Agnes
Skończyła szykować śniadanie dla siebie i brata, po czym spojrzała na zegarek. Spokojnie zdążą.
Usłyszała za sobą jego kroki, gdy schodził ze schodów. Odwróciła się do niego z uśmiechem.
- Cześć, Donnie – przywitała go radośnie, a on w odpowiedzi skinął jej głową. Miał przy tym tak ponury wyraz twarzy, że Agnes nie mogła oprzeć się wrażeniu opuszczających jej ciało sił życiowych. - Jak na ciebie patrzę, mam ochotę zabrać ze sobą parasol.
- A w jakimż to celu? - mruknął.
- Bo nawet niebo płacze, kiedy widzi ten twój "entuzjazm".
Donnie rzucił jej ponure spojrzenie. Agnes wzruszyła ramionami. W końcu czego innego miała się po nim spodziewać.
- Na którą dzisiaj macie? - zapytał, nalewając sobie kawy do kubka.
Agnes spojrzała na niego podejrzliwie.
- Dobrze wiesz, na którą mamy – odpowiedziała ostrożnie. - Znasz mój plan lekcji lepiej niż ja sama.
Donnie tylko wzruszył ramionami.
Nagle coś w jej umyśle zaskoczyło.
- Jesteś dupkiem, Donnie – rzuciła, wychodząc z kuchni, żeby zabrać z pokoju torbę.
- Wiem, Age.
Jej skórę pokryła gęsia skórka, gdy usłyszała tę tak niezwykłą dla niego autentyczną radość w głosie.
- Nie lubię, kiedy chłopcy się za tobą oglądają – stwierdził Donnie z niezadowoleniem, gdy szli obok siebie szkolnym korytarzem.
- Bo jesteś normalnym starszym bratem. Pomijając fakt, że nie jesteś ani trochę normalny.
Chłopak cicho parsknął śmiechem. Coraz wyraźniej było widać, że jest w świetnym humorze.
- Za minutę dzwonek - oznajmił, zerkając na zegarek, gdy dotarli do klasy, w której miała mieć teraz lekcje Agnes.
- Czyli możesz już sobie iść i nie robić mi więcej wstydu.
- Mogę też zostać z tobą do dzwonka. Uprzedziłem nauczyciela, że mogę się trochę spóźnić.
- Ale mój już przyszedł - stwierdziła Agnes z ulgą. - To ja już pójdę. Ty też powinieneś, jeśli nie chcesz zostać posądzony o stalking.
- Kiedy to by były całkiem słuszne oskarżenia - zauważył Donnie po chwili namysłu. Jeszcze raz spojrzał na zegarek. - Zrobię jeszcze szybki obchód i pójdę na lekcje.
Agnes pomachała mu i powoli weszła do klasy. Dzwonek zadzwonił w momencie, gdy zamykała za sobą drzwi.
Po raz kolejny usiadła w pustej ławce - Annie jak zwykle się spóźniała. Tego idioty Halla też nie było, czyli znowu łażą gdzieś razem. Nie, żeby ją to obchodziło.
Dotarli może z pięć minut po dzwonku. Hall wszedł pierwszy, zostawiając za sobą Annie siedzącą w progu. Dzień jak co dzień.
Dziewczyna wymruczała przeprosiny za spóźnienie i spróbowała wstać. Agnes nawet z ławki widziała, że szybko jej się to nie uda, bo coś z jej nogą było bardzo nie w porządku.
Już miała wstać i iść jej pomóc, kiedy za plecami jej przyjaciółki pojawiła się jednocześnie pierwsza i ostatnia osoba, którą spodziewała się tam zobaczyć.
- Dzień dobry, przewodniczący - przywitał chłopaka idiota Hall.
Ten w odpowiedzi tylko mu skinął. Z łatwością podniósł Annie do pozycji stojącej. Zerknął jej przez ramię na kostkę.
- Zabiorę ją do pielęgniarki - oświadczył w końcu ku zdziwieniu całej klasy i oburzeniu Annie.
- Nie trzeba - odpowiedziała szybko. - Poradzę sobie. Pójdę do pielęgniarki na przerwie.
- Śmiało możesz uciekać - rzucił chłopak, uśmiechając się złośliwie. - Lubię dobre komedie.
Po chwili drzwi klasy się za nimi zamknęły.
- Co ty znowu knujesz, Donnie? - wyszeptała Agnes sama do siebie.
(Notka od autora: odpowiadając na chyba najczęściej powtarzające się pytanie: tak, Alex=Hall)
CZYTASZ
Szklane Deszcze
Teen FictionChciałam pisać poważny romans, po prologu stwierdziłam, że będzie to komedia. O czym? O typowym życiu typowych nastolatków. O dziewczynie potykającej się o własne nogi i jej najlepszym przyjacielu, który ledwo pamięta własne imię, a co dopiero czy j...