Jeśli kiedykolwiek opuścisz mnie kochanie,
Zostaw trochę morfiny przy moich drzwiach
Ponieważ potrzeba mnóstwa leków
Aby uświadomić sobie, że to, co mieliśmy,
Że tego już nie mamy.
Nie ma religii, która mogłaby mnie uratować
Nie ważne jak długo będę klęczał na podłodze
Więc zapamiętaj wszystkie moje poświęcenia
By Cię zatrzymać u mego boku
I powstrzymać od wyjścia za drzwi.
Bo nie będzie światła słońca
Jeśli stracę Ciebie, kochanie
Nie będzie bezchmurnego nieba
Jeśli stracę Ciebie, kochanie
Dokładnie jak chmury
Moje oczy zrobią to samo, jeśli odejdziesz
Każdego dnia będzie padał deszcz
Nigdy nie byłem ulubieńcem twojej matki
Twój tata nie może nawet spojrzeć mi w oczy
Och, gdybym był na ich miejscu, robiłbym to samo
Mówił, że moja mała dziewczynka
Prowadza się z kłopotliwym facetemBruno Mars - It Will Rain
Nie wiedziałam co robić. Postanowiłam troche z nim pograć.Uśmiechnęłam się sztucznie.
-Witaj-powiedziałam,wiążąc swoje długie włosy w niechlujnego koka aby nie przeszkadzały mi w pracy.Chłopak odwzajemnił uśmiech,po czym położył swojego psa na kozetce.Szybko umyłam dłoni i wyciągnęłam igłę ze specjaną szczepionką.Widziałam,jak blondyn staje się zielony,gdy wykonywałam zabieg.Och serio jest takim mięczakiem,jednak mięśnie to nie wszystko.Trzeba być jeszcze twardym.Rutynowo zbadałam czy z maluchem jest wszystko okey i oddałam go w ręce właściciela.
-Um Vanesso-przeczytał z mojej plakietki.
-Umówisz się ze mną?-spytał,a ja zmarszczyłam brwi.On sobie chyba żartuje.
-Nie-odparłam.Wyglądał jakby dostał w twarz.Cóż życie jest ciężkie.
-Ale..-.
-Jestem w pracy.Musisz już iść-powiedziałam,zajmując miejsce w moim fotelu.
-Jeszcze się zobaczymy-syknął,po czym wyszedł trzaskając drzwiami.Co za dupek.A pies z pewnością nie był jego,ponieważ nawet nie wiedziała jak ma na imię.Chora sytuacja.Ucieszyłam się,kiedy w końcu wybiła 16 i mogłam opuscić klinike.Czas zmierzyć się z błędami.Anglio nadchodze.Lot był długi i męczący.Kiedy w końcu opuściłam samolot miałam już tyllko ochote spać.Czekała mnie jednak jeszcze pół godzinna droga do ich domu,gdyż mieszkali na kompletnym zadupiu.Zabije Marco,brata Daniela za kupienie,im gniazdka tak daleko.Ehh.Ucieszyłam się,kiedy w końcu dojechaliśmy.Kierowca podał mi moją walizkę,po czym odjechał,a ja ruszyłam do drzwi.Chwile sobie odczekałam,nim ktoś a raczej Jess raczyła mi otworzyć.
-Hej suko-powiedziałam mocno ją do siebie przytulając.
-Witaj Vanesso-usłyszałam wkurzający głos Daniela.Grr nienawidziałam tego gościa.Może na początku był spoko,ale gdy otworzył kancelarię stał się snobistycznym dupkiem.Clay i Diana mieli racje co niego.
-Przestańcie-mruknęłam brunetka,łapiąc moją dłoń.Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie,po czym biorąc swój bagaż ruszyłam za przyjaciółką na górę.Zaprowadziła mnie do ładnej sypialni i odeszła zamykając drzwi.Była dziwnie przygaszona i smutna.Oczywiście Jess,wiedziała co zrobiłam.Wciąż w głowie mam jej krzyk,a potem moralną gadkę.Kolejna się znalazła.To dlatego tak dobrze dogadywała się z Claytonem.Stare czasy.Westchnęłam cicho i ruszyłam pod prysznic.Musiałam się przygotować.Chyba nadszedł czas,aby porozmawiac z Damonem.W końcu to sobie obiecałam,chodz wiedziałam,że dziś widze go po raz ostatni.Pół godziny pózniej,byłam już w palacu.Właściwie to żadne miejsce nie było dobre na taką rozmowę,ale lepsze to niż gdyby kręciło się obok nas stado dziennikarzy.Bez zastanowienia ruszyłam do królewskich stajni.Moje oczy odrazu powędrowały do malutkiej Cleo,która teraz była już piękną i dorosłą klaczą.Przy jej boksie pojawiły się oznaczenia,co mówiło,że wygrała jakieś zawody.Wiedziałam,iż będą mieli z niej dumę i pożytek.Zzarżała gdy mnie zobaczyła,a ja podarowałam jej marchewkę.Natymchmiast ją porwała.Urocza.Zostawiłam konia w spokoju i ruszyłam na drugie piętro,gdzie miałam się spotkać z Damonem.Poczułam jak moje serce znacznie przyspiesza.Zobaczyłam go od razu.Stał to mnie tyłem.Ubrany w swój czarny elegancki płaszcz.
-Cześć kochanie-powiedział,odwracając się moją stronę.Był szcześliwy.Tak jego twarz wręcz promoeniowała.
-Cześć-mruknęłam składając na jego ustach pojedyńczy pocałunek.Ten mocno mnie do siebie przytulił,a ja zaciągnęłam się boskim zapachem jego perfum.
-Tęskniłem-powiedział łącząc nasze dłonie.
-Ja um ja też-.Tak bardzo nienawidziłam siebie teraz.Ughy.
-Damon ja muszę Ci coś powiedzieć-oblizłam usta,próbując nie stchórzyć.
-Cii-przerwał mi łącząc nasze usta w pełnym pasji pocałunku.Kiedy się od siebie oderwaliśmy,poczułam gorycz,a łzy nieświadomie popłynęły mi po policzkach.
-Nie płacz skarbie-.
-To ze szczęście-skłamałam.
-Chciałaś mi coś powiedzieć,lecz Ci przerwałem- przypomniał, lekko się uśmiechając,a ja poczułam jak na głowe spada mi pół tuzina ciężkich cegieł. No i co ja mam teraz zrobić do kurwy? Czas zmierzyć sie ze swoim błędami Wilson.
-Damon ja um,ja nie chciałam.To się po prostu stało.Bardzo żałuje,chciałabym cofnąć ten cholerny czas,ale nie mogę.Ja zdradziłam Cię-wyznałam.Poczułam jak momentalnie puszcza moją dłoń i staje na równe nogi.Wiedziałam co się teraz stanie i to zabolało najbardziej.
CZYTASZ
Queen||(book one)👑
RomanceVanessa Hannah Wilson to młoda studentka kończąca weterynarie.Dziewczyna ma w życiu jasno określony cel-chce skończyć studia i pracować ze zwierzętami.Co stanie się jednak, gdy na jej drodze stanie zabójczo przystojny Damon Stepehn Edward Blaquell...