Anne
Buty Anne głucho uderzały o podłogę w szkolnym korytarzu.
Znowu. Znowu się spóźni. I już nie było szans, że ominie ją gniew przewodniczącego. Teraz biegła prosto do niego.
Zdyszana dopadła klamki pokoju Samorządu i weszła, poczekawszy chwilę, aż uspokoi jej się oddech.
- Spóźniłaś się równo jedenaście minut, Evans – oznajmił przewodniczący, gdy tylko przekroczyła próg. Nawet nie podniósł wzroku znad wypełnianych przez siebie papierów. - Usiądź gdzieś, zaraz zastanowimy się nad karą.
- Przepraszam - mruknęła Anne niechętnie, ale doszła do wniosku, że skoro przewodniczący zwracał się do niej po nazwisku, musiał być naprawdę zirytowany.
Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś krzesła.
Pomieszczenie było rozmiaru klasy, bo i początkowo właśnie klasą było. Kiedy w ich szkole dobudowano drugi budynek, zostało kilka już nieużywanych pomieszczeń takich, jak to. Anne słyszała, że przez kilka lat nikt z nich nie korzystał, dopiero obecny przewodniczący przekonał dyrekcję, by przekazać je do użytku Samorządu i kółek uczniowskich. Teraz wszystkie osiem ławek, które zostały w klasie, stały złączone pośrodku pomieszczenia, a dokoła nich poustawiany był tuzin krzeseł. Anne profilaktycznie usiadła na tym, które znajdowało się najdalej przewodniczącego.
- Czy ty się mnie boisz? - mruknął chłopak wyraźnie rozbawionym głosem.
- Czy ty się uśmiechasz? - odpowiedziała Anne pytaniem na pytanie, pochylając się, żeby zobaczyć jego twarz.
Przewodniczący w końcu podniósł głowę.
- Już mówiłem, ja zawsze jestem poważny. A ty masz mówić do mnie per przewodniczący.
Anne zaśmiała się cicho.
- To musi być nudne – powiedziała, uśmiechając się lekko. - Zawsze masz ten sam wyraz twarzy.
Chłopak pokręcił głową, powoli wstał i do niej podszedł. Obrócił krzesełko, na którym siedziała do siebie i oparł ręce po obu stronach jej głowy.
- Nie zawsze mam ten sam wyraz twarzy – powiedział cicho, ale przerażająco. - Jak się zdenerwuję, wyglądam inaczej.
Anne wiedziała, że powinna się już nie odzywać. Może nawet przeprosić. Ale nie mogła, naprawdę nie mogła się powstrzymać.
Powoli podniosła dłonie do twarzy przewodniczącego i przyłożyła palce wskazujące do kącików jego ust. Nawet jeśli chłopak się zdziwił, nie okazał tego po sobie. Anne powoli przesunęła palce, sprawiając, że się ''uśmiechnął''.
Starała się opanować drżenie ramion, ale wiedziała, że jeszcze chwila i wybuchnie śmiechem.
- Cholernie zabawne – mruknął przewodniczący. - Teraz ja, okay?
I wtedy odwaga ją opuściła. Trzęsąc się ze strachu, opuściła ręce.
Po raz pierwszy zobaczyła, jak przewodniczący się uśmiecha, ale to nie był taki uśmiech, jaki chciałaby zobaczyć. To był naprawdę przerażający uśmiech.
Chłopak też podniósł dłoń i przyłożył do jej policzka.
- Mam straszną, naprawdę straszną ochotę cię uderzyć – wyszeptał, patrząc na nią, jakby próbował zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. - Nikt mnie tak nie irytuje jak ty, Anne Marie. Ale... Może wcale nie chcę zrobić ci krzywdy? Może po prostu chcę... - Delikatnie przesunął palcem po jej ustach.
- On chce ci urwać język! - zawołał ktoś, wbiegając do pomieszczenia, a Anne razem z krzesełkiem upadła na ziemię.
Przewodniczący podszedł do niej powoli i uniósł do pionu.
I wtedy go zobaczyła.
- Cześć, Anne – powiedział chłopak w drzwiach, szczerząc się wesoło.
- Cześć, Chris – odpowiedziała dziewczyna lekko roztrzęsionym głosem.
Bo to była Anne. I ze wszystkich osób, które mogły wbiec, kiedy była w tak krępującej sytuacji, jak zawsze dopisało jej szczęście i zobaczył ją akurat ten chłopak.
Akurat chłopak, który jej się podobał.
- Chyba kazałem ci posprzątać w... - zaczął przewodniczący, puszczając dziewczynę.
Anne zachwiała się, ale po chwili stanęła już w miarę pewnie.
- Posprzątałem – przerwał Chris przewodniczącemu. - I w damskiej też. Więc chyba już jestem wolny, nie?
Gdyby wzrok mógł zabić, Chris już by nie żył.
- Widzę, że znasz już wiceprzewodniczącego, Evans – mruknął przewodniczący, wyraźnie wściekły, choć jego twarz pozostała bez wyrazu. Ponownie zwrócił się do Chrisa. - Słyszałem, że dzisiaj masz zawody. Idź, zrób parę kółek wokół szkoły.
- Już się robi – oznajmił chłopak wesoło. - Ale Anne też dzisiaj gra. Może pobiegasz ze mną, co?
- Evans jest mi tu potrzebna – powiedział przewodniczący, zanim dziewczyna zdążyła chociaż otworzyć usta. - Będzie segregować dokumenty
Chris wzruszył ramionami i wyszedł.
A Anne zaczęła nienawidzić przewodniczącego.
(Notka od autora: ja się naprawdę nie obrażę, jeśli ktoś to skomentuje ;-;)
CZYTASZ
Szklane Deszcze
Teen FictionChciałam pisać poważny romans, po prologu stwierdziłam, że będzie to komedia. O czym? O typowym życiu typowych nastolatków. O dziewczynie potykającej się o własne nogi i jej najlepszym przyjacielu, który ledwo pamięta własne imię, a co dopiero czy j...