Rozdział 10

118 28 1
                                    

Agnes

- Nudzę się.

- Mówiłem, żebyś została w domu. Sama chciałaś ze mną iść.

Westchnęła.

Agnes nigdy nie budziła się przed budzikiem. Pierwszy raz zdarzyło jej się coś takiego. Pokręciła się trochę po mieszkaniu, zrobiła sobie i bratu śniadanie, ale ostatecznie i tak nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W końcu postanowiła, że pójdzie z Donniem do szkoły na siódmą, przynajmniej będzie miała towarzystwo.

Jakże naiwne myślenie – stwierdziła w duchu. Donnie-brat był kochany, często sam ją zagadywał i dbał o to, żeby się zbytnio nie nudziła, ale za to Donnie-przewodniczący niechętnie się zgodził, żeby mu towarzyszyła i nawet się nie odzywał, siedząc z nosem w papierach.

Powoli przysypiała, gdy nagle jego głos ją obudził.

- Agnes – rzucił krótko. - Mam problem. A ty się wyraźnie nudzisz. Możesz mi pomóc.

- Ja? - zdziwiła się. Donnie rzadko ją o cokolwiek prosił. Potrząsnęła głową. - Oczywiście, że ja. W czym ci pomóc?

Donnie zerknął na nią znad stosu notatek.

- Kojarzysz tę skrzynkę, do której można wrzucać propozycje i rady dotyczące pracy samorządu?

Agnes pokiwała głową. Jak mogła nie kojarzyć skrzynki, której zawartość znajdywała w domu, w miejscach typu lodówka czy szafka na buty? Donnie często czytał notki od uczniów w biegu, nie raz gubiąc je po całym mieszkaniu.

- Ostatnio powtarza się skarga, że w szkole nic się nie dzieje. Że samorząd nic nie organizuje. Jakieś pomysły?

Agnes zakaszlała, próbując ukryć śmiech.

- Pytasz mnie o tak, jakbyś sam nie był nastolatkiem – mruknęła w końcu. - Zastanów się Donnie, co byłoby fajną zabawą dla ciebie?

- Fajną zabawą? - powtórzył z wyraźnym rozgoryczeniem w głosie. - Mecz w kosza. W ogóle jakiś dzień sportu. A nie, czekaj! - zawołał z udawanym zdziwieniem i spojrzał na nią ze złością. - Nie mogę. Od trzech lat.

Agnes poczuła, jak na jej policzki wstępuje rumieniec. Już miała zacząć przepraszać, kiedy wybawiły ją słowa Annie.

- Nie wiedziałam, że lubisz sport, przewodniczący – rzuciła, wchodząc do pokoju samorządu z szerokim uśmiechem na ustach. - Czemu nie możesz? Dzień sportu brzmi super! Szczególnie mecz w kosza! Zresztą, skoro już wiem, że grasz, musisz ze mną…

- Nie gram – uciął Donnie. Agnes ze zdziwieniem stwierdziła, że w jego głosie nie słychać było już złości. Spojrzał na Annie z oczami bez wyrazu, oczami śniętej ryby. - Od trzech lat nie tknąłem piłki i nie zamierzam. Poza tym jest grudzień. Dzień sportu lepiej by się udał na świeżym powietrzu. Może pomyślimy coś w przyszłym roku.

Annie aż uchyliła usta. Agnes wciągnęła powietrze ze świstem, reakcja jej przyjaciółki była bardzo przewidywalna.

- Jak można przez trzy lata nie dotknąć piłki, skoro się jakiś sport lubi? - zapytała, marszcząc brwi. - Boże! Nienawidzę takiego gadania! Nie kłam, że lubisz, bo jakbyś naprawdę lubił, nie ważne byłoby czy idzie ci źle, czy coś cię boli! Na chorego też nie wyglądasz, kiedy drzesz się na pierwszaków na korytarzu!

Szklane DeszczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz