - wysapała, gdy brała oddech.
- Cassidy - przedstawiła się szeptem - kojarzy się z polskim słowem "kaskada", ale znaczy zupełnie co innego.
Znowu skupiły się na pocałunku. Stawał się coraz bardziej zachłanny, głęboki; nadzwyczajnie ostry, a zarazem leciutki, jak liść unoszony przez wiatr. Stały po kolana w wodzie, ale nikt nie mógł ich dojrzeć z piaszczystego brzegu.
Jedna dłoń brązowowłosej bezwstydnie ściskała pośladek Piper, która przyparta do głazu nie miała zbyt wielu możliwości, by się ruszyć. Drugą dłonią natomiast kobieta badała lewą pierś, sutek kochanki.
- Skąd się tu wzięłaś?
- Mieszkam niedaleko - rzuciła - nie przejmuj się tym, daj mi o siebie zadbać, okej? Bardzo pragnę móc to dla ciebie zrobić.
Cassidy bez ostrzeżenia wbiła się w nią dwoma palcami, ruszając nimi w gorącym i wilgotnym miejscu coraz prędzej, mocniej, gwałtowniej. Urywany oddech oraz ciche pojękiwania mieszały się z niesionym przez fale morskie szumem.
Spazmatyczne ruchy ciała dały znać, że Chapman dochodzi. Zaczęła się wzdrygać, aż na końcu głośno wypowiedziała imię pieszczącej jej osoby, upadając na kolana. Po chwili chciała się zrewanżować, muskając ustami brzuch Cassidy, jednak ta odsunęła się i pociągnęła za sobą towarzyszkę.
- Nie teraz - uśmiechnęła się - może później, jeśli pójdziesz ze mną do tego obskórnego baru i opowiesz mi, jak znalazłaś się sama w Kansas.
Chapman nie potrafiła stwierdzić, co ją tak urzekło w nieznajomej, jednak bez wahania zgodziła się na ten układ. W tym momencie bardziej niż czegokolwiek pożądała tej dziewuchy. Uznała więc, że poświęci jeszcze pół godziny dla późniejszych kilku godzin rozkoszy, której tak dawno nie zaznała. Z głowy zupełnie wyparła wspomnienia dotyczące Vause, przynajmniej na jakiś czas. Nie mogła wiecznie stać w miejscu i czekać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nicky i Lorna jakimś cudem zdołały się pogodzić. Co ważniejsze: ze względu na to, że Nicky w więzieniu zabawiała się z Alex, czuła, iż całkowicie odtrącając ukochaną, nie postępuje sprawiedliwie wobec niej i samej siebie. Po długich rozmowach, co raczej nie było tradycją w ich związku, okazało się, że obie nadal chcą tego samego - siebie nawzajem. Zamieszkały z Vause, która jako jedyna pozostawała niepocieszona. Próbowały ją rozweselać, odciągnąć ją od myślenia o Chapman, ale nie najlepiej im to wychodziło.
- Dzieciaku, ja też lubię popić i to solidnie - zaczęła ruda, przyłapując przyjaciółkę na podpijaniu wódki z gwinta - ale ty przesadzasz. Odłóż to, nie możesz pić dzień w dzień, bo się wykończysz.
- Nie mów mi, co mam robić w swoim domu - parsknęła w odpowiedzi, na jej twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.
- To przyjacielska rada, idiotko - obroniła tamtą Morello - zachowujesz się jak rozkapryszony bachor!
- Co ty tam wiesz?! - krzyknęła nagle, łapiąc ją za nadgarstki. Zaraz ją puściła.
- Ty już jesteś pijana - zauważyła - znowu chcesz doprowadzić się do takiego stanu, w jakim byłaś przez ostatnie trzy tygodnie?!
- To po prostu nie jest twoją sprawą - Alex rzuciła okulary za kanapę.

Dwie strony - moje więzienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz