Rozdział 46-Let Her Go

2.6K 176 7
                                    

 Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy gdy zapada mrok

Tęsknisz za słońcem tylko wtedy gdy zaczyna padać śnieg
Pojmujesz, że ją kochasz, gdy pozwolisz jej odejść
Zauważasz, że byłeś na szczycie tylko wtedy, gdy spadasz na dno
Nienawidzisz drogi tylko wtedy, gdy tęsknisz za domem
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
I pozwalasz jej odejść.

Gapisz się na dno swojego kieliszka
Mając nadzieję, że marzenie spełni się pewnego dnia
Ale marzenia spełniają się powoli i trwają tak krótko
Widzisz ją, gdy tylko zamykasz oczy
Może pewnego dnia zrozumiesz dlaczego
Wszystko czego dotykasz umiera  

-Co ona tu robi?-spytałam mojego narzeczonego,gdy już byliśmy w przeznaczonej dla nas sypialni.Bardzo starałam się nie wybuchnąć,lecz każda cząsteczka mojego ciała wręcz płonęła ze złości.Sama obecność Victorii,sprawiała że stawałam się bardzo zazdrosna.

-Kotku uspokój się.Vicki jest kuzynką Carmelii,przyszłej żony Yazmira-wyjaśnił,lecz to wcale nie mnie uspokoiło.Była tutaj i kręciła się przy Damonie.Byłam pewna,że chciała go znów odzyskać,takie kobiety jak ona łatwo nie rezygnują.

-Nie bądź zazdrosna,hej kocham tylko Ciebie-mogłam przysiąc,że jawnie się ze mnie nabijał.Prychnęłam,a następnie odwróciłam się w stronę okna,za którym właśnie zachodziło słońce.Widok zwalal z nóg.

Moje złość,trochę zmalała gdy poczułam silne ręce wookół mojej talii oraz perfumy,które tak bardzo uwielbiałam.

-Boje się-wyznałam,nadal zapatrzona przestrzeń.Powoli docierało do mnie,co stanie się już za dwa miesiące.

-Shh kochanie.Poradzimy sobie,mamy siebie-pocieszył mnie,a następnie złączył nasze usta.Tak bardzo za tym tęskniłam.Oplotłam go nogami w biodrach,a on kołysał mnie,co chwila skradając pocałunki.Pierwszy raz od tak długiego czasu,czułam się w pełni szczęśliwa.Oczywiście nasza wspólna chwila nie trwała długo.Rozległo się pukanie do drzwi i nim któreś z nas zdążyło coś powiedzieć,w pokoju pojawiła się Bry.Posłała mi drwiące spojrzenie.Och też Cie nie lubie suko.

-Damonie,Vanesso wszyscy już na was czekają w jadanii.Kolacja rozpoczyna się za dziesięć minut-oświadczyła sucho,zarzuciła swoim długimi kręconym włosami i wyszła.Powstrzymałam się od uszczypilwego komentarza tym razem.Ukochany splótł nasze palce i wspólnie ruszyliśmy na posiłek.

Kolacja o dziwo przebiegła w miłej admosferze.Król Indii wydawał się być bardzo sympatycznym człowiek i ku mojemu zaskoczeniu świetnie mówił po angielsku.Dziwiło mi jednak to,że Carmella wydawała się być bardzo przygnębiona,kiedy jej teść wspominał o nadchodzącym ślubie.Sądziłam,że będzie się cieszyć,ona tym czasem ciągle się smuciła.Coś było nie tak i pragnęłam się dowiedzieć co,to nie tak że byłam wścibska po prostu widziałam,że brunetkę coś gryzło i chciałam jej pomóc.

-Vanesso czy jako przyszła królowa,planujesz jakieś zmiany?Oczywiście w sprawie środowiska.Ja mniemam masz o tym szerokie pojęcie-zapytał nagle król Indii.Bry posłała mi chłodne spojrzenie.No tak miałam się nie odzywać,ale skoro ktoś mnie o coś pytał nie wypadało nie odpowiedzieć.Było by to niegrzeczne.

-Zaraz po powrocie mam zamiar odwiedzić schroniska dla zwierząt.Myśle,że już teraz w gestii królestwa leży poprawa bytu psów oraz kotów,gdyż to ich jest najwięcej-odparłam zadowolona z siebie.Oczywiście wiedziałam,że zostanę potem zlinczowana za nieustaloną z tymi idiotkami kwestię.Wszystko zawsze musiało być tak jak chciały,więc dobrze było im zrobic czasem na złośc i zobaczyć tą pulsującą na czole ze złości Helen żyłę.

-Isabello myśle,że masz godną następczynie-zwrócił się do mojej przyszłej teściowej,a ta odpowiedziała mu uśmiechem.Do końca posiłku już nikt się nie odezwał.Sophie tylko przewracala  oczami,posyłając mi pełne nienawiści spojrzenia.Tak bardzo nie mogłam się powstrzymać przed tym,aby mi dokuczyć przy wszystkim,jednak wiedziała że będąc gościem nie może tego zrobić.Coż 1:0 dla mnie.

-Dziękujemy wszystkim za wspaniałą kolację i życzymy udanej nocy-oświadczył władca Indii,a następnie wraz z żoną opuścili jadalnię.Damon posłał mi porozumiewawcze spojrzenie,na co spłonęłam rumieńcem.On naprawdę był idiotą.

-To co kochanie idziemy spełnić życzenie króla.Jestem tak cholernie na Ciebie napalony,że już nie wytrzymam-dodał już ciszej.W odpowiedzi posłałam mu leniwy uśmieszek,a on złączył nasze dłonie w wspólnie ruszyliśmy do pokoju.

Przytuliłam się do ciepłego wytatuowanego torsu mojego ukochanego,który był pogrążony we śnie  i odrazu poczułam się bezpiecznej,a wszelkie dolegliwości chociaż na chwilę ustały.Prawda była taka,że od pewnego czasu podupadłam na zdrowiu.Moje serce pracowało coraz gorzej i organizm nie dawał sobie rady.Częste bóle oraz zawroty głowy,senność oraz spadek aktywności bardzo dawały mi się we znaki.Nie mogłam o tym nikomu powiedzieć,gdyż zaraz odesłali by mnie do szpitala,a ja wszystkiego czego teraz chciałam to spokoju,którego i tak mi nie dawano w związku ze ślubem.

Przymknęłam powieki,gdy rozległo się pukanie.Ostrożnie aby nie obudzić chłopaka,wyswobodziłam się z jego objęć,a następnie narzuciłam na siebie długi sweter.

-Proszę-powiedziałam cicho,jednak gdy zza futryny wyłoniła się głowa Bry,żałowałam że w ogóle odpowiedziałam.Była piąta rano,a ona już miała na sobie idealnie skrojoną czarną garsonkę,włosy upięte w ciasnego koka oraz perfekcyjny makijaż.

-Musimy porozmawiać-wycedziła,a ja skinęłam głową.Wiedziałam,że będzie mi teraz prawić morały za kolacje.Widziałam w jej oczach wyszość i pogarde.

Szłyśmy długim korytarzem,którego oswietlały tylko pojedyncze lampki.Nawet w tak słabym świetle dostrzegałam wiszące na ścianach obrazy.Niektóre przedstawiały rodzinę królewska inne bitwy a jeszcze inne herby jak stwierdziłam,Indiami władało wiele dynastii.
Zatrzymałyśmy się przy dużych drewnianych drzwiach.Bry pchnęła je i weszłyśmy do środka.Kiedy zamknela je za soba odwrocila sie w moja strone,po czym  poslala mi lodowate spojrzenie od ktorego przeszly mnie ciarki.
-Nie mam pojecia co sobie wyobrażałaś  wstretna dziewucho,ale chyba ja i moja siostra wyrazilysmy sie jasno.Nie odzywasz sie niepytana-syknęla.Moglam przysiac ze jej oczy doslownie płonęly gniewem.
-Jak śmiesz obrażać przyszłą królową?-odebrałam jej atak.Chyba nie myślała,że się jej przestraszę.Uśmiechnęłam się ironicznie,widząc stojącą w drzwiach matkę Damona.Bry stała tyłem,więc za żadne skarby nie mogła jej zobaczyć.Ciekawe jak długo już przysłuchiwała się naszej rozmowie.

-Królową pff,nie nadajesz się na nią.Nie masz nic,prócz studiów.Nic,ponieważ ty jesteś nikim.Pożałujesz tego,że w ogóle pomyślałaś aby zająć miejsce Victorii-powiedziała,a następnie odwróciła się aby wyjśc i wtedy cała podbladła, a z jej chomikowatej twarzy zzszedł głupi uśmieszek.

-Myślę,że zbyt cenisz swoje kompetencje Bryson-rzekła surowym głosem królowa.

ZACZYNAMY MARATON,MYŚLE,ŻE POTRWA ON DO SOBOTY 


:

Queen||(book one)👑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz