Chciałam pisać poważny romans, po prologu stwierdziłam, że będzie to komedia. O czym? O typowym życiu typowych nastolatków. O dziewczynie potykającej się o własne nogi i jej najlepszym przyjacielu, który ledwo pamięta własne imię, a co dopiero czy j...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Anne
Jeszcze raz wygładziła spódnicę i spojrzała w lustro. Nie było źle, ale zdecydowanie wolała swoje wygodne spodnie. Miała jednak świadomość, że nie ma szans, żeby mama w pierwszy dzień szkoły wypuściła ją z domu w jeansach. Przynajmniej nie bez kłótni, a na to Anne dzisiaj szczególnie nie miała ochoty. I tak wizja spotkania z rodzeństwem Chevalier wystarczająco ją zniechęcała. Wiedziała, że prędzej czy później znowu dogada się z Agnes, ale teraz naprawdę nie miała ochoty na jej towarzystwo.
Z westchnieniem pokręciła głową. Ten dzień nie zapowiadał się najciekawiej. Bądź co bądź, dziewczyny nadal były razem w klasie, Anne nie mogła jej unikać w nieskończoność. Ze znużeniem związała włosy w ciasny kucyk i skierowała się do wyjścia. Bardziej od spotkania Agnes martwiło ją tylko spotkanie z Donatello. Nie widziała go od tamtego feralnego festiwalu. Podobno wyszedł ze szpitala już następnego dnia, ale skutecznie się unikali. Czasem w centrum gdzieś minęły jej jego platynowe włosy, ale wtedy po prostu zgrabnie zmieniała kierunek. Słyszała od Agnes, że chłopak znowu przyjaźnił się z Chrisem. Z kolei z Alexem praktycznie nie miał kontaktu. Idąc ulicą, Anne uśmiechnęła się pod nosem. O wilku mowa - pomachała przyjacielowi radośnie. Może to i lepiej, że nie mieli kontaktu, przynajmniej Anne nie musiała się dzielić ich wspólnym przyjacielem. Teoretycznie Alex powinien spędzać czas z Agnes - w końcu byli parą - ale jakoś ostatnio nie widywała ich razem. Nie miała serca mówić tego Alexowi, ale była prawie pewna, że coś złego się u nich dzieje. A Hall nie zauważyłby, nawet gdyby dostał tym w twarz. Podszedł do niej leniwym krokiem. Nie żeby zdarzało mu się chodzić inaczej. - Co tam? - zapytał, choć może bardziej ziewnął. Wzruszyła ramionami. - Nic nowego, dzień jak co dzień. - Jakby nie patrzeć. - Zerknął na nią, jakby rozbawiony. - Stresik jest? Przewróciła oczami. - Czym niby się mam stresować? - Nie wiem, ty mi powiedz. Prychnęła z irytacją. Zanotowała w głowie, że nie powinna się nigdy kłócić z Alexem - zdecydowanie za dobrze ją znał. Nie zamierzała się mu jednak przyznawać, bo to było równoznaczne z przyznaniem tego przed sobą samą, więc po prostu zakołysała włosami i przyspieszyła kroku. - Nie idziesz z Agnes? - spróbowała zmienić temat. Spojrzała na przyjaciela kątem oka. Miała wrażenie, że lekko się skrzywił. - Dzwoniłem do niej rano, ale nie odbierała - mruknął, ale zaraz lekko pokręcił głową. - Zresztą, i tak zobaczymy się w szkole. Tylko wzruszyła ramionami. Może w końcu sam do tego dojdzie. Nie chciała kontynuować żadnego z tematów, więc po prostu szli dalej powoli w kompletnym milczeniu. Swoją droga - zerknęła na zegarek - mieli jeszcze zaskakująco dużo czasu. Czyżby Alex miał problemy z sypianiem? Może jednak nie był taki niedomyślny jak jej się wydawało. Kiedy doszli na szkolny dziedzinie, było wciąż piętnaście minut do rozpoczęcia. Anne już z daleka zauważyła machającą Agnes, ale chyba skrzywiła się dość mocno, bo Alex tylko się z nią na szybko pożegnał i sam odszedł w kierunku swojej dziewczyny. Anne skierowała się do koleżanek z drużyny koszykarskiej, ale kątem oka zauważyła, że jej chyba-wciąż-przyjaciółka była nie mniej skrzywiona niż ona sama. Zaraz została zmiażdżona w uścisku i zasypana plotkami o wszystkich znanych jej sportowcach, ale mówiąc szczerze - pasowało jej to. Agnes nigdy nie interesowała się sportem. Wreszcie mogła z kimś na ten temat porozmawiać. Przez chwilę w jej głowie pojawiło się wspomnienie o dyskusjach z Donatello, ale szybko się tego pozbyła. Owszem, z nim też mogła porozmawiać o sporcie. Ale nie z nim jedynym, prawda? Jednak jakkolwiek chciałaby go unikać, wciąż był dość ważną osobą w tej szkole, o czym boleśnie przypomniały jej słowa Alicii. - Swoją drogą, słyszałam - mówiła z nieukrywaną ekscytacją - że przewodniczący wraca do sportu. Przez dwa lata nie brał udziału w żadnych zawodach, nie wspominając o festiwalu. - Tu rzuciła Anne spojrzenie pełne... No właśnie, nie potrafiła tego nazwać. Współczucia? Litości? Nie, to była Anne Evans, ludzie nie patrzyli na nią w ten sposób. No chyba że akurat wyjątkowo efektownie się wywracała. Nie zdążyła się jednak nad tym głębiej zastanowić, bo Alicia kontynuowała. - W damskich zawodach, poza biegami, nigdy nie szło nam źle. Ale teraz - mamy szansę też w męskich. - W męskich też nie było najgorzej - zauważyła Anne. - Może nie w biegach akurat, ale nożna szła dobrze. Alicia przewróciła oczami. Ona była najbardziej rozmowna z całej grupki. Albo może po prostu nie dopuszczała innych do głosu. Jedyną osobą która potrafiła się jej wciąć zawsze i wszędzie była kapitan drużyny, Elizabeth. Teraz jednak stała, przyglądając się reszcie w milczeniu. Anne spojrzała na nią z zaciekawieniem. Krótkie, ciemne włosy miała w nieładzie, co jednak nie było dla nikogo nowością. Uwagę za to zwracały kiepsko zatuszowane cienie pod oczami i wymięta koszula. Dziewczyna była skupiona na monologu Alicii, więc dopiero po chwili zauważyła, że Anne się jej przygląda. Posłała jej pytające spojrzenie. - Ciężka noc? - cicho zapytała Anne, nie chcąc przerywać koleżankom debaty na temat najprzystojniejszego siatkarza. Liz, jak dziewczyna kazała się wszystkim nazywać, zaśmiała się z z zażenowaniem, drapiąc się po głowie. - Aż tak widać? - Wydawała się skrępowana, ale mimo wszystko uśmiechnęła się ciepło, jakby przepraszająco. - Mój chłopak miał wczoraj urodziny, trochę przesadziliśmy z winem. - Ach - westchnęła Anne, czując jakieś dziwne ukłucie w środku. - Rozumiem. - Ty chyba też się nie wyspałaś, co? Skrzywiła się lekko, ale zaraz zmusiła do uśmiechu. - Może trochę. Ale zdecydowanie z innych powodów. Liz zaśmiała się raz jeszcze i odwróciła się z powrotem do pozostałych dziewczyn, dołączając do rozmowy. Anne w duchu odetchnęła z ulgą. Nie rozumiała czemu, ale jakoś ostatnio irytowała ją każda wzmianka o nastoletnich związkach. Nie rozumiała, czy też nie chciała rozumieć. Na pewno nie zamierzała nazywać tego dziwnego ukłucia zazdrością. Pokręciła głową, chcąc wyrzucić z niej te głupie myśli i po chwili wraz z pozostałymi dziewczynami skierowała się do auli na apel rozpoczynający nowy rok szkolny. Jednak ledwo przeszła przez próg, gdy zatrzymało ją czyjeś wołanie. - A... Evans!