XV

2.1K 179 32
                                    


Wstałam nie zdając sobie sprawy z godziny, która była obecnie, więc moje zdziwienie było bardzo duże, kiedy spojrzałam na zegarek wskazujący już wpół do dziesiątej. Ubrałam się i zeszłam do Wielkiej Sali, gdzie pozostały resztki ze śniadania. Zasiadłam na krześle przy stole Gryfonów i zabrałam z talerza stojącego przede mną tost z serem. Jedząc kanapkę rozglądałam się wokoło obserwując innych.

- Lily! - profesor McGonagall pojawiła się za mną tak nagle, że tost wypadł mi z dłoni i upadł na talerz.

- Tak, pani profesor? - zapytałam chwytając ponownie chleb.

- Dostałam list z tego szpitala, w którym przebywali twoi rodzice. - uśmiechnęła się, a mi kamień spadł z serca. Zaczynałam się bać, czy aby na pewno wszystko z nimi w porządku. Nie miałam z nimi kontaktu przez cały miesiąc. - Czują się już dobrze, dlatego Petunia wraca w najbliższą sobotę do domu.

Po moim ciele przebiegła fala przyjemnych dreszczy. Wszystko wróci do normy, Petunia przestanie mnie dręczyć i zostawi Jamesa w spokoju. Nareszcie. Najbliższa sobota... Jeszcze tylko trzy dni! Cudownie.

- Powiadomię ją o tym, pani profesor. - powiedziałam z uśmiechem, którego nie byłam w stanie ukryć. Odwzajemniła go, przytaknęła i odeszła. Chwyciłam tosta i wbiegłam szybko po schodach na wieżę, przeskakując po dwa stopnie.

W pokoju wspólnym siedziała Minnie i Charlotte, mogłam się też założyć, że Ana była z Remusem.

- Dziewczyny! - zawołałam, odrywając je od lektury notatek z historii magii na dzisiejszą lekcję. - Petunia wraca w sobotę do domu! - krzyknęłam szeptem.

Minnie uśmiechnęła się nieznacznie, podobnie zresztą jak Charlotte.

- To znaczy, że twoi rodzice lepiej się już czują? - zapytała.

- Tak, są już w domu

- To świetnie! - zawołały.

- Co jest takie świetne? - Petunia pojawiła się za nami w tak ekspresowym tempie, że prawie spadłam z kanapy.

Odchrząknęłam, żeby opanować śmiech.

- Rodzice są w domu. Czują się już dużo lepiej. - uśmiechnęłam się.

- To faktycznie fajnie. - stwierdziła, siadając.

- Dlatego w sobotę będziesz mogła wrócić. - dodałam.

Petunia znieruchomiała.

- W tą sobotę?

- Tak. Profesor McGonagall prosiła ci to przekazać.

- Emm... Okej. - powiedziała cicho i pobiegła szybko do swojego pokoju.

- Chyba nie przypadła jej a wiadomość do gustu.

- Chyba nie. - zaśmiałam się. - Zrobiłyście już pracę na eliksiry?

- Nie. - odpowiedziały zgodnie.

- To dalej!

***

Z samego rana do naszego dormitorium weszła profesor McGonagall.

- Petunia gotowa? - zapytała.

Dziewczyna kiwnęła głową. Próbowała przekonać ją, że powinna tu jeszcze trochę zostać, ale pani profesor była nieugięta. W końcu posłużyła się argumentem, że Hogwart to szkoła magii tylko dla czarownic i czarodziei. Od tamtej pory Petunia unikała profesor McGonagall jak ognia.

Brunetka chwyciła walizkę i podreptała za kobietą. Jako dobra siostra, poszłam za nimi.

- Do zobaczenia, Petunia. - powiedziałam tylko. Być może powinnam rzucić jej się na szyję i wyściskać, ale nie miałam na to najmniejszej ochoty. - Zobaczmy się w święta.

Rzuciła mi nienawistne spojrzenie i wsiadła do pociągu bez słowa. Kiedy maszyna z gwizdem ruszyła, spojrzała na zamek, specjalnie omijając mnie wzrokiem. Zaśmiałam się. Przeczuwałam cudowne święta.

**********

Witajcie! 

Dzień spóźnienia! - wiem. Co mam powiedzieć, nie wyrobiłam się. 

Tak na marginesie, wszystkim, którzy tak jak ja mają teraz ferie, życzę wesoło spędzonych tych dwóch tygodni :)) 

ZuMa:))  

Szmaragdowooka w HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz