Rozdział 20 1/2

96 14 6
                                    

Obiecałam dzisiaj, jest dzisiaj, ale zaraz padnę na twarz. Dokończę najszybciej, jak będę mogła.

Anne

Miała na imię Isabelle, to wiedziała na pewno. To jednak było trochę za mało. Jaka mogła być była Donatello? Na pewno piękna. I mądra.
Zaczęło jej się robić głupio. Z tego co zrozumiała, dawno jej nie widział. Może jak teraz się spotkają to powrócą dawne uczucia?
Potrząsnęła głową i przewróciła się na drugi bok.
Miała wstać o ósmej, ale była już piąta, a ona rzucała się po łóżku i nie mogła zasnąć. Przejmowała się, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Donatellowi można było wiele zarzucić, ale nie uważa go za kogoś, kto by ją zdradził przy pierwszej lepszej okazji.
Nie uważała go w ogóle za kogoś zdolnego do zdrady.
Zastanawiało ją jednak, dlaczego właściwie się rozstali. Z czyjej winy? Ostatnio odpowiedział dość wymijająco. Powiedział tylko, że to ona zerwała z nim i to przez telefon. W sumie święty nie był. Miał swoje humorki i miał ciężki charakter. Ale kiedy się go już poznało, był naprawdę cudowny i przeuroczy.
Przewodniczący - powtórzyła w myślach. - Uroczy. Boże, Anne, co się z tobą dzieje?
Ale był dobry. Miły i czuły. Starał się, codziennie odprowadzał ją po lekcjach do domu.
Może później mu przechodziło? Ale nie, sam jej wyrzucał zmienność, on był stabilny i pewny.
Chociaż... Podobno kiedyś był inny. Może ta zmiana skłoniła Isabelle do zerwania.
Nagle do jej uszu dotarł jakiś dziwny dźwięk. Nie żeby była paranoiczką, ale wszyscy w domu spali, a to był zdecydowanie odgłos otwierania drzwi wejściowych. Szybko wstała i zaczęła cicho schodzić po schodach.
 - Mamma mia - westchnął "włamywacz".
Odetchnęła z ulgą.

Nick

Stukot obcasów niósł się po szkolnym dziecińcu. Wokół panowała cisza - trwała właśnie trzecia lekcja, więc uczniowie byli w klasach. Gdzieniegdzie tylko przemknął ktoś spóźniony, ale nie było to zbyt częste. Zupełnie inaczej niż w ich szkole, gdzie wszyscy przychodzili jak chcieli, pewni, że i bez nauczycieli opanują cały materiał. Ich szkoła stawiała na wiedzę i to za wszelką cenę. A ta tutaj zdecydowanie na pracę. Pracuj, żeby zdać i pracuj, żeby się wybić. Uczniowie nie mieli przywilejów, jeśli na nie nie zasłużyli.
Więc pracowali i bardzo dobrze na tym wyszli. Mieli drugie najwyższe wyniki w mieście, mnóstwo sukcesów sportowych i w zamian za to, uczniowie mieli prawie że raj na ziemi. Akcje, imprezy, milion różnych wydarzeń na każdą okazję. Wszystko świetnie zorganizowane. Ale że był to tylko "prawie raj", musiał być też jakiś haczyk, a mianowicie przesłodki, przeuroczy diabeł w ludzkiej skórze - przewodniczący szkoły Donatello Chevalier.
Stary, dobry Donnie...
Zerknął na Isabelle. Ostatnio niesamowicie się ożywiała, kiedy tylko ktoś o nim wspomniał. Wcześniej reagowała nerwowo albo wcale, teraz bardzo chętnie słuchała, kiedy ktoś o nim mówił i nawet subtelnie podpytywała.
Czyżby uczucie powracało?
Kiedy przeszli przez próg usłyszeli ten słodki głosik.
 - Biegnij na lekcję, a potem osobiście dopilnuję, żebyś wyszorował wszystkie męskie toalety w szkole.
 - Ale...! - chciał błagać o litość uczeń. Nie z Donnie'm te numery.
 - Spóźniłeś się dwadzieścia minut, to niedopuszczalne, szczególnie że miałeś dopiero na trzecią lekcję. Do klasy, już.
Z tego, co wiedzieli, Donatello, powinien być właśnie na pierwszym piętrze. Ach, ten cichy krzyk.

 - Ciekawe, czy w ogóle pamięta, że rozmawiał ze mną na swoich urodzinach - odezwała się nagle Isabelle.

Nick wzruszył ramionami.

 - Nie była to zbyt ambitna rozmowa - zauważył. Nie był przy tym osobiście, ale Isabelle dość szczegółowo mu to opisała. Podobno Chevalier, nie potrafił złożyć poprawnie jednego zdania. - Mnie tam bardziej zastanawia, jak on rano wstał z łóżka.
 - Prędzej spełz. 
 - Spełznął.
 - To słowo pewnie nawet nie istnieje.
 - Istnieje i jego poprawna forma to spełznął.

Szklane DeszczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz