Rozdział 11

147 25 6
                                    

Anne

- Powycinałaś nazwiska? - zapytał przewodniczący.
- Tak.
- Przygotowałaś jakieś naczynie?
- Tak.
- Na pewno masz wszystkie nazwiska?
- Tak, na pewno.
- To pozostaje jeszcze kwestia tego, czy dasz radę wyjść i w razie czego mówić przed całą szkołą na apelu.
Nieelegancko uchyliła usta.
- A-ale... Jaki apel?
Przewodniczący poklepał ją po głowie.
- Dasz radę. A jak nie, to najwyżej zrobisz sobie wstyd przed całą szkołą.
Anne ukryła twarz w dłoniach.
Jesteś najgorszy - miała ochotę powiedzieć, ale była świadoma tego, że i tak ostatnio już dość mu podpadła. Wzięła głęboki oddech i się wyprostowała.
- Ale nie chcę wychodzić na środek - mruknęła. - A przynajmniej nie sama.
Przewodniczący przewrócił oczami.
- Dobra, zrobimy tak, że jeśli będziesz musiała wyjść, wyjdę z tobą, okay? - Podniosła na niego wzrok i nieśmiało pokiwała głową. - Więc to już ustaliliśmy. Chociaż i tak nie sądzę, żeby zaszła taka potrzeba. To tylko tak awaryjnie.
Jeszcze raz pokiwała głową, jakby sama siebie chciała uspokoić. Przewodniczący zerknął na nią i skierował się do Chrisa i Monici, żeby jeszcze im coś wytłumaczyć. Po drodze niby od niechcenia musnął dłonią jej włosy. Anne wiedziała, że w zamierzeniu pewnie chciał po prostu dodać jej odwagi, ale i tak poczuła, że zrobiła się czerwona.
Wciąż nie mogła go zrozumieć. Tyle razy dawała mu powody do złości, tyle razy był na nią zły, nawet teraz powinien być na nią wściekły za to, jak ostatnio na niego krzyczała, a i tak zawsze zachowywał się wobec niej w porządku. Nawet jeśli chciała go nienawidzić, nie potrafiła.
- Hej - zaczepił ją Chris, podchodząc, czym wyrwał Anne z zamyślenia. - Słuchaj, możemy chwilę pogadać?
Rozejrzała się nerwowo. Przewodniczący i Monica już wyszli, zostawiając za sobą uchylone drzwi.
- Jasne - mruknęła.
Chris uśmiechnął się ciepło.
- Chciałem przeprosić.
- Za co? - zapytała Anne, zanim zdążyła pomyśleć.
Chłopak zaśmiał się cicho.
- Ja z przeprosinami, a ty nawet nie pamiętasz? - zapytał rozbawiony. - Za to co się działo na ostatnim zebraniu samorządu. Nie pokazałem się od najlepszej strony. No i Donatello był chyba na ciebie trochę zły...
Uchyliła usta. Nie zapomniała, po prostu ostatnio działo się za dużo.
- Okazuje się, że wcale nie był zły, więc się nie przejmuj - mruknęła.
Chociaż zachowałeś się jak dupek - chciała dodać, ale mimo wszystko wciąż go lubiła, wciąż chciała, żeby on lubił ją.
Zmarszczyła brwi.
- Czekaj, ty mówisz na przewodniczącego po imieniu? - zdziwiła się.
Wzruszył ramionami.
- Czasami mi się wyrwie. Stare przyzwyczajenia. Wiesz, Chevalier nie zawsze był przewodniczącym. Ani takim gnojem. Kiedyś był całkiem znośny. Mama zawsze mówiła, że ''słodki z niego dzieciak''.
Anne zaśmiała się cicho.
- Słodki przewodniczący? Nie potrafię sobie tego wyobrazić - stwierdziła rozbawiona.
- Jak znajdę, to ci jakieś zdjęcie pokaże, tylko mu nie mów - wyszeptał chłopak konspiracyjnie i mrugnął do niej.
- Okay - odszepnęła Anne, uśmiechając się szeroko.
Śmiejąc się, Chris skierował się do wyjścia.
- Chodź, bo nam uciekną.
Szybko skierowała swoje kroki za nim. Nie mogła przestać się uśmiechać. Ani zrozumieć, dlaczego na niego nakrzyczała na zebraniu.
Dogonili przewodniczącego i Monicę przed wejściem na salę gimnastyczną, gdzie miał się odbyć apel. Przewodniczący bez słowa uderzył Chrisa w głowę, a ten zerknął tylko na dziewczyny z rozbawieniem i lekkim uśmiechem na ustach, po czym poszedł za nim na środek.
- Zawsze porozumiewali się bez słów - mruknęła Monica - ale teraz to już nowy poziom. Chodź, też musimy stanąć względnie na środku. Za nimi, ale na środku.
Anne przełknęła ślinę. Nie lubiła być w centrum uwagi. Miała świadomość, że w trakcie meczu też patrzy na nią mnóstwo osób, ale wtedy czuła się w swoim żywiole, a nie musiała stać sztywno jak teraz.
Ich to chyba nie dotyczy - pomyślała, patrząc jak Chris i przewodniczący przemawiali przed całą szkołą. Nie byli ani trochę sztywni, nie wydawali się ani trochę skrępowani. Chociaż co w tym dziwnego? Obaj byli lubiani, gdyby nie to nikt by na nich nie zagłosował, wiele dziewczyn wpatrywało się w nich wręcz z uwielbieniem, ale Anne nie chciałaby być w skórze żadnego z nich. Zawsze w centrum uwagi, jeśli się potkną, przejęzyczą, wszyscy to zobaczą.
- Jedną z wielu zalet tego projektu jest z pewnością integracja - mówił Chris. Żywo gestykulował rękami, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Ciemne włosy sięgały mu prawie ramion i podskakiwały za każdym razem, kiedy przestępował z nogi na nogę, spacerował wzdłuż 'swojej' połowy sali. - Wyciągając karteczkę z naczynia, możecie wylosować osobę z dosłownie każdej klasy. Jasne, nie znacie się, ale w czym problem? Możecie zagadać, popytać wspólnych znajomych, przede wszystkim: poznać się. Bo taki jest główny cel zabawy.
- Jeśli mimo wszystko nie będziecie pewni prezentu, możecie wybrać coś uniwersalnego - mówił dalej przewodniczący. Stojąc obok Chrisa, wyglądał jak jego zupełne przeciwieństwo. Też gestykulował, gdy mówił, jednak nie robił tego tak zamaszyście. Też przechadzał się przed zebranymi, ale robił to dużo spokojniej. Nawet wyglądem kontrastowali. Ze swoją jasną karnacją przewodniczący, przy wciąż opalonym Chrisie, wyglądał jak zjawa.
Jak ogień i lód - pomyślała Anne.
- Wymienianie się karteczkami też jest dozwolone, choć z pewnością zmniejszy to przyjemność z zabawy. Jak powiedział Chris: celem jest poznanie się. - Chłopcy spojrzeli po sobie. - Chyba wszystko - mruknął przewodniczący tak cicho, że tylko Anne i Monica stały dość blisko, żeby ich usłyszeć. Chris skinął głową. - Będziemy teraz prosić kolejno klasy, żeby ustawiły się w kolejce do losowania. Najpierw alfabetycznie pierwsze klasy. Jest A?
Uczniowie zaczęli się przemieszczać, Chris przesunął misę pełną karteczek na środek, a Anne i Monica ustawiły się obok niej.
- Widzisz? Nawet nie musiałaś wychodzić - odezwał się przewodniczący, podchodząc do nich.
- Wystraszyłeś mnie, przewodniczący - mruknęła Anne ze złością.
- Widzę. Aż podskoczyłaś. Tak jakbyś miała się czego bać.
Wzruszyła ramionami. Na szczęście nie musiała już odpowiadać, bo pierwsze osoby zaczęły do nich podchodzić. Monica kolejno pytała o nazwiska i odhaczała ich na liście, a Anne i przewodniczący tylko stali obok i się uśmiechali.
- W życiu nie widziałam tak nieszczerego uśmiechu - stwierdziła Anne między jedną klasą a drugą.
- Lepiej nie umiem - rzucił przewodniczący.
- Staraj się bardziej - odezwała się Monica z rozbawieniem.
- Właściwie to tylko tyle będziemy robić? Stać i ładnie wyglądać?
- Sądzisz, że ładnie wyglądamy, Anne Marie? No, to chociaż w tym się zgadzamy.
Poczuła, jak jej policzki się rumienią. Monica zaśmiała się cicho.
- Odpuść jej, Donatello. Biedna się tu nam zaraz spali.
Przewodniczący wzruszył ramionami. Zwrócił się z powrotem do Anne.
- Plan jest taki, że Chris będzie stał tam na środku, sam jak kołek, i wyczytywał klasy, a my będziemy dotrzymywać towarzystwa Monice.
- Lubię Chrisa, ale nie mogę zaprzeczyć, że całkiem zgrabny ten plan - zaśmiała się Anne.
- Wiem, jestem genialny - rzucił przewodniczący leniwie i przeciągnął się. - Chociaż trochę się wynudzimy.
- Możesz poćwiczyć uśmiechanie się. - Monica pokazała mu język.
Chłopak uniósł brew.
- Mam ci go uciąć?
- Też mam ci coś uciąć?
Anne spojrzała na Monicę z zachwytem.
- Mam nową idolkę - stwierdziła.
Przewodniczący niby od niechcenia złapał ją za włosy, jak zawsze ciasno związane w kucyk, i pociągnął do tyłu.
- Monica jest starsza i znamy się dłużej. A ty sobie nie pozwalaj Anne Marie.
- Boli - zajęczała.
- Ma boleć - rzucił przewodniczący, ale przytrzymał jeszcze chwilę, po czym puścił i jakby w zamyśleniu pogłaskał. Westchnął. - Skocz po coś do picia. Trochę tu postoimy.
W myślach Anne zwyzywała go od najgorszych sadystów i tyranów, ale i tak posłusznie poszła po napoje. Kiedy wróciła, w sali było może o trzy klasy mniej. Stali więc dalej, kilka razy musieli tylko wymieszać kartki, gdy ktoś wylosował samego siebie i wybierał raz jeszcze. Do pokoju samorządu wracali niemożliwie znudzeni, z obolałymi nogami.
- Tyle stania - jęczał Chris. - Jesteś beznadziejny, Chevalier. Wy sobie przynajmniej staliście w grupce, a ja, biedny, osamotniony...
- Zamknij się, Killian - mruknął przewodniczący, rozsiadając się na krzesełku. - Zrozum, że wszyscy mają cię gdzieś. Nie zauważyłem, żeby komuś chciało się podejść i dotrzymywać ci towarzystwa.
- Wal się.
- Przypomnijcie mi, żebym następnym razem zwalniając was z lekcji, pominął tego kretyna.
- Nie ma sprawy - westchnęła Monica. Wyciągnęła nogi na stół. Jej buty już dawno leżały rzucone gdzieś w kąt.
- Ile razy prosiłem... - zaczął już przewodniczący, ale dziewczyna zamachała mu stopami przed twarzą.
- Przecież nie mam butów.
- Zabieraj to ode mnie - mruknął przewodniczący z irytacją. - Boże, nie mam siły nawet was porządnie ogarnąć. Chociaż Anne Marie siedzi cicho. - Rozejrzał się i zmarszczył brwi. - Gdzie ona jest?
- Tutaj - mruknęła.
Przewodniczący zajrzał pod stół.
- Sprytnie - stwierdził, widząc ją leżącą na kilku złączonych krzesełkach.
- Przewodniczący - odezwała się Monica. - Zostały te cztery karteczki dla nas. Losujemy?
Chłopak westchnął i podszedł do półki, na której je zostawili. Monica zdjęła nogi ze stołu, Anne się wyprostowała.
- Panie najpierw - rzucił. Podszedł do Anne i pozwolił jej wybrać.
- Dzięki - mruknęła, biorąc pierwszą z brzegu.
Kiedy przewodniczący podchodził kolejno do Monici i Chrisa, rozwinęła ją i przeczytała nazwisko.
Na szczęście nikt z trzeciej - pomyślała, widząc w miarę znajome nazwisko chłopaka z równoległej klasy. Spojrzała po pozostałych. Chris uśmiechał się do kartki, a przewodniczący patrzył przez ramię Monice.
- Trzecia D? - przeczytał na głos. - Powiedzmy, że znam. Zawsze nosi po kilka bransoletek, więc coś z biżuterii raczej się nada na prezent, nie?
- Czasami przeraża mnie to, ile uwagi przywiązujesz takim szczegółom - mruknęła Monica, ale się uśmiechnęła.
- A ty kogo masz? - odezwał się Chris do przewodniczącego.
- Hm? - Chłopak jakby dopiero wtedy przypomniał sobie, że też losował. Rozwinął karteczkę i spojrzał na napis.
Najpierw uniósł brwi. Potem uchylił usta, a na jego twarzy pojawiło się coś pomiędzy zdziwieniem i rozbawieniem. W końcu pokręcił głową i podał kartkę Chrisowi. Ten od razu wybuchnął śmiechem.
- Prawdopodobieństwo, że wylosujesz akurat ją było tak niskie, że zasadniczo to nie powinno się w ogóle stać - zaśmiał się. - Weź się zamień, co?
- Nie ma mowy - prychnął przewodniczący. - Mieliśmy zniechęcać do zamieniania się.
- No weź, ty masz łatwiej, względnie ją znasz, ja mam kogoś obcego.
- Względnie? - Przewodniczący wydawał się urażony. - Zresztą, nawet jeśli... Po prostu się odwal, co?
Chris parsknął śmiechem.
- I niby co jej kupisz?
- Na pewno coś lepszego niż ty byś kupił.
Monica westchnęła.
- Jak ja uwielbiam, kiedy zachowujecie się jak typowi chłopcy. Zaraz się pobijecie o tę karteczkę. Co, jakaś długonoga blondynka ci się trafiła? - zwróciła się do przewodniczącego.
Chłopak przewrócił oczami.
- Tak jakby kiedykolwiek podobały mi się blondynki - rzucił.
- Boże, przewodniczący - wyszeptała Anne. - Mówisz o dziewczynach. Jednak jesteś człowiekiem i względnie normalnym nastolatkiem!
Przewodniczący spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem.
- Sądziłaś, że wolę chłopców? - zapytał w końcu.
- Co? Nie! - zawołała zdziwiona.
- Zoofilem też nie jestem.
- Jeju, przecież ja nic takiego nie mówiłam!
Przewodniczący popatrzył na nią jeszcze chwilę i w milczeniu zamrugał, jakby wciąż zastanawiał się, o co jej właściwie chodzi. Pozostali zgodnie westchnęli.
- Anne chodzi o to, że jesteś dość... specyficzny - odezwała się Monica.
Chris przewrócił oczami
- Dziwny i nie zachowujesz się jak normalny nastolatek - powiedział. - Boże, czemu nikt ci nigdy nic nie mówi wprost?
- Też mnie to zastanawia - mruknął przewodniczący, patrząc z irytacją na Anne. - Niby czemu nie jestem normalny, co?
- Wiesz, dwudziesty pierwszy wiek, jak nie patrzysz na dekolty to tak, jakbyś mówił ''jestem homo'' - zaśmiał się Chris. - Bądź tu człowieku dżentelmenem.
Przewodniczący pokręcił głową. Zerknął na Anne.
- Względnie normalnym nastolatkiem - powtórzył w zamyśleniu. Spojrzał na zegarek, milczał przez chwilę, po czym klasnął w dłonie. - Dobra, zrobimy coś względnie normalnego. Za półtorej godziny widzę całą trójkę pod szkołą i idziemy razem po prezenty.To do zobaczenia - rzucił i zanim ktokolwiek zdążył zaoponować, wyszedł.
- Specjalnie to zrobił - jęknęła
Monica prychnęła.
- Przecież możesz za nim pobiec i się kłócić, jeśli chcesz. Jak dla mnie przyjemny pomysł - rzuciła i też wyszła.
Anne spojrzała na Chrisa z rozpaczą. Chłopak tylko uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- Nie mam ochoty szorować korytarza szczoteczką do zębów - stwierdził z rozbawieniem. - Chodź, Anne Marie - rzucił, naśladując sposób mówienia przewodniczącego. - Trzeba pokazać, że się nie złamiemy.
Zaśmiała się cicho.

Szklane DeszczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz