Rozdział 6

132 29 5
                                    

Agnes

- Zawsze się tak gapią? - odezwał się Hall, kiedy szli szkolnym korytarzem. Agnes spojrzała na niego pytająco. - Wszyscy się na ciebie patrzą, nie zauważyłaś?

- Nie – skłamała dziewczyna. - Wydaje ci się.

- Może – stwierdził Hall. - A może po prostu cała szkoła ma jakiś dziwny tik i odwracają głowami tak po prostu, a nie za tobą.

- Brzmi sensownie.

Hall parsknął śmiechem i pokręcił głową. Nagle otworzył szerzej oczy i wybuchnął śmiechem.

- Co? - zapytała Agnes i zaczęła się rozglądać dokoła. - Co cię tak bawi?

- Pewnie ja – mruknęła Annie, pojawiając się jakby znikąd.

Agnes szybko załapała, z czego śmiał się Hall.

- An-nie – zajęczała, sięgając po chusteczki. - Co ten sadysta kazał ci robić?

- Sprzątać – mruknęła dziewczyna. Całą jej twarz pokrywała gruba warstwa kurzu. - Mam wrażenie, że woźne mamy tu tylko dla dekoracji.

Agnes pokręciła głową i zaczęła wycierać twarz przyjaciółki.

- Nie ruszaj się, głupia – mruknęła, kiedy Annie zaczęła się wykręcać.

Hall rozbawiony udał, że kaszle.

- Ekhem... Yuri... Ekhem... - mruknął.

Gdyby spojrzenie mogło zabić, chłopak już by nie żył. Dwa razy.

- Wiesz – zwróciła się Anges do Annie, jak gdyby nigdy nic – ja sądzę, że Donnie cię lubi.

Teraz to Annie zaczęła kaszleć. Hall poklepał ją po plecach, ale Annie go odepchnęła.

- On mnie gnębi! - zawołała oburzona. - Niby z której strony mnie lubi?

- Jako mężczyzna stwierdzę, że pewnie z tyłu – odezwał się Hall zamyślony.

Agnes nie zastanawiała się, kopiąc go w łydkę. Chłopak aż pisnął.

- A właśnie – odezwała się Annie znowu. - Pierwszy raz widzę was gdzieś razem.

- Ten kretyn wprosił się do mnie rano i wyżarł mi połowę zawartości lodówki – mruknęła Agnes ze złością.

Policzki też jej poczerwieniały ze złości. A przynajmniej miała nadzieję, że to ze złości.

Hall wzruszył ramionami.

- Ciągle rosnę, tak? Muszę jeść.

- Ale niekoniecznie moje jedzenie! Nie masz swojego?

- Mama ma pierwszą zmianę. A ja nie umiem gotować. Poza tym miałaś aż za dużo jedzenia jak dla dwóch osób.

- I to jest twoim zdaniem powód, żeby mnie objadać?

- Tak, w sumie tak.

- Ekhem – odchrząknęła Annie. - Nie chciałabym wam przeszkadzać w waszej jakże interesującej wymianie zdań, ale... - Agnes i Hall spojrzeli po sobie rozbawieni. - Co? Z czego się śmiejecie?

- Godzina z Donatello... – mruknął chłopak.

- ...i już zaczęłaś gadać ''jakże'' – dokończyła Agnes ze śmiechem.

Annie popatrzyła na nich ponuro.

- Ha ha – powiedziała. - Bardzo zabawne. Lepiej spójrzcie, kto do nas idzie.

Agnes i Hall posłusznie się obrócili. Z ust obojga wyrwały się pełne irytacji westchnięcia.

Annie mogła zarzekać się, że nie znosi Donniego, że jest okropny i najgorszy, ale były w ich szkole też osoby, które pomimo jego sadyzmu czciły go jak boga. Idealnym przykładem takiej ''fanki'' była Sophia Parsons, dziewczyna z klasy Agnes.

Agnes nigdy jej nie rozumiała. To znaczy, jasne, kochała brata, ale dlatego, że dobrze go znała i wiedziała, jaki jest pod tymi wszystkimi warstwami udawanego opanowania. Na co dzień był wystarczająco specyficzny, żeby odstraszyć większość osób. Niestety był też wystarczająco przystojny, żeby dziewczyny takie jak Sophia czepiały się go jak rzep psiego ogona, co swoją drogą wpędzało Agnes w jeszcze gorsze kompleksy. Chociaż często ludzie brali ją i Donniego za bliźnięta – te same blond włosy, te same szmaragdowe oczy i ta sama blada cera – to nigdy nie cieszyła się taką uwagą jak on. Może poza chwilami, kiedy ktoś chciał przez nią przypodobać się Donniemu. Jak Sophia. Logiczne, że Agnes jej nie znosiła.

A teraz szła sobie w ich kierunku, jak zawsze dumnie, jak zawsze uśmiechnięta. Jej długie, kasztanowe włosy powiewały za nią niczym peleryna, a wszyscy wokół zgodnie się za nią oglądali.

- Cześć, Agnes – przywitała się wesoło. Na Annie i Halla nawet nie spojrzała.

Agnes spojrzała na nią ze złością.

- Cześć – mruknęła niechętnie.

- Co słychać? - zapytała Sophia niezrażona.

- W sumie to sama nie wiem. Coś irytującego. Wydaje mi się, że to twój głos.

Parsons zaśmiała się dźwięcznie.

- Jesteś taka zabawna – zaświergotała. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, chociaż oczy ciskały błyskawice. - Pomyślałam, że możesz zjeść ze mną drugie śniadanie. Chodź.

Dziewczyna już łapała Agnes za rękę, kiedy ta odskoczyła.

- Ja... Obiecałam już... - Annie niemo pokręciła głową, pokazała, że musi iść i odeszła. Agnes zaczęła myśleć gorączkowo. Nagle ją olśniło. - Hallowi!

Sophia zmrużyła oczy.

- Przecież nawet go nie lubisz – mruknęła.

- Ja? - Agnes otworzyła szerzej oczy. - Ja i... Alec, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi!

- Och, to... Następnym razem. - Sophia obróciła się na pięcie i odmaszerowała, widocznie starając się ukryć złość.

- Idiotka – mruknęła Agnes, kiedy wiedziała, że dziewczyna już jej nie usłyszy. Spojrzała na Hall i zauważyła, że chłopak zaciska usta. - Co jest? Powiedziałam coś nie tak.

- Nie, tylko... Zacięłaś się. Powiedziałaś „Ja i..." i się zacięłaś – mruknął. - A potem jeszcze nazwałaś mnie ''Alec''.

Agnes się zarumieniła

- No i?

- Zapomniałaś jak mam na imię, prawda?

Jego ramiona się trzęsły od powstrzymywanego śmiechu, ale to nie zmieniało faktu, że Agnes czuła się głupio. Zawsze mówiła do niego po nazwisku, od dawna nie używała jego imienia.

- Alec to też zdrobnienie od Alexandra – powiedziała w końcu, rumieniąc się jeszcze bardziej.

Hall zaśmiał się w końcu.

- Może być i Alec – powiedział ze śmiechem. - Chodź, New Age. Podobno mamy zjeść razem śniadanie.

Agnes pokręciła głową, ale poszła za nim i nawet uśmiechała się delikatnie.


Szklane DeszczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz