Rozdział 16

125 14 5
                                    

Perspektywa Alberta


Muszę zdobyć ten list od Caine' a. Czy może być lepsze pora na to niż środek nocy? Pewnie teraz smacznie śpią. No cóż

- Za 5 minut masz być pod moim domem

- Albert do cholery, czy ty wiesz, która jest teraz godzina?

- Stać mnie na zegarek, a poza tym czas mija. Masz 5 minut

- Al...- nie pozwoliłem mu dokończyć. Rozłączyłem się i odłożyłem iPhona na komodę. Wyciągnąłem z szafy najnowszy garnitur. Był przygotowany na właśnie taką okazję.

Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Idealnie. Wiedziałem, że można na niego liczyć

- Mam nadzieję, że czeka mnie podwyżka- usłyszałem po otworzeniu drzwi

- Zastanowię się. Pierwszym miejscem docelowym będzie mieszkanie tego szczeniaka, który mnie ostatnio wykiwał

- Zabijemy go?

- Zastanowię się

Na miejscu byliśmy w przeciągu kilku minut

- Zadzwoń- powiedziałem stojąc na przeciwko drzwi

- Nie wolisz go zaskoczyć?

- Nie tym razem

- Okeeej

Na otwarcie drzwi musieliśmy czekać koło 3 minut. Miałem ochotę wyważyć drzwi, ale w momencie podjęcia tej decyzji, drzwi się otworzyły. Chłopak był zaspany, ale kiedy mnie zobaczył od razu się obudził. Uśmiechnąłem się do niego

- No cześć kolego, miałeś coś dla mnie

- Tak, pewnie. Miałem Ci to przynieść- co za dziecko. Czy on naprawdę myśli, że ja nie wiem

- Więc mi to daj?

- Może jutro

- Mark, mam dość słuchania tego dzieciaka

- Poczekaj ja..- ale nie zdążył dokończyć, bo już po chwili zwijał się z bólu na ziemi

- Tak to właśnie wygląda, gdy próbujesz oszukać Alberta Hillsborougha. Ale nie martw się kolego, bo i tak odwiedzę moich dawnych znajomych- wziąłem wdech- i to jeszcze dzisiaj

Wycofałem się i trzasnąłem drzwiami, za którymi leżał teraz chłopak. Chyba już nawet nie był przytomny. Zasłużył sobie.

Jechaliśmy w ciszy. Mimo wszystko nie denerwowałem się. Nawet jeśli ktoś zauważy te włamanie, wystarczy kilka banknotów i problem z głowy.

Na miejscu byliśmy jeszcze szybciej. Spakowałem broń i wyszedłem z auta. Po chwili zorientowałem się, że nie jesteśmy z Markiem sami. Pod domem kręcili się jacyś ludzie. Kiedy w ich dłoniach zobaczyłem aparaty, wszystko stało się jasne. Przeklęci dziennikarze

Po chwili kilku się odwróciło i wtedy padły pierwsze strzały. Nie z mojej strony

- Mark, do cholery!- krzyknąłem wkurzony

- Wchodzimy- wyszeptał

Teraz już w sumie nie miałem wyboru. Podszedłem  do drzwi i kopnąłem. Musiałem użyć mojej nogi kilka razy. Dopiero kiedy drzwi się otworzyły dosłownie mnie zamurowało

Przede mną stał chłopak, który od roku powinien być świętej pamięci. Na dodatek uśmiechał się głupio. Cały Caine

- Co ty tutaj...- chciałem się zapytać, ale chłopak na przeciwko mnie przerwał

- Zaoszczędź- powiedział- pewnie kultura wymaga tego, żebym cię zaprosił do środka- zrobił chwilę przerwy- ale ja nie jestem dżentelmenem

- Przykro mi, ale nie zamkniesz mi drzwi przed nosem

- Słuszna uwaga

- Wiem, wchodzę- powiedziałem i przekroczyłem próg

- Co ty tutaj robisz?- z wnętrza domu wyłoniła się Diana. Skłamałbym mówiąc, że nie wyglądała w tej chwili pociągająco. Jestem tylko facetem

- Przyszedłem odwiedzić starych znajomych, stęskniłem się

- Wiedziałam, że w końcu przyjdziesz- Lana też musiała przyjść

- Niby dlaczego?- jeszcze trochę poudaję, że nic nie wiem

- Twojemu chłopcu nie udało się zdobyć listu, więc przyszedłeś ty kochany- powiedziała dziewczyna

- Jakiego listu?- jeszcze chwilkę

- Chwileczkę, chciałeś podważyć decyzję sądu i różnych innych władz, bo potem wsadzić Sama do więzienia?- Caine był tym rozbawiony. No cóż, go bawiło bardzo dużo rzeczy

- Właściwie ty się pojawiłeś, więc ciebie przy okazji też- powiedziałem beznamiętnym głosem

Myślałem, że Caine się wystraszy. Teraz. Cokolwiek. Ale on najzwyczajniej w życiu się roześmiał

- Może nie uważam mojego brata za najmądrzejszego na świecie, ale nie jest mimo wszystko idiotą- powiedział- A taki ktoś jak ty na pewno nie byłby w stanie go przechytrzyć. Wybacz za lekką urazę

Byłem zły, wkurzony i upokorzony

- Co się gapisz Mark- powiedziałem

- Wejdźcie- powiedziała po chwili Lana- Ale ty Mark, nie- dodała stanowczym tonem, a ja już wiedziałem o czym będzie ta rozmowa, która znając życie nie będzie miła

Mark wyszedł. Chociaż na początku nie wyglądał na zadowolonego, ale z Laną nie wygra nikt. Poznałem ją trochę i mogę stwierdzić, że...

- Długo jeszcze będziesz stał w tych drzwiach? Mam powtórzyć? Najpierw jestem dla ciebie taka dobra i pozwalam Ci wejść, a ty zdecydowanie mimo wszystko nadużywasz mojej gościnności- chyba się nie wyspała. No tak, ona nigdy nie lubiła budzenia w środku nocy. Zresztą, kto lubi?

Kultura wymaga chyba, żebym zdjął buty? Dam przykład. Jestem teraz biznesmenem, który nauczy te biedne dzieciaki wszystkiego. 

- Wiem o czym myślisz i nie czuj się lepszy- popatrzyłem zdezorientowany na Caine- Może jestem tutaj krótko, ale zdążyłem się kilku rzeczy dowiedzieć. Rozwinąłeś firmę. Gratuluję Albercie. Wiedziałem, że jak wyjdziemy z tego piekła zostaniesz takim samy robotem jak mój przybrany ojciec- warknął na końcu i odszedł. Chyba nie przepadał za korporacjami

Podszedłem do okrągłego stołu przy, którym siedzieli już najważniejsi ludzie ETAP u. Nie, brakowało jeszcze Dekki.  To znaczy nie tylko Dekki, ale myślę, że więcej osób nie będzie potrzebnych

- Przed chwilą zadzwoniłam do Dekki i Quinna. Powiedzieli, że zjawią się jak najszybciej

- Oby- powiedział Caine. Cały czas patrzył na mnie niechętnie. Hej, kiedyś współpracowaliśmy

Rozległ się krótki dzwonek do drzwi. Widzę, że na prawdę się pospieszyli

- Zawołajcie Alberta- nie, to jednak głos Marka 

Podszedłem do drzwi. To znaczy do miejsca, w którym powinny być i spojrzałem w stronę znajomego

- Albert, mamy problem. Ten dziennikarz... on tak jakby nie żyję

+++

Ale ja żyję hihi










Powrót || Gone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz