Rozdział 17- Good Time

5.8K 275 12
                                    

Obudziłem się po dobrej stronie łóżka
Co jest z piosenką Prince'a w mojej głowie?
Głowa do góry, jeśli jesteś zdołowany, aby imprezować tej nocy
Bo zawsze jest dobry czas

Śpię w moich ciuchach jakby mnie to nie obchodziło
Wskoczyłem do taksówki, zabierz mnie gdziekolwiek
Jestem, jeśli jesteś zdołowany, aby imprezować tej nocy
Bo zawsze jest dobry czas

Dzień dobry i dobranoc
Obudziłam się o zmierzchu
Będzie w porządku
Nawet nie musimy próbować
Zawsze jest dobry czas

Carly Rae Jepsen - Good Time

Notka ważna,pod rozdziałem

Damon P.O.V.

Obudziłem się z ogromnym bólem głowy.Ostatnio nie spałem zbyt dobrze.Przez moje myśli wciąż przewijała się Vanessa. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Oficjalnie byłem z Victorią,a wciąż myślałem o Wilson. Nie znałem się na miłości. Oprócz mojej rodziny,nie umiałem kochać.(Czy to zdanie ma sens? Xd)Ostatni raz spojrzałem na śpiącą obok mnie brunetke,po czym narzuciłem na siebie dresy i ruszyłem na dół. Myśle,że nikomu nie będzie przeszkadzał mój brak koszulki,ewentualnie ojcu,z którym musiałem teraz poważnie porozmawiac.Minąłem dwie młode pokojówki,które na mój widok cicho zachichotały i skręciłem do gabinetu ojca. Nawet nie pukałem. Kiedy otworzyłem drzwi,zastałem go kłócącego się ze stajnnym,miał chyba na imię Adam.(sama nie pamiętam xd)
Obaj spojrzeli na mnie przelotnie,po czym wrócili do rozmowy.
-Wasza wysokość wie,że nie znajdzie lepiej znającego nasze konie weterynarza-powiedział blondyn,kątem oka spoglądając w moją stronę. Rozmawiali o Vanessie.
-Adamie ona wyjechała,daj sobie spokój-prychnął mój ojciec,a ja poczułem dziwny skurcz w żołądku. Nessie wyjechała. Dokąd?
-Jeżeli ją znajde,będzie mogła wrócic?- spytał z nadzieją.Ojciec pokiwał przecząco głową, na nie,a ten smutny  opuścił gabinet.  Tata przemówił znów nie ludzkim sumieniem. Nie zastanawiając się dłużej,pobiegłem za tym całym Adamem,to była moja ostatnia szansa.
-Poczekaj!-krzyknąłem za nim,na co ten zdzwiony się odwrócił.
-Wiesz gdzie ona jest-bardziej stwierdziłem,niż zapytałem. Uśmiechnął się podejrzanie.
-Bądz spakowany i gotowy na 18-odparł,po czym odszedł szybkim krokiem.

Vanessa P.O.V

Siedziałam z Adamem, na mojej kanapie posyłając mu co chwila mordercze spojrzenie. Jak on mógł mu powiedziec gdzie jestem?Kurwa,moje życie już po mału się układało i nagle bum! Damon znów się pojawia.
-Gdzie on jest?-spytałam obojętnie,chcociaż w środku się gotowałam.
-Obecnie w hotelu,dwie ulice stąd-wyjaśnił lekko się uśmiechając.
Nie no ja go po prostu zabije,mimo tego że byłam wściekła to Adam potrafił rozbroić moją bombę.
-Ughy-warknęłam stawiając przed blondynem parujące kakao. Od kiedy go znam,zawsze twierdził,że trzeba być innym niż pozostali dlatego zawsze pił ten gorący napój czekoladowy. Westchnęłam cicho. Nie chciałam opuszczać Nowego Jorku,tylko ze względu  na pracę w pałacu. Możecie uznać to za głupie,ale mimo tego,że była dla mnie to ogromna szansa,wolałam swoje spokojne życie w NY.
-Adam ja nie wracam-oświadczyłam,na co ten omal nie oplul się swoim napojem.
-Żartujesz?-parsknął stając na równe nogi. Jego twarz była poważna i pełna zdziwienia.
-Nope. Lubię życie tutaj-przyznałam przyglądając się deszczowi spływającemu po szybie. Nikt nie sprawi,że zmienie zdanie.
-Myśle,że pora na mnie-oznajmił cicho blondyn. Był zawiedziony.
-Pozdrów Sue i reszte-uśmiechnęłam się,ale on jeszcze bardziej spochmurniał.
-To jest ta jeszcze jedna ważna sprawa. Nie chciałem Cie martwić przez telefon,ale z Sue jest źle. Kilka dni po twoim wyjeździe źle się poczuła.Ona ma Alzheimera*-powiedział smutnym głosem. Moje serce boleśnie się ścisnęło. To nie możliwe. Kobieta zawsze tryskała zdrowiem.
-Hej mała nie płacz-blondyn otarł moje łzy,mocno mnie do siebie przytulając.
-To niesprawiedliwe-zakłałam,po raz kolejny.
-Syn umieścił ją w domu opieki.Tu masz adres-wscisnął mi w dłoń niewielką karteczkę.
-Trzymaj się-dodał,po czym opuścił mój dom i wsiadł do taksówki.
Otarłam łzy.Nie mogę się załamywać. Muszę byc silna.Dla Sue.
Wzięłam głęboki oddech,ruszając do kuchni. Chciałam przygotować sobie jakiś posiłek. Postawiłam na makaron z kurczakiem. Po zjedzonym posiłku,długo nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Postanowiłam więc się trochę rozerwać. Wyszukałam w mojej szafie idealnie opinającą moje ciało czerwoną sukienkę oraz czarne szpilki. Zrobiłam drapieżny makijaż(lol xd),po czym opuściłam moje mieszkanie,kierując się do Monster Frey najlepszego klubu jaki znalazłam.

Kilka drinków poźniej byłam juz nieźle wstawiona,ale ogarniałam rzeczywistość. Zamglonym wzrokiem odnlazałam kanapę,po czym zamówiłam sobie wodę. Wilson dziś już nie pijesz skarciłam się w myślach. Gdy już trochę oddetchnęłam,usłyszałam słowa mojej ukochanej piosenki. Ah Yeah So What dudniło mi w uszach,a ja  kręciłam swoim biodrami. Uśmiech sam wszedł mi na usta,kiedy poczułam duże dłonie na wyskości miednicy i gorący oddech za uchem.
-Tak długo Cie szukałem księżniczko-szepnął mężczyzna,a po moim ciele przeszło milony ciarek.
-Damon-powiedziałam,wysobadzając się z jego rąk.Alkohol sprawił,że nawet nie miałam siły na walkę.
-Chodz-mruknął mi do ucha i złapał mnie za rękę prowadząc wzdłuż słabo oświetlonego korytarza. Mimo,iż byłam pijana serce waliło mi jak młotem ze strachu.Wiedziałam,że to wszystko sprawka Adama. Ughy gdyby tylko zamknął paszcze i nic nikomu nie mówił.Tak własnie można liczyc na przyjaciół. Nawet nie zorientowałam się kiedy staneliśmy na pustym parkingu.
-Masz mi coś do powiedzenia-warknął,patrząc na mnie intesywnie tymi swoim szarymi tęczówkami. Och będziemy warczeć na siebie,świetnie,uwielbiam psy.
-To ty stwierdziłeś,że lepiej będzie jak o sobie zapomnimy-wytknęłam mu prawdę. W końcu tak było.
-Tylko,że potem pisałem,dzwoniłem,lecz ty mnie ignorowałaś-odparł marszcząc zabawnie brwi. Nie mogłam powstrzymać chichotu. To chyba przez alkohol.
-Bawi Cie coś?-syknął zmniejszając odlegość między nami.Czułam jak gorąco zalewa moje ciało,a przeciez było dobre -10 stopni. Pokręciłam niewinnie głową. Musnął palcem moje usta,a ja oblizałam wargę lekko ją przygryzając. No bo gdybym nie była pijana.
-Doprowadzasz mnie do furii Wilson-powiedział całując  skórę mojej szczęki.
-Damonn-przeciągnęłam jego imię.
-Hmm-oderwał się ode mnie,badając po raz kolejny moją twarz.
-Zimno mi-odparłam,dopiero teraz zauważając,że mam na sobie jedynie sukienę,z rękami do łokci.
-Wsiądz do samochodu.Pójde po Twoje rzeczy-polecił odblokowując czarne Audi q7. Natychmiast zajęłam miejsce,w ciepłym i pachnącym kasą aucie. Brunet,dołączył do mnie po kilku minutach.
-Pora byś zapłaciła za to co rozpoczęłaś,przygryzając swoją wargę-mruknął,po czym odpalił silnik ruszając na ulice Nowego Jorku. Byłam szalona,ale nie tym właśnie jest życie? Szaleństwem.

Kociaki moje drogie oto ja autorka tego opowiadania daje wam kolejny rozdział. Nie jest on jakiś bardzo ciekawy z mojego punktu widzenia i zastanawiam się czy nie zawiesić na jakiś czas tego opowiadania :(
Po prostu brakuje mi pomysłów. Muszę chyba jeszcze trochę poczytać opowiadań. A i zapomniałabym dziękuje wam za wszystko,za gwiazdki oraz komentarze. Wiem,że nie odpowiadam ale zwyczajnie brak mi sił.
Prawda jest taka,że moje życie to dom,szkoła,szpital i tak na okrągło więc jak znajduje czas na napisanie rozdziału to cud. Na koniec witam nowych czytelników i pozdrawiam stałych.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Kocham was maleństwa
Minnie3131 ♥♥♥

Queen||(book one)👑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz