Rozdział 21

104 14 11
                                    

Notka: Naszło mnie przed sekundką. Do końca niewiele zostało. Mi osobiście na wattpadzie czytać jest niewygodnie. Ja ostatnio dużo rysuję. Może ktoś byłby zainteresowany wersją pdf? Z ilustracjami? Dajcie znać w komentarzach! ♥
Druga sprawa, ponownie w związku z bliskim końcem - pytania. Do mnie, do postaci, co się wam tylko zamarzy. Jeśli pomysł wam przypadnie do gustu i faktycznie będę miała na co odpowiadać, to po epilogu dostaniecie dodatkowy rozdział z odpowiedziami. Zachęcam serdecznie!
PS pozdrawiam czytających Małą Burzę, na pewno się ucieszycie ;)

A teraz zapraszam na moje Szklane Deszcze!


Agnes

Donnie zawsze potrafił sprawić, że wszystkie jej problemy nagle znikały. Rozmawiał z nią, rozśmieszał, czasem gdzieś zabierał. A czasami po prostu zaczynał się dusić.
Co prawda nie zdarzało się to znowu tak rzadko, ale za każdym razem czuła, jak te resztki pigmentu z jej twarzy uciekają gdzieś w nieznane. Czasami miała wrażenie, że to przez to ciągłe martwienie się byli tacy bladzi. 
Kiedy zaczynał pluć krwią, ona już własnej nie czuła. To już zdarzało się bardzo rzadko. Donnie o siebie dbał. Robił wszystko, żeby się nie przeziębić, wszystkie nieszczęsne alergeny omijał na kilometr. Nie palił, oszczędzał się, tak jak powinien. Więc dlaczego to się stało? Niesprawiedliwe, niesprawiedliwe.
Nie rozumiała tego i nie rozumiała wymuszonej na niej tajemnicy. Anne miała nie wiedzieć. Anne, która pewnie przejęłaby się niemniej niż Agnes.

Nie miała głowy do tego, żeby mu to tłumaczyć. Po prostu skinęła kilka razy jak w transie i machała, kiedy karetka odjeżdżała.
Isabelle powiedziała, żeby została. Cieszyła się, że ktoś na to wpadł. Nie chciała wyjść na wyrodną siostrę, ale ledwo mogła ustać na nogach. Nawet Donnie chyba to widział, bo nawet nie spojrzał źle na Isabelle.
Nie chciała zostawać w szkole. Uciekła najszybciej jak mogła. Kiedy wróciła do domu, zrzuciła buty, rozebrała się do bielizny i rzuciła się na łóżko. Nie chciała płakać. Donnie by nie chciał. Więc po prostu leżała. W bezruchu. 
Miała za dużo myśli. Chciała, żeby znikły, żeby jej mózg w końcu się zamknął, a nie tylko chrzanił coś w kółko i pozwolił jej zasnąć. Chciała napisać do brata, ale bała się, że jak tylko się ruszy, to wybuchnie.
Więc po prostu leżała dalej. Bolało ją, że nikt nie pisał.

Kilka godzin jej zajęło, żeby w końcu się zebrać. Weszła pod prysznic i wyliczyła sobie rzeczy, które powinna zrobić. Najpierw zadzwonić do mamy. Pozmywać. Nakarmić kota. Donnie się nim zajmował, ale poza tym nieszczególnie się nim interesował. Do Donnie'ego nie zadzwoni. Zadzwoni do Isabelle. Do Donnie'ego zadzwoni wieczorem. Chociaż liczyła, że wróci do tego czasu. 
 Wyszła, wytarła się, wysuszyła włosy. Wreszcie sięgnęła po telefon.
 - Cześć, mamo - westchnęła. Kobieta wyjątkowo odebrała. Z reguły Agnes nagrywała się na pocztę głosową. 
 - Cześć, kochanie, stało się coś?
W ustach mamy nawet "kochanie" brzmiało strasznie sucho. Ale szło się przyzwyczaić.
 - Donnie jest w szpitalu. - Załamał jej się głos, ale tylko odrobinkę. - Jest z nim Isabelle, zaraz będę do niej dzwonić. Masz dużo pracy? Może mogłabyś wrócić do domu na trochę?
Kilka sekund ciszy, w końcu westchnienie. Mama niespecjalnie lubiła wracać do domu.

 - Mam dużo na dzisiaj. Ale potem będzie parę dni luzu.
 - Czyli przylecisz?
 - Jutro. Może dzisiaj w nocy. Chociaż wolałabym jutro, jestem zmęczona.
 - Rozumiem.

 - Zobaczę.
Kolejna chwila milczenia. Nie rozmawiały za dużo, czasami Agnes miała wrażenie, że mama dosłownie zapomniała, jak z nią rozmawiać. Z Donnie'm jeszcze jakoś jej szło, ale...

 - A ty? Jak się czujesz? - odezwała się w końcu kobieta. 
 - Fizycznie okay. Ale przejęłam się.
 - Rozumiem. Będzie dobrze. Donatello zawsze da sobie radę. 

Szklane DeszczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz