Rozdział #15

332 29 4
                                    

,,ZA DUŻO ŻYCIA MI ZABRAŁ"

Digg otworzył oczy. Już nie był w tym samym pomieszczeniu co wcześniej.Nawet nie był w fabryce. Tylko w jakimś hangarze. Natychmiast zrozumiał zamiary wroga.Był zagrożeniem więc chciał się go pozbyć. Instynkt nakazywał mu działać. Ręce miał związane za plecami i zauważył też dwóch strażników ,którzy co 10 min robili obchód. Zdążył to zauważyć bo zrozumienie wszystkiego trochę mu zajęło.Powolutku ułożył się w pozycji gotowej do ataku, której nauczył go jego dowódca w wojsku. Zaletą jej było to ,że przeciwnik nie widział zagrożenia, bo po prostu leżał.,, Muszę się pospieszyć, nie pozwole im zginąć..." Po czym dodał żartobliwie,,Hah... Ten wariat za dużo życia mi zabrał.... no to GERONIMO!"
W mgnieniu oka poderwał się na równe nogi, ruszył biegiem ku pierwszemu strażnikowi. Z kolei ten obrócił się ,chciał strzelić ale nie mógł Digg był za blisko niego nie miał szans na trafienie.John naparł od góry, przeciwnik sparował jego cios bronią. Strażnik złapał go za rękę i próbował przerzucić prze ramię jednak Digg przewidział jego ruchy i zrobił to pierwszy. W tym momencie usłyszał strzały, natychmiast padł na ziemię ,chowając się za martwym wrogiem .Porwał broń przeturlał się na bok a następnie jednym mistrzowskim strzałem powalił drugiego strażnika .Ten padł na glebę bez duszy. Upewnił się czy droga wolna i pobiegł zabierając broń przeciwnika (tak na wszelki wypadek). Następnie podszedł do rozbitego okna i przeciął więzy. Usłyszał jakiś trzask, wybiegł w hangaru na otwartą przestrzeń. Skierował się ku największemu budynkowi jaki zobaczyl.( nie mogli przeciez w tak krótkim czasie daleko go wynieść). Można powiedzieć ,że przeżywał drugą młodość .
,,Znowu to samo ..." pomyślał, po czym dodał ale na głos.
-Co byś beze mnie zrobił? Yyyygh.....ludzie nigdy się nie zmieniają- o dziwo dopisywał mu humor,przypomniało mu się ,że kiedyś w parku na Olivera napadła wiewiórka. Wiedział iż to nie najlepszy moment ale pozytywne wspomnienia dodawały mu siły i odwagi. Wierzył w niego tak jak w Boga, wiedział że i tym razem mu się powiedzie.
-JESTEŚ BOHATEREM!! -krzyknął po czym strzelił w jednego z kilku napastników ,którzy pojawili się w jego polu widzenia.Za swojego przyjaciela z którym ratuje miasto poświęciłby życie.

Roy cały czas stał w miejscu ,obserwował sytuację. Jego przemyślenia były dość chaotyczne. ,,Co chce im zrobić?! Do jasnej cholery w jakim horrorze ja żyję?Nie mogę zawieść Thei ,muszę coś zrobić. Hmmm.... jedna kula,Tak?.... No nie wierzę, on chce żeby wybrał kto ma umrzeć!! Że też wcześniej na to nie wpadłem.Muszę poczekać na odpowiedni moment".
Slade popatrzył na strzałę, burknął coś pod nosem i wyszedł z sali. Natychmiast światła zgasły , wyglądało to jakby chciał odpuścić. Ale Roy przeczuwał że to zmyłka .Pozostało tylko czekać....ale na co?

_________
A tak sobie pomyślałam ,że zrobię trochę bardziej tajemniczo i z innej perspektywy :-) dla wytrwałych czytaczy jest dziś prezent.... niespodzianka :-)

Strange History Of ArrowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz