Anne
Samorząd szkolny składał się z czterech stanowisk.
Przewodniczący i wiceprzewodniczący wybierani byli poprzez głosowanie wśród uczniów. Sekretarza wybierała rada pedagogiczna, a skarbnika reszta samorządu.
Przewodniczącym był Donatello Chevalier, klasa 2B.
Wiceprzewodniczącym Christopher Killian, klasa 2C.
Sekretarzem Monica Abel, 2B.
Imię skarbnika znali tylko pozostali członkowie samorządu.
Tamtego listopadowego popołudnia Anne uczestniczyła w swoim pierwszym, prawdziwym zebraniu samorządu.
– Evans! – zawołał ją przewodniczący na długiej przerwie.
Chcąc nie chcąc, Anne posłusznie podeszła.
– Co? – mruknęła. – Planowałam zjeść śniadanie.
– Po pierwsze nie ''co'' tylko ''proszę''. A po drugie możesz zjeść po drodze. Po lekcjach mamy zebranie samorządu, trzeba zrobić zakupy. Poinformowałem już dyrekcję, że wychodzimy, więc...
– Zaraz, zaraz – przerwała mu Anne, marszcząc brwi. – To tylko zebranie. Po co zakupy?
– Potrzebne – wycedził przewodniczący. – Mogłabyś łaskawie nie przerywać mi w pół zdania? Zrobisz tak jeszcze raz i po tym zebraniu posprzątasz.
– To tylko zebranie – powtórzyła dziewczyna z naciskiem. – Nie rozumiem po co zakupy i co takiego trudnego może być w sprzątaniu po nim.
– No to masz już plany na dzisiejszy wieczór – mruknął przewodniczący wyraźnie zirytowany. - Zostaw torbę i idziemy. Nie mamy całego dnia.
- Dupek – szepnęła Anne, kierując się ku sali samorządu.
Choć odwaga odwagą, ale miała nadzieję, że przewodniczący tego nie słyszał.
- Muszę przyznać, że czuję się nieswojo – odezwała się cicho.
Przewodniczący spojrzał na nią pytająco. Z komicznie poważną miną pchał przed sobą wózek na zakupy i czytał listę zakupów.
Bo nawet cię nie lubię, miała ochotę odpowiedzieć. Bo jesteś sztywnym kamieniem. I dupkiem. I sadystą.
- Nie codziennie chodzi się na zakupy z przewodniczącym – powiedziała tylko.
Może jej się wydawało, ale chłopak chyba cicho się zaśmiał.
- Nie codziennie chodzi się na zakupy ze szkolną gwiazdą sportu – odpowiedział, a Anne poczuła, że się rumieni. - I lokalną niezdarą.
Anne nadal się rumieniła. Tylko teraz już ze złości.
- Jesteś beznadziejny, przewodniczący – wycedziła.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Gdybyś się nie spóźniała, nie byłabyś teraz skazana na moje ''beznadziejne'' towarzystwo. Chodź, musimy poszukać bezglutenowych żelek.
Dziewczyna aż przystanęła.
- Czego?
- Bezglutenowych żelek – powtórzył przewodniczący niesamowicie cierpliwie jak na niego. - Dla Monici.
- Ale... Po co?
Przewodniczący westchnął i pociągnął ją w odpowiednią alejkę.
- Zaczęło się od tego, że Killian oznajmił, że nie będzie przychodził na zebrania, jeśli nie przyniosę mu czekolady. Potem Monica stwierdziła, że skoro on ma dostać czekoladę, to ona chce żelki. Ostatecznie na liście mam jeszcze chipsy ketchupowe, herbatniki i oranżadę. Żółtą.
CZYTASZ
Szklane Deszcze
Teen FictionChciałam pisać poważny romans, po prologu stwierdziłam, że będzie to komedia. O czym? O typowym życiu typowych nastolatków. O dziewczynie potykającej się o własne nogi i jej najlepszym przyjacielu, który ledwo pamięta własne imię, a co dopiero czy j...