Rozdział 24 - Byleby przejść niespostrzeżenie.

197 19 1
                                    

Piper

Gdyby nie to, kto się temu przyglądał, nazwałabym ten orgazm jednym z najlepszych w swoim życiu.
Czas jakby się zatrzymał, nie działo się dla mnie nic więcej oprócz tego, że miałam przed sobą kochankę i starą przyjaciółkę, która przy okazji przyjaźniła się z moją byłą dziewczyną. Co z tego, że nie miałam zamiaru z nią rozmawiać, ona najwyraźniej miała inne plany. Po otrząśnięciu się z szoku, powiedziałam Cassidy, że jestem głodna. Obiecała przynieść mi coś smacznego, zniknęła za rogiem, kręcąc seksownie tyłkiem. Nicky nie podeszła do mnie. Podbiegła i szarpnęła mnie za ramię.
- Co ty wyprawiasz, do kurwy nędzy? - spytała - zachowujesz się jak przedszkolak.
Zdecydowałam, że nie dam jej wbić się w ziemię. Nie teraz, nie dzisiaj i nie po tym, co wyczyniała w Litchfield razem z Alex za moimi plecami. To wszystko wróciło do mnie niczym bumerang, uderzając w twarz.
- Kto jak kto, ale ty akurat nie masz prawa mnie pouczać - warknęłam, wyrywając rękę z jej uścisku.
- Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy z tego, jak Alex przez ciebie cierpi, Piper - powiedziała już ciszej - nie powinnaś odchodzić. Takie sprawy się wyjaśnia.
- Co tu wyjaśniać? Ani z tobą, ani z nią nie mam już o czym rozmawiać - odpowiedziałam szczerze, choć gdzieś w głowie zaczęły tłuc się małe wyrzuty sumienia.
- Pipes, zrozum. Byłaś w Litchfield, dobrze wiesz, jak to jest, gdy nie masz przez kilka miesięcy z kim się przespać. Rozumiesz...
- Po prostu daj spokój - przerwałam - ona tu jest?
- Wszystkie tu jesteśmy - odparła.
- Nie waż się jej wspominać o tym, że mnie widziałaś. Ani jednym słowem, Nicky.
- Będziesz tego żałować - parsknęła lekceważąco i machnęła ręką - ale w porządku, jak sobie księżniczka życzy, tak się oczywiście stanie.
Odeszła w swoją stronę, przy okazji zahaczając barkiem o Cass, która zaskoczona nie zdążyła zareagować. A jestem pewna, że gdyby jej refleks był większy w tej chwili, doszłoby do bójki. Albo przynajmniej do ostrej wymiany zdań. Na szczęście tak się nie stało.
- Co jest grane? - zapytała, siadając obok mnie na murku - wiedziałam, że nie jesteś głodna, więc nic nie mam.
Byłam jej wdzięczna za to, że nie obraziła się i dała mi swobodę w kwestii załatwienia tej sprawy.
- Kto to był? - powtórzyła pytanie, odgarniając swoje długie włosy.
- Stara znajoma - odpowiedziałam - przyjaciółka mojej byłej, a kiedyś i moja przyjaciółka.
- Ona tu jest, hm? - szepnęła, a nagle wstała i uśmiechnęła się szeroko.
Zbiła mnie tym z tropu.
- Co ty kombinujesz? - zmrużyłam oczy, pytając niepewnie - Cassidy?
- Pójdziemy do nich! - rzuciła podekscytowana - załatwimy to raz na zawsze, a ja sobie porozmawiam z tą, która tak podle cię potraktowała.
- O nie - odpowiedziałam natychmiast - nie ma mowy, nie zrobimy tego. To głupi pomysł. I nie chcę cię bez potrzeby mieszać w moje kłopoty.
- Sama nazywasz to kłopotami - wystawiła mi język - a co się z nimi robi? Oczywiście rozwiązuje! Nigdy nie ucieka się od nich. A ten nie wygląda jakoś strasznie, bym sobie z nim nie poradziła, robaczku.
- Nadal nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - powtórzyłam to zdanie już któryś raz - nic dobrego z tego nie wyniknie, a ja nie mam ochoty mścić się na żadnej z nich. Nie ma po co.
- To przynajmniej idź i z nią pogadaj! Powiedz jej, co o niej myślisz, nie musisz od razu używać pięści, a ja będę stała z daleka.
- Nie - znowu to samo powtórzyłam - lepiej chodźmy do barku i się napijmy.

*******************************

Nicky

Nigdzie nie mogłam złapać Alex i Lorny, które zostawiłam wcześniej samym sobie. Co prawda nie znały terenu, ale byłam przekonana, że sobie poradzą. Obie były dorosłe.
W końcu po przepychaniu się przez tłum nagich i spoconych, tańczących do muzyki ciał ujrzałam dziewczyny przy barku. Wyglądały pociesznie, już trochę wstawione. Ja za to czułam się doskonale, alkohol wcale nie buzował w moich żyłach. Przysiadłam się i pocałowałam Morello w policzek, a Alex pogłaskałam po nieco rozczochranych włosach.
- Jak się miewacie? - spytałam wesoło. - Brakowało nam ciebie - odparła równie wesoło brunetka, kładąc sobie ręce Nichols na piersi - no ściśnij, spójrz jakie wspaniałe!
- Idealne - zaśmiałam się szczerze, wybijając sobie z głowy zmartwienie dotyczące tego, czy Alex zobaczy Piper. Było mi to obojętne, przez jakiś czas.
- Mam dosyć picia - wtrąciła okularnica - pójdę zagadać do tej panny, która ciągle się na mnie gapi. Może mogę liczyć na szybki numerek.
- No i widzisz, sama polujesz na okazję, żeby uprawiać dziki seks w plenerze! Mówiłam, że tak będzie.
Alex zniknęła mi sprzed oczu po minucie, więc wróciłam do nakręcania mojej dziewczyny.

******************************

Alex

Wreszcie czułam się zajebiście. Nie przejmowałam się niczym, nawet problemami, które na trzeźwo wydają się największe na świecie. Z błyskiem w oku zbliżyłam się do brunetki, która nie spuszczała ze mnie wzroku, uśmiechając się zadziornie. Odpowiedziałam podobnym uśmiechem, poprawiając okulary na nosie. Raz się żyje.
- Co jest we mnie takiego ciekawego, że bez przerwy się na mnie patrzysz? - zapytałam chichotając.
- Ona rzeczywiście ma dobry gust - powiedziała, a ja się zdziwiłam. O czym ona do cholery gadała?!
- O czym, a raczej o kim ty mówisz?
- Wysoka, szczupła blondynka? - bardziej spytała, niż stwierdziła - ładne oczy o oryginalnym kolorze, który zmienia się pod wpływem światła? Teraz czaisz, czy dalej mam tłumaczyć?
- Piper...
- Właśnie - pokiwała głową - o, idzie. Poczekaj, może się przywitacie?
Kiedy znajoma blondynka objęła kobietę w pasie i pocałowała, zadrżałam. Coś we mnie powoli pękało. Odrząknęłam, a one na mnie popatrzyły. To, w jaki sposób zrobiła to Chapman...
- O kurwa - palnęła bez namysłu, a ja powtórzyłam to za nią.
- Cass, po co ją tu ściągnęłaś? - szepnęła do niej, a ja się wkurzyłam. Jakby w ogóle zapomniała, że stoję tu przed nią.
- Pipes - powiedziałam głośno, a ona przełknęła ślinę. Bała się tak, jak ja - porozmawiasz ze mną na osobności?
- Nie mam chęci, by zostać z tobą sam na sam - odparła, a mnie znowu zrobiło się niedobrze.
- Piper, idź, ja tu poczekam - wtrąciła tamta laska i popchnęła Chapman w moim kierunku. Ta natomiast westchnęła, chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła na mostek, na którym usiadłyśmy. Z dala od ludzi i ich krzyków, radości, szaleństw.
Najpierw milczałyśmy. Jakbyśmy nie umiały znaleźć wspólnego tematu, jakbyśmy nie wiedziały o sobie nic a nic. Było zupełnie inaczej. Zupełnie.
- Piper, kocham cię - powiedziałam tak cicho, że niewiadomo było, czy mnie usłyszała.
- Alex, nie mam pojęcia, o czym ty chciałabyś rozmawiać. Przykro mi, naprawdę mi przykro, ale nie umiem do ciebie wrócić po tym wszystkim i w inny sposób na to patrzeć...
- Ja wcale o to nie proszę - odparłam - choć strasznie cię pragnę w moim życiu, jesteś moją miłością. A Nicky...
- Spotkałam ją kilka godzin temu, Al, nie byłam skora do rozmowy nawet z nią. Nie chcę z wami obiema mieć bliższego kontaktu. Plus...zaczęłam sobie układać życie od początku...
- Kłamiesz - wtrąciłam - wiem, kiedy kłamiesz. Przygodni seks z tą Cassidy nie jest żadnym świeżym startem, a odreagowaniem, cielesną zemstą, czy zapomnieniem. Ale ci się to nie udaje, no nie? Też próbowałam coś zmienić, ale bez ciebie to nie jestem ja.
Nachyliłam się. Nasze usta prawie się złączyły i przez moment miałam wrażenie, że Pipes sama tego chce, tak mocno jak ja. W ostatniej chwili jednak odsunęła się ode mnie. Podniosła się z drewnianych desek, otrzepała spodnie i ruszyła przed siebie. Nie miałam siły, by ją gonić. Obok siebie zauważyłam karteczkę z adresem hotelu. Tam chyba pomieszkiwała.

Dwie strony - moje więzienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz