Rozdział 2

170 30 5
                                    

Agnes

   Skończyła szykować śniadanie dla siebie i brata, po czym spojrzała na zegarek. Spokojnie zdążą.

   Usłyszała za sobą jego kroki, gdy schodził ze schodów. Odwróciła się do niego z uśmiechem.

 - Cześć, Donnie – przywitała go radośnie, a on w odpowiedzi skinął jej głową. Miał przy tym tak ponury wyraz twarzy, że Agnes nie mogła oprzeć się wrażeniu opuszczających jej ciało sił życiowych. - Jak na ciebie patrzę, mam ochotę zabrać ze sobą parasol.

 - A w jakimż to celu? - mruknął.

 - Bo nawet niebo płacze, kiedy widzi ten twój "entuzjazm".

   Donnie rzucił jej ponure spojrzenie. Agnes wzruszyła ramionami. W końcu czego innego miała się po nim spodziewać.

 - Na którą dzisiaj macie? - zapytał, nalewając sobie kawy do kubka.

   Agnes spojrzała na niego podejrzliwie.

 - Dobrze wiesz, na którą mamy – odpowiedziała ostrożnie. - Znasz mój plan lekcji lepiej niż ja sama.

   Donnie tylko wzruszył ramionami.

   Nagle coś w jej umyśle zaskoczyło.

 - Jesteś dupkiem, Donnie – rzuciła, wychodząc z kuchni, żeby zabrać z pokoju torbę.

 - Wiem, Age.

    Jej skórę pokryła gęsia skórka, gdy usłyszała tę tak niezwykłą dla niego autentyczną radość w głosie.


 - Nie lubię, kiedy chłopcy się za tobą oglądają – stwierdził Donnie z niezadowoleniem, gdy szli obok siebie szkolnym korytarzem.

 - Bo jesteś normalnym starszym bratem. Pomijając fakt, że nie jesteś ani trochę normalny.

   Chłopak cicho parsknął śmiechem. Coraz wyraźniej było widać, że jest w świetnym humorze.

 - Za minutę dzwonek - oznajmił, zerkając na zegarek, gdy dotarli do klasy, w której miała mieć teraz lekcje Agnes.

 - Czyli możesz już sobie iść i nie robić mi więcej wstydu.

 - Mogę też zostać z tobą do dzwonka. Uprzedziłem nauczyciela, że mogę się trochę spóźnić.

 - Ale mój już przyszedł - stwierdziła Agnes z ulgą. - To ja już pójdę. Ty też powinieneś, jeśli nie chcesz zostać posądzony o stalking.

 - Kiedy to by były całkiem słuszne oskarżenia - zauważył Donnie po chwili namysłu. Jeszcze raz spojrzał na zegarek. - Zrobię jeszcze szybki obchód i pójdę na lekcje.

   Agnes pomachała mu i powoli weszła do klasy. Dzwonek zadzwonił w momencie, gdy zamykała za sobą drzwi.

   Po raz kolejny usiadła w pustej ławce - Annie jak zwykle się spóźniała. Tego idioty Halla też nie było, czyli znowu łażą gdzieś razem. Nie, żeby ją to obchodziło.

   Dotarli może z pięć minut po dzwonku. Hall wszedł pierwszy, zostawiając za sobą Annie siedzącą w progu. Dzień jak co dzień.

   Dziewczyna wymruczała przeprosiny za spóźnienie i spróbowała wstać. Agnes nawet z ławki widziała, że szybko jej się to nie uda, bo coś z jej nogą było bardzo nie w porządku.

   Już miała wstać i iść jej pomóc, kiedy za plecami jej przyjaciółki pojawiła się jednocześnie pierwsza i ostatnia osoba, którą spodziewała się tam zobaczyć.

 - Dzień dobry, przewodniczący - przywitał chłopaka idiota Hall.

   Ten w odpowiedzi tylko mu skinął. Z łatwością podniósł Annie do pozycji stojącej. Zerknął jej przez ramię na kostkę.

 - Zabiorę ją do pielęgniarki - oświadczył w końcu ku zdziwieniu całej klasy i oburzeniu Annie.

 - Nie trzeba - odpowiedziała szybko. - Poradzę sobie. Pójdę do pielęgniarki na przerwie.

 - Śmiało możesz uciekać - rzucił chłopak, uśmiechając się złośliwie. - Lubię dobre komedie.

   Po chwili drzwi klasy się za nimi zamknęły.

 - Co ty znowu knujesz, Donnie? - wyszeptała Agnes sama do siebie.


(Notka od autora: odpowiadając na chyba najczęściej powtarzające się pytanie: tak, Alex=Hall)



Szklane DeszczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz