Rozdział 23

88 13 1
                                    

Perspektywa Diany


Ostatnią rzeczą jaką pamiętam jest blondyn od pizzy. Potem chyba coś piliśmy.

A teraz czuję pod sobą coś twardego.

Bez podtekstów.

Pode mną jest najprawdopodobniej beton.

Jakim cudem?

Czuję się trochę pusta od środka. Jakby ktoś wypompował ze mnie ze mnie całą energię zebraną w ciągu tego 'spokojnego' roku.

Na dodatek ten pieprzony ból głowy, który ma mnie chyba skłonić do samobójstwa.

- Diana. Miło cię widzieć słonko- stukot obcasów odbijał się głuchym echem po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam powodował u mnie zawroty głowy.

- Kim jesteś?- wychrypiałam. Moje gardło paliło.

- Powiedziałabym, że twoim największym koszmarem, ale to zbyt oklepane- kobieta się zaśmiała.

Co ja takiego robię tym ludziom? Jestem tylko zwykłą nastolatką, która odzyskała chłopaka i chciałaby się nim nacieszyć.

Życie jest okrutne.

- Masz rację, oklepane.

- Jeśli martwisz się o innych- nie martwię się, ale kontynuuj, pomyślałam- Też tu są i za chwilę będziecie mogli się spotkać. Już idą- jej śmiech był coraz bardziej przerażający.

- Diana!- krzyk Caine był naprawdę głośny i mimo wszystko przyniósł mi pewnego rodzaju ulgę. To znaczyło, że nie jestem tutaj całkowicie sama.

Chłopak podbiegł do mnie i wziął w ramiona. Mocno się do niego przytuliłam. Nie obchodziło mnie to, że znowu mnie zostawił. Nie potrafiłam nic poradzić na to, że przy nim czułam się tak bardzo bezpieczna. 

- Jakie to słodkie. Nawet po tak długiej przerwie...

- Zamknij się kobieto- syknął Caine. Chyba spodziewała się po nim wysokiej kultury i szacunku do osób starszych po wyraz jej twarzy był bezcenny.

Czerwone szpilki i takiego samego koloru garsonka bardzo rzucały się w oczy. Paznokcie kobiety były czarnego koloru. Jeśli spodziewałam się, że wiek tej kobiety będzie mały to bardzo się pomyliłam. Osoba stojąca na przeciwko mogłaby być moją babcią.

- Jesteś stara- stwierdziłam. To chyba ją wkurzyło, a Caine był wyraźnie rozbawiony bo czułam jak jego ciało drży próbując powstrzymać wybuch śmiechu.

- Nikt was nie nauczył szacunku? Nieważne i tak umrzecie w bardzo bliskim czasie. Wytłumaczę wam zasady tej gry...

- A jeśli nie chcemy w niej brać udziału?- zapytałam się.

- To możecie od razu się zabić- miła starsza pani.

- Niech się pani streszcza, bo chcę już walczyć o przetrwanie- Caine.

Kobieta popatrzyła wzrokiem pełnym nienawiści w naszą stronę. Oprócz tych docinek to przecież nic jej nie zrobiliśmy, tak?

- Znajdujecie się w labiryncie, z którego jest tylko jedno wyjście. Pułapki i przeszkody są poukładane... dosyć blisko i jest ich sporo. No, ale chyba nie to jest najgorsze, prawda? Przecież przyjdzie czas, gdy sami zechcecie na siebie zapolować. Macie inne poglądy. Niektórzy z was pragną władzy. Pamiętacie waszego starego przyjaciela Merwina? Nazywa się Drake- znowu się zaśmiała- Zawsze mieliście dobre stosunki między sobą- zacisnęłam pięści- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Przynajmniej, z niektórymi.

Powiedziała, a potem zniknęła.

Jednak wcale mnie to nie zdziwiło.

Mam wrażenie, że już nic mnie nie zdziwi.

No cóż.

Zabawę, a raczej walkę o przetrwanie czas zacząć.



Powrót || Gone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz