Rozdział 12

151 27 11
                                    

Donatello

Chris przeciągnął się na krześle.

- Ostatnie pół godziny i nie będę musiał patrzeć na krzywy twarz Chevaliera przez calusie dwa tygodnie – wymruczał z zadowoleniem. - Święta to jednak faktycznie czas cudów.

Donatello zerknął na niego zirytowany.

- Zapewniam cię, że mój ''twarz'' jest jak najbardziej symetryczny – rzucił. - Możesz skupić się na tym, co omawiamy? Jak sam zauważyłeś, to ostatnie pół godziny i oboje będziemy mogli od siebie odpocząć, więc skup się, bo chcę mieć bezstresowe święta ze świadomością, że wszystko omówiliśmy.

- Bla bla bla... - Chris przewrócił oczami. - Przecież omówiliśmy. Mikołajki się udały, budżet jest okay, powinno na wszystko starczyć, program zachęcający do udziału w konkursach już przygotowaliśmy. Już! Wszystko!

Donatello uniósł brwi.

- Łał, słuchałeś – zauważył ze zdziwieniem. - Szkoda tylko, że oprócz jednego fragmentu. Mówiliśmy, że pozostaje jeszcze kwestia tego, jak w tym roku będziemy reklamować szkołę. Pomysły?

- Zróbmy jakiś festyn czy coś – odezwała się Monica zmęczonym głosem. Wyraźnie było widać, że była już mocno przeziębiona. - Wata cukrowa i... No nie wiem, festyn po prostu. Przepraszam, katar tłumi moją kreatywność.

- Nic się nie stało. - Chris uśmiechnął się do niej ciepło. - Zróbmy zawody!

- Szkoła nie powinna być kojarzona tylko i wyłącznie ze sportem – zauważył Donatello.

Chris prychnął.

- Ale pamiętaj, że ja się starałem, to ty gasisz wszystkie moje pomysły.

- Tak, tak, jesteś wartościowym członkiem zespołu.

Zerknął na Chrisa ze znużeniem, a ten się wyszczerzył.

- A któryż to członek jest taki wartościowy? - zapytał.

Donatello przejechał dłonią po twarzy.

- Wiesz, że to miało tak mało sensu, że nawet nie było śmieszne?

- Anne chyba rozbawiło – zauważył Chris z rozbawieniem.

Donatello spojrzał w jej kierunku. Siedziała przy jednej z ławek pod ścianą, przepisując dokumenty tak, jak ją o to poprosił.

- Nie, po prostu ja się na chwilę wyłączyłam, skupiłam na pracy, a jak się odwróciłam, to wy gadacie o ''członkach'' – mruknęła wyraźnie zakłopotana. - I jeszcze, że mnie to niby bawi.

- To Killian robi głupie aluzje – zauważył Donatello. - Ja jestem tym porządnym, on jest idiotą.

- To zabrzmiało jak list motywacyjny – mruknęła Anne, a jej twarz momentalnie zrobiła się czerwona.

Odchylił się z krzesłem do tyłu.

- A to zabrzmiało jak narcystyczna interpretacja – stwierdził z lekkim rozbawieniem.

Jeśli to było możliwe, dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej.

- Tylko ty tu nadinterpretujesz, przewodniczący. Nawet mi nie przeszło przez myśl, że zachwalasz się, jako lepszy kandydat na chłopaka.

- Ja też tego nie powiedziałem.

Ukryła twarz w dłoniach. Donatello aż uśmiechnął się delikatnie. Podszedł do niej i poczochrał włosy.

- Dobra, może na dzisiaj już faktycznie starczy, bo Monica zaraz nam zejdzie na katar, a Anne Marie na przewlekły rumieniec – odezwał się. - Możecie się rozejść. I wesołych świąt.

Szklane DeszczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz