III

2.6K 207 20
                                    

 Wieczorem, już po kolacji, przebrana w piżamę, siedziałam na dywanie przy swoim łóżku i patrzyłam, jak Miley lata w tę i tamtą stronę za oknem. Nagle poczułam ciepłą dłoń na ramieniu i obróciłam się. To, co zobaczyłam, zdecydowanie mnie przerosło. Za moimi plecami stała Petunia. W jej oczach buzował gniew, a włosy miała potargane, co do niej niepodobne. Podwinięty rękaw jej bluzki ukazywał tatuaż na nadgarstku. Mroczny znak. Jej ręką zacisnęła się na moim ramieniu a ja spojrzałam na nią przerażona. Moja siostra została śmierciożercą?!

Wystraszona, zerwałam się na równie nogi, czując niespodziewany ból po prawej stronie ciała. Nagle obraz zaczął się rozmywać i przekształcać. Zamiast mojego łóżka i Petunii zobaczyłam kominek w pokoju wspólnym, na dodatek z bardzo dziwnej perspektywy. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że leżę głową na dywanie, a nogami na fotelu. Musiałam zasnąć. Natychmiast pozbierałam się z podłogi, czując jednak ból w prawej ręce. Ja naprawdę miałam pecha. Nawet ze zwykłego fotela potrafię spaść, a na dodatek coś sobie zrobić.

Rozmasowując sobie ramię poszłam do sypialni. Tym razem naprawdę usiadłam na łóżku i sięgnęłam po książkę. Chwilę później nade mną już stała cała gromada dziewczyn.

- Lily! - zapiszczała Ana.

- Nie uwierzysz! - dodała Charlotte.

- Ale w co? - z westchnieniem zamknęłam książkę.

- Patrick! - zawołały wszystkie naraz.

- Co z nim? - zapytałam zdziwiona.

Patrick - o ile mówiłyśmy o tym samym, chociaż to było raczej pewne - to całkiem niezły chłopak z Ravenclawu. Leciało na niego stosunkowo dużo dziewczyn. Tylko co, u diabła, miał on teraz za znaczenie?

- Valentina nam powiedziała, że Patrick chce zabrać cię na randkę! - pisnęła podekscytowana Minnie.

Gdybym miała w ustach wodę, na sto procent bym ją wypluła.

- Że co proszę? - zapytałam bardzo zdziwiona.

- No tak! Valentina słyszała, jak pytał Syriusza, jak cię zaprosić.

- A co mu na to Łapa odpowiedział? - zapytałam zaciekawiona.

- Że osobiście nigdy nie próbował, więc nie może pomóc. - stwierdziła Charlotte. - Ale myślę, że Patrick tak łatwo nie zrezygnuje.

Westchnęłam.

- Lepiej niech sobie odpuści. Nie jestem zainteresowana. - powiedziałam od niechcenia.

- Co ty gadasz, Lily?! Nie mogę uwierzyć, że nie podoba ci się żaden przystojniak. Na dodatek taki, któremu podobasz się ty! - wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo.

- Nie wiem jeszcze, czy żaden, więc ty też tego nie możesz wiedzieć.

- A James? - zapytała Ana.

Serio? Ona też przeciwko mnie? Zarumieniłam się lekko na wspomnienie tych wszystkich listów miłosnych. I na wspomnienie tego, że na te ostatnie czekałam z utęsknieniem.

- James to inna para kaloszy. - odpowiedziałam cicho.

Na szczęście od dalszej wypowiedzi uratowało mnie pukanie do drzwi.

- To pewnie Patrick! - zawołała Charlotte.

Dziewczyny podleciały do drzwi. Siedząc na łóżku nie usłyszałam jednak głosu Patricka, zamiast tego doszedł mnie smutny głos profesor McGonagall. Szybko wstałam i również podeszłam do drzwi. Kobieta tylko na mnie spojrzała i podała mi list.

Nie wiedząc o co chodzi rozerwałam kopertę i zaczęłam czytać.

Droga Panno Evans.

Dowiedzieliśmy się, że uczęszcza Pani do szkoły z internatem w której obowiązuje całkowity zakaz używania telefonów, Pańska siostra zaopiekowała się jednak odpowiednim zaadresowaniem tego listu, mam więc nadzieję, że dotarł on do Pani bezpośrednio.

Muszę z przykrością i z żalem poinformować Panią o wypadku, w którym nieszczęście brali udział Pani rodzice.

Powoli przysiadłam na dywanie, a moje przyjaciółki spojrzały na mnie z przestrachem. Spróbowałam przygotować się na najgorsze, co było jednak niemożliwe. Czytałam dalej.

Szczęście w nieszczęściu, mają kilka poważniejszych urazów, ale my, jako lekarze, jesteśmy dobrej myśli.

Odetchnęłam z ulgą. Żyją. Co za szczęście.

Ze względu na brak dalszej rodziny napisaliśmy list do Pani szkoły o chwilowe przyjęcie Pańskiej siostry chociażby na zasadzie opieki. Sprawdziliśmy bowiem, że do ukończenia 18 lat pozostał Jej miesiąc. Pani szkoła wyraziła na to zgodę, dlatego też informujemy Panią, że Petunia Evans zjawi się u Pani w niedzielę rano.

Z wyrazami szacunku.

Zespół lekarzy Szpitala im. Leona Powidłowskiego

Nie mogłam uwierzyć w to co przeczytałam. Ja uczyłam się przecież w Hogwarcie. Petunia nie mogła tu przyjechać! Przecież... Ona była mugolem! Co prawda widziała magię, ale nie mogła... Nie. To niemożliwe.

- Profesor McGonagall! Pani się na to zgodziła? A profesor Dumbledore? Jak to możliwe?! - wykrzyknęłam.

- Lily, nie mogliśmy inaczej. Poza tym, twoja siostra wyraziła chęć pobytu w Hogwarcie, a ze względu na to, że nie było większego wyboru... Razem z innymi nauczycielami zdecydowaliśmy, że Petunia przyjedzie na ten miesiąc do Hogwartu. - powiedziała pani profesor. - Lily, wiedz, że naprawdę mi przykro z powodu tego wypadku. - położyła mi dłoń na ramieniu. - Jutro o ósmej rano Petunia zawita w Hogwarcie. - zakomunikowała nam i uśmiechając się smętnie wyszła z sypialni i z dormitorium.

************

Hejooo! 

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, jednak sprawy osobiste przekroczyły granicę rozsądku. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. 

Spodziewaliście się Petunii w Hogwarcie? Myślicie, że dogada się z Lily, czy może już pierwszego dnia się pogryzą i wydłubią nawzajem oczy? Dajcie znać w komentarzach! 

ZuMa :))



Szmaragdowooka w HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz