Anne
– Śmiało, Anne – mruknęła sama do siebie. – Nie masz pięciu lat. Po prostu naciśnij klamkę i wejdź. Nauczyciel mijający ją na korytarzu spojrzał na nią dziwnie, ale zignorowała go, stojąc dalej i dalej wgapiając się w drzwi.
Wzięła głęboki oddech, wyciągnęła dłoń w stronę klamki, zrobiła krok w przód.
„Jesteś śmieszna, Anne Marie."
Odwróciła się i poczuła jak jej policzki robią się czerwone, a w oczach stają jej łzy.
„Naprawdę, zachowujesz się jak małe, rozpieszczone, niezdecydowane dziecko."
Miała ochotę krzyczeć. Podeszła do przeciwległej ściany i osunęła się po niej, by usiąść. Posadzka była zimna, ale nie myślała o tym, skupiając się na beznadziejności swojej sytuacji.
Jeszcze nikt jej nigdy tak nie upokorzył. Ma tam wejść i udawać, że nic się nie stało? Zachować spokój, kiedy miała ochotę płakać z frustracji? Ukryła twarz w dłoniach.
– Anne? – Usłyszała kroki i głos Chrisa. – Stało się coś?
Poczuła, że kuca obok niej. Jeszcze raz wzięła głębszy oddech i podniosła na niego wzrok.
– Nie, nic – odpowiedziała, uśmiechając się blado. – Ja po prostu...
– Po prostu tak sobie siedzisz?
– Tak, właśnie to.
Chris parsknął śmiechem.
– Ale poważnie, wszystko w porządku? Dlaczego nie weszłaś do pokoju? Wiesz, że i tak już oboje nie żyjemy, bo jest pięć po siódmej? Ty możesz chociaż liczyć na jakieś ulgi. – Mrugnął do niej. – Chevalier w końcu też facet.
Zacisnęła usta i odwróciła wzrok.
Właśnie, przewodniczący też facet. Czyli to ona jest jakaś dziwna?
Nie, nie, to on jest dupkiem, to on nie ma za grosz wyczucia, to on jest najgorszym z najgorszych. Nie, z nią jest wszystko w porządku.
Powoli wstała.
– O o – mruknął Chris, również się podnosząc. – Ktoś tu chyba ma na niego focha. Czyżby Donnie znowu coś spieprzył? Serio, to jest ostatnia osobą, którą powinnaś się przejmować. Szczególnie że on jedno myśli, a drugie mówi.
– Jasne, dzięki – rzuciła lekko zirytowana. Spojrzała na Chrisa, szukając jakichś zmian, jakichś powodów na jego zachowanie. Czy on zawsze był taki męczący?
Choć może to po prostu ona już miała wszystkiego dość.
– Chodź – odezwał się Chris. – On wcale nie jest taki zły. Jak zabija, to robi to szybko i bezboleśnie.
– Twoje słowa są takie kojące, powinieneś zostać psychologiem.
– A ty przystopować z ironią – zaśmiał się.
Popchnął ją delikatnie w stronę drzwi. Z cichym westchnieniem w końcu nacisnęła klamkę i przekroczyła próg, szykując się na jakąś złośliwą uwagę ze strony przewodniczącego.
Spojrzała zdziwiona na puste krzesełko. Zawsze kiedy przychodziła, przewodniczący już siedział i coś robił, a teraz chodził wyraźnie zdenerwowany wzdłuż okien i rozmawiał przez telefon.
– Słuchaj, Agnes, może nie wyraziłem się dość jasno. Masz wziąć do szkoły kanapki i zjesz je przy mnie albo jeszcze w tym tygodniu zabieram cię do psychologa, zrozumiano? – Na chwilę umilkł, zauważył ich i machnął ręką w stronę jakichś kartek, ale szybko wrócił do rozmowy. – Och, ja nie mam czasu? Zapewniam cię, że chwilę znajdę. I przestań w końcu o wszystko oskarżać matkę, stara się jak może, żebyś miała dobre warunki. Wszyscy się dla ciebie staramy, przestań zachowywać się jak dzieciak. – Przerwał znowu, jakby sam siebie próbował uspokoić i po chwili westchnął. – Ja już naprawdę nie wiem, co mam robić, Age. Zresztą, porozmawiamy później. Weź te kanapki. Kocham cię, pa.
Anne wytrzeszczyła oczy. Przewodniczący spojrzał na nią, unosząc jedną brew.
– Coś taka zszokowana – mruknął wyraźnie zirytowany. – Moja siostra wpędza się w jakieś chore kompleksy, jeszcze chwila i popadnie w anoreksję czy coś. To aż tak dziwne, że staram się ją wspierać i mówię jej, że ją kocham?
– Nie, po prostu otwarte okazywanie uczuć jest w twoim wypadku wyjątkowo rzadkie.
– Rzadko to ty mówisz coś sensownego.
Z oburzenia aż uchyliła usta, ale szybko się pozbierała.
– Równie rzadko, co ty coś miłego albo chociaż stosownego.
– Zamknij się. – Przymknęła oczy, czując, jakby ktoś wymierzył jej policzek. – Naprawdę dzisiaj nie mam siły znosić twojego szczeniackiego zachowania, więc po prostu się zamknij.
– Moje szczeniackie zachowanie? To ty się zachowujesz jak zazdrosny pięciolatek.
– Nie rozśmieszaj mnie – parsknął przewodniczący. – Zazdrosny? O kogo? Bo nie widzę tu nikogo wartego zazdrości.
– A ja nikogo wartego czegokolwiek!
– Więc co tu jeszcze robisz?
– Przypominam, że jestem tu za karę! Uwierz mi, że gdybym nie musiała, nie spędziłabym z tobą ani sekundy dłużej!
– Możesz przestać się drzeć jak wariatka?
– Chyba o mnie zapomnieliście – zanucił Chris, jednak został zignorowany.
Anne czuła jak trzęsie się ze złości. Przewodniczący znowu po prostu stał częściowo od niej odwrócony, wydymając usta jak obrażony dzieciak.
– No tak – parsknęła, patrząc na niego ze złością. – Wstyd trochę, nie? Zapomniałeś, że nie przychodzę tu dla ciebie? Jejku, czyli świat jednak nie kręci się wokół wspaniałego przewodniczącego Chevaliera! Tego nikt się nie spodziewał!
– Anne Marie, dobrze ci radzę, zamknij się, bo...
– Bo każesz mi posprzątać łazienkę? A może biegać dokoła szkoły? Jezu, dlaczego ja mam się ''zachowywać'' skoro ty sam nie potrafisz?!
– Boże, jaka szkoda, że nie jestem tak idealny Killian! – Wtedy przewodniczący krzyknął po raz pierwszy. Przy tym wydarł się na nią tak, że mimowolnie się cofnęła. – Jakim cudem jeszcze nie dostałaś ślinotoku, skoro cały czas stoi obok?!
– Łał, jednak nie zapomnieliście – zauważył Chris, uśmiechając się jakby nerwowo.
– Jesteś najgorszy! – krzyknęła Anne na granicy płaczu. – Jesteś dupkiem, jesteś nieczuły, nie masz za grosz empatii! Nie znam zbyt wielu ludzi gorszych od ciebie, wiesz?!
– Och, ja nie mam empatii? – Głos przewodniczącego był pełen oburzenia. – Ja nie mam empatii?! Naprawdę z nas dwojga ja mam jej najwięcej!
– W ciągu kilkunastu ostatnich minut powiedziałeś mi więcej niemiłych rzeczy niż wszyscy przez całe moje życie!
– A ty w jeden dzień co najmniej osiem razy bezczelnie się mną zabawiłaś! Święta Evans! Co złego to nie ona!
– Niby kiedy ja się tobą zabawiałam?! Och, no chyba, że chodzi ci o Wigilię, wtedy przepraszam, że powiedziałam, że cię lubię, przepraszam, że cię pocałowałam i przepraszam, że zbezcześciłam twoją wspaniałą osobę, zakochując się w niej!
– O, robi się ciekawie – odezwał się znowu Chris. Przysiadł na ławce i wyjąwszy z torby kanapkę zaczął jeść.
– Dobrze się bawisz? – prychnął przewodniczący.
– Średnio. O dziwo wcale mi się nie podoba, że się kłócicie.
– Chyba tylko przewodniczącemu się podoba – odezwała się Anne wciąż rozzłoszczona.
– Jednak mam wrażenie, że ty masz z tego więcej radości.
– Wiesz co? Zamknij się.
Przewodniczący wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć. Chris westchnął, powoli odłożył kanapkę i wstał.
– Dobra, jako że nie lubię, kiedy moi przyjaciele na siebie krzyczą...
W końcu oboje na niego spojrzeli.
– Że my się niby przyjaźnimy? – odezwał się przewodniczący, a spojrzenie Anne mówiło to samo.
Chris aż się skrzywił.
– Ranicie – mruknął cicho. – Nie będę udawał, że mnie to nie zabolało.
– Wybacz – westchnęła Anne, ale bez przekonania.
– Słuchajcie, powiedzmy, że już mniej więcej orientuję się w sytuacji...
– Gówno wiesz – przerwał mu przewodniczący.
– Łał, jeszcze się będzie wyrażał – prychnęła Anne. – A myślałam, że niżej już upaść nie możesz.
– Bo powiedziałem ''gówno''? Na Boga, to nawet nie jest przekleństwo.
– Zazwyczaj wyrażasz się ładniej. Czyżbym dokonała niemożliwego i już całkiem wyprowadziła kamień z równowagi?
– No popatrz, nawet ja nie potrafię z tobą za długo wytrzymać.
– A podobno tak się cieszyłeś, że jestem ''w samorządzie''.
– Wyraźnie padło mi na mózg. Nie martw się, już jest lepiej.
Miała ochotę skakać i tupać i krzyczeć, ale przewodniczący już się uspokoił, więc ona też się starała. Choć powietrze wciąż zdawało się iskrzyć. Podeszła do jednej z ławek i usiadła na krzesełku przy niej, ze złością. Przewodniczący ostentacyjnie usiadł na drugim końcu.
– Chyba coś mówiłeś, Chris.
– Starałem się was pogodzić. Ale nie wiem, czy już nie za późno. Wszystkie mosty p ł o n ą!
Anne przewróciła oczami. Już miała oskarżyć przewodniczącego i o to, kiedy przerwał jej odgłos otwieranych drzwi.
– Hej wszystkim, strasznie, strasznie przepraszam za spóźnienie – odezwała się Monica na wejściu, oddychając ciężko. – Najpierw mi uciekł jeden autobus, to poszłam na tramwaj, ale jechał za wcześnie i też nie zdążyłam, to czekałam na następny autobus... Jezu, ale tu duszno – podeszła do okien i jedno uchyliła. – Przepraszam, ale naprawdę idzie się udusić. Miejmy nadzieję, że się nie przeziębisz, przewodniczący. W tym tygodniu masz badania kontrolne, tak?
– Mhm – mruknął chłopak, wciąż patrząc ze złością na Anne. Starała się mu w tym nie ustępować.
– Dupek – wymówiła bezgłośnie, żeby Monica nie zauważyła. Zrobiła się wręcz czerwona z oburzenia, kiedy jego usta ułożyły się w niewybredne wyzwisko. Wykrzywił się śmiesznie. – Co, czujesz się taki dojrzały, kiedy używasz takich słów?
Monica w końcu zauważyła ciężki nastrój panujący w pomieszczeniu. Opuściła ramiona i zrezygnowana spojrzała na Chrisa.
– O co poszło?
Chris patrzył to na Anne, to na przewodniczącego, jakby oglądał mecz tenisa.
– Z tego co zrozumiałem, Anne pocałowała Donatello, a on nie wiedzieć czemu ma jej to za złe. Och, czekaj. Jak dobrze zrozumiałem, to Anne była wcześniej zauroczona mną. To pewnie jest zazdrosny i zły na zmienność jej uczuć.
– Zły? – powtórzył przewodniczący. – Zazdrosny? Ja jestem po prostu zirytowany. Zirytowany, bo muszę się użerać z kwintesencją zachowania typowej nastolatki. Ładni chłopcy, ładni chłopcy! Och, chyba ich kocham! Tylko którego bardziej? Ach! Ten ostatnio był dla mnie miły!
– Jak na razie to doskonale się opisujesz – prychnęła Anne. – Och, była dla mnie miła, to też będę! Och, chyba na mnie leci! Głupia! Jestem dla niej za dobry! Ale co z tego, poflirtuję, żeby myślała, że jednak jakieś szanse ma! Ale jak to tak to? Podobał jej się ktoś inny?! Nie jestem pierwszy i ostatni?!
– Przepraszam cię bardzo, że niby kiedy ja z tobą flirtowałem?
– Chociażby wtedy, kiedy zapraszałam was na Wigilię! Że to nie byłby idealny świat, bo mnie by...
– Zamknij się! – krzyknął znowu. – Wyrwało mi się, na Boga! Nie musisz tego powtarzać przy wszystkich.
– Są przesłodcy – stwierdziła Monica, stając za Chrisem.
– Wiem, shippuję ich.
– Ja chyba też.
– Ja też – westchnęła Anne, wyglądając jakby zaraz miała się rozpłakać. Wstała i podeszła do Monici. – Co ja robię źle? – Podniosła na nią błyszczące od łez oczy.
– Nic, oczywiście, że nic – odpowiedziała, dziewczyna przyciągając ją do siebie. – To Donatello jest ten zły. Nie martw się, poważnie z nim porozmawiam.
Anne wtuliła się bardziej i spojrzała na przewodniczącego zwycięsko.
– Monica, a co ja robię źle? – odezwał się chłopak cicho, patrząc na nią z rozpaczą w oczach. – Czy ja nie mogę zadecydować o sobie nawet w tej sprawie? Wiesz, że jestem ograniczany na każdym kroku. Nie mogę sobie chociaż sam wybrać dziewczyny? Ja po prostu nie chcę kogoś, kto zmienia zdanie co pięć minut. Czy ja nie zasługuję na poczucie bezpieczeństwa?
– Uch, ja... Anne, musisz przyznać, że trochę racji ma...
Kiedy Monica na chwilę się odwróciła, przewodniczący pokazał Anne język.
– Moni, oni robią cię jak chcą – westchnął Chris.
– Wiem, ale nie potrafię nic z tym zrobić.
– Ja ich pogodzę, nie martw się. Anne, Donatello, albo się lubicie, albo nie. Jakbyś go nie lubiła to byś go nie pocałowała. A ty jakbyś jej nie lubił to byś nie gadał o niej milion razy dziennie. Proste? Proste.
– Proste – mruknął przewodniczący. – Możemy przejść do poważnych spraw?
– Ile drożdżówek mam kupić? – zapytała Anne, podchodząc do niego.
– Nie wiem, ja zjem ze trzy, Chris pewnie też. Monica, ile zjesz?
– Hę?
Zerknął na nią, podając Anne portfel.
– Będziemy wmuszać jedzenie w Agnes – odezwał się. – A żeby się nie czuła głupio, wszyscy będziemy jeść.
– Czekaj, dorzucę się – odezwał się Chris, sięgając po portfel. Uśmiechał się pod nosem i rzucił rozbawione spojrzenie Monice. – W sumie to weź mi cztery, bo nie będzie mnie w domu do wieczora, zjem po treningu.
– O, to ja biorę trzy.
– Mogę wziąć dwie – mruknęła Monica. – Czekajcie, też coś dam.
– Daj spokój, to dla m o j e j siostry – prychnął przewodniczący.
– Chris może się dołożyć – mruknęła niezadowolona.
– Jego nikt nie lubi.
– Anne mnie lubi – obruszył się.
– Już nie – odezwała się dziewczyna. – Gdyby nie ty, nie byłoby całej tej sytuacji.
– Zwalanie winy na Chrisa jest dobrym pomysłem.
Chłopak zaśmiał się głośno.
– Zaraz jeszcze zarzucicie jakimś tekstem o tym, że to tylko chwilowe zawieszenie broni.
– Oczywiście – prychnął przewodniczący, sięgając po papiery.
– Dla Agnes – dodała Anne, wychodząc do sklepiku.
Kiedy tylko zamknęła drzwi, poczuła jak całe napięcie ją upuszcza. Chyba jeszcze nigdy nie czuła takiej ulgi. Nie chciała się z nim kłócić. Ani przez chwilę tego nie chciała. Dlaczego on zawsze musiał wszystko utrudniać?
Poczuła, jak jej policzki płoną, kiedy przypomniała sobie słowa Chrisa. „A ty jakbyś jej nie lubił to byś nie gadał o niej milion razy dziennie." Zacisnęła zęby. Nawet jeśli przewodniczący był dupkiem, nawet jeśli był okropny i... Nie mogła odpuścić. Na pewno nie teraz, kiedy właśnie tego się po niej spodziewał. Pokaże mu, że nie jest dziecinna, że nie zmienia zdania, co pięć minut.
Przecież on też ją lubił, przecież... A jeśli nie?
„Co ty robisz?"
Ciągle słyszała to w głowie od nowa i od nowa. Odepchnął ją lekko, ale stanowczo. Gdyby faktycznie ją lubił, zrobiłby to?
Ona go lubiła, więc zebrała się na odwagę i kiedy zostali sami, nachyliła się i przycisnęła swoje usta do jego. Na jedną krótką chwilę mogła być tak blisko jak chciała. Kiedy zobaczyła, że jej nie przerywa położyła dłoń na jego ramieniu i delikatnie otarła się swoimi ustami o jego. Tak słodko pachniał, a jego skóra była taka ciepła. Chciała przysunąć się jeszcze trochę i jeszcze i jeszcze... Złapał ją lekko za rękę... I wtedy magia prysła.
I patrzył na nią, tak chłodno patrzył.
Potrząsnęła głową, żeby odpędzić od siebie to wspomnienie. Nieważne co zrobił, czego nie zrobił i jak na nią patrzył. Teraz nie może odpuścić, nie da mu tej satysfakcji.
Przystanęła na chwilę przy oknie. Ostatnio ociepliło się na tyle, by śnieg bardziej przypominał błoto, jednak nie na tyle, żeby całkiem zniknął. Z nieba spadały drobinki czegoś pomiędzy śniegiem a gradem, jakby szklane krople deszczu. Jakaś dziewczyna biegła do szkoły bez parasola czy choćby kaptura. Anne uśmiechnęła się sama do siebie.
Tak właśnie zrobi. Zignoruje zimno i wszystko co złe, po prostu da z siebie wszystko, żeby do niego dotrzeć. Nawet jeśli będzie musiała przemoknąć, idąc przez ten szklany deszcz.
CZYTASZ
Szklane Deszcze
Teen FictionChciałam pisać poważny romans, po prologu stwierdziłam, że będzie to komedia. O czym? O typowym życiu typowych nastolatków. O dziewczynie potykającej się o własne nogi i jej najlepszym przyjacielu, który ledwo pamięta własne imię, a co dopiero czy j...