Donatello
Chris przeciągnął się na krześle.
- Ostatnie pół godziny i nie będę musiał patrzeć na krzywy twarz Chevaliera przez calusie dwa tygodnie – wymruczał z zadowoleniem. - Święta to jednak faktycznie czas cudów.
Donatello zerknął na niego zirytowany.
- Zapewniam cię, że mój ''twarz'' jest jak najbardziej symetryczny – rzucił. - Możesz skupić się na tym, co omawiamy? Jak sam zauważyłeś, to ostatnie pół godziny i oboje będziemy mogli od siebie odpocząć, więc skup się, bo chcę mieć bezstresowe święta ze świadomością, że wszystko omówiliśmy.
- Bla bla bla... - Chris przewrócił oczami. - Przecież omówiliśmy. Mikołajki się udały, budżet jest okay, powinno na wszystko starczyć, program zachęcający do udziału w konkursach już przygotowaliśmy. Już! Wszystko!
Donatello uniósł brwi.
- Łał, słuchałeś – zauważył ze zdziwieniem. - Szkoda tylko, że oprócz jednego fragmentu. Mówiliśmy, że pozostaje jeszcze kwestia tego, jak w tym roku będziemy reklamować szkołę. Pomysły?
- Zróbmy jakiś festyn czy coś – odezwała się Monica zmęczonym głosem. Wyraźnie było widać, że była już mocno przeziębiona. - Wata cukrowa i... No nie wiem, festyn po prostu. Przepraszam, katar tłumi moją kreatywność.
- Nic się nie stało. - Chris uśmiechnął się do niej ciepło. - Zróbmy zawody!
- Szkoła nie powinna być kojarzona tylko i wyłącznie ze sportem – zauważył Donatello.
Chris prychnął.
- Ale pamiętaj, że ja się starałem, to ty gasisz wszystkie moje pomysły.
- Tak, tak, jesteś wartościowym członkiem zespołu.
Zerknął na Chrisa ze znużeniem, a ten się wyszczerzył.
- A któryż to członek jest taki wartościowy? - zapytał.
Donatello przejechał dłonią po twarzy.
- Wiesz, że to miało tak mało sensu, że nawet nie było śmieszne?
- Anne chyba rozbawiło – zauważył Chris z rozbawieniem.
Donatello spojrzał w jej kierunku. Siedziała przy jednej z ławek pod ścianą, przepisując dokumenty tak, jak ją o to poprosił.
- Nie, po prostu ja się na chwilę wyłączyłam, skupiłam na pracy, a jak się odwróciłam, to wy gadacie o ''członkach'' – mruknęła wyraźnie zakłopotana. - I jeszcze, że mnie to niby bawi.
- To Killian robi głupie aluzje – zauważył Donatello. - Ja jestem tym porządnym, on jest idiotą.
- To zabrzmiało jak list motywacyjny – mruknęła Anne, a jej twarz momentalnie zrobiła się czerwona.
Odchylił się z krzesłem do tyłu.
- A to zabrzmiało jak narcystyczna interpretacja – stwierdził z lekkim rozbawieniem.
Jeśli to było możliwe, dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Tylko ty tu nadinterpretujesz, przewodniczący. Nawet mi nie przeszło przez myśl, że zachwalasz się, jako lepszy kandydat na chłopaka.
- Ja też tego nie powiedziałem.
Ukryła twarz w dłoniach. Donatello aż uśmiechnął się delikatnie. Podszedł do niej i poczochrał włosy.
- Dobra, może na dzisiaj już faktycznie starczy, bo Monica zaraz nam zejdzie na katar, a Anne Marie na przewlekły rumieniec – odezwał się. - Możecie się rozejść. I wesołych świąt.
CZYTASZ
Szklane Deszcze
Teen FictionChciałam pisać poważny romans, po prologu stwierdziłam, że będzie to komedia. O czym? O typowym życiu typowych nastolatków. O dziewczynie potykającej się o własne nogi i jej najlepszym przyjacielu, który ledwo pamięta własne imię, a co dopiero czy j...