Rozdział 2

1.2K 64 31
                                    

Nadal byliśmy w kuchni chłopak siedział dalej na tym samym miejscu. Gdy znalazłam apteczke podeszłam do stolika i rozłożyłam potrzebne rzeczy.

- Jak ty wogóle się nazywasz ? - spytałam żeby odwrócić jego wzrok od moich rąk.

- Ignacy. - odpowiedział. A więc Ignaś. Ładne imię. Wzięłam wodę utlenioną. - A ty ?

- Ja ? Yyy... Klara. - powiedziałam niepewnie. - Możesz zdjąć tą kurtkę ? - pokazałam na skórzaną część jego garderoby.

- No. Ej a tak wogóle to dlaczego ty mi pomagasz ? - spytał. Pod spodem miał granatową bluzkę na krótki rękaw co ułatwiło sprawę.

- Nie mogłam pozwolić Ci się wykrwawić. - powiedziałam. Przyjrzałam się uwarznie ranie. - Wiesz co ? Będziesz musiał chyba iść do szpitala. - ramię mocno krwawiło.

- Nie. Poradzę sobie. - zaczął się podnosić.

- Nie możesz iść. Jesteś ranny. Chociaż Cię opatrze. - zaprotestowałam.

- Ok. - wrócił na miejsce. A ja wzięłam się za polewanie wodą utlenioną skaleczenia. Chłopak skrzywił się.

- Boli ? - spytałam niepewnie. Wytarłam dokładnie krew przez co zrobiło nie się trochę niedobrze. Zaczęłam bandarzować ramie.

- Nie wiesz łaskocze nie przeszkadzaj sobie. - odpowiedział. Zaczęłam się śmiać. Jakie teksty. Gdybym go znała to mogłabym się z nim zaprzyjaźnić. Ale był mi całkiem obcy.

- I gotowe. - zadowolona z rezultatu uśmiechnęłam się.

- Dzięki. - powiedział Ignaś tak pozwoliłam to sobie nazywać w myślach.

- Chcesz coś do picia lub jedzenia ? - spytałam z grzeczności. No ale chciałam też się więcej o nim dowiedzieć.

- Poproszę. Tylko zaraz muszę spadać. - zrobił zakłopotaną minę.

- Masz gdzie pójść ? - zaczęłam szykować kanapki i herbatę.

- Nie za bardzo. - przyznał. Przyjrzałam mu się oglądał uwarznie opatrunek który mu
zrobiłam.

- Chcesz tu zostać ? - zaproponowałam.

- Nie. Jeszcze mnie ktoś zobaczy i co będzie. - zdenerwował się trochę.

- Spokojnie. Ja mieszkam tylko z tatą a on wogóle nic nie robi w domu. Oprócz oglądania telewizji i spania no i prac. - uspokoiłam go. - Masz rodzinę ?

- Nie wszyscy zmarli. - powiedział jakby nigdy nic.

- Przykro mi. - przyznałam. Zalałam herbatę. Kątem oka zaówarzyłam jak wzrusza ramionami. Widocznie musiał już dawno pogodzić się z stratą najbliższych.

- Ile masz lat ? - kontynułowałam wywiad. Chłopak podniósł głowę do góry i przejrzał mi się podejrzanie.

- Siedemnaście... - czyli zgadłam był prawie w moim wieku. - A może teraz ty byś powiedziała coś o sobie.

- Oh... - nie pomyślałam. Mógł źle się poczuć taki wypytywany. - Klara szesnaście lat mieszkam tylko z tatą. - szybko odpowiedziałam na pytania które mu zadałam. Postawiłam jedzenie na stole i zajęłam miejsce naprzeciwko Ignasia. Ranny na początku wachał się ale w końcu wziął kanapkę i napił się herbaty. Nie ufał byle komu. Wzięłam szkalanke i napiłam się. Jadłam już śniadanie więc nie wpychałam w siebie jeszcze kolejnego.

- A kto Cię napadł ? - spytałam. Ignacy nawet nie podniósł wzroku tylko jadł dalej wpayrzona prosto w kanapki.

- Jakiś mężczyzna. - odpowiedział. Coś myślałam że on kłamał. W końcu przydatne jest mieć ojca gminę. Tata mówił że jeśli ktoś unika czyjegoś wzroku to znaczy że kłamie. Ale nie miałam zamiaru na niego naciskać. Miał ciemne brązowe włosy, niebieskie oczy i widoczne kości policzkowe. Nie był może mięśniakiem ale na chucherko też nie wyglądał. Był po prostu idealny.

- Chcesz jeszcze jeść ? - spytałam. Talerz na którym przed chwilą było z dziesięć kanapek nie stał pusty a szklanka była prawie pusta.

- Nie dzięki. - napił się i w taki sposób szklanka też była pusta. Ignaś uśmiechnął się łobuziersko. - A ty nie boisz się mnie ?

- Nie, nie mam powodu. - powiedziałam i odniosłam naczynia do zmywarki. I w tym samym czasie przejechał samochód policyjny na sygnale. Ja wiedziałam że to tata i że wpadł tylko na chwilę bo nie zaparkował przy garażu.

- O szlag. - przekloł.

- Co jest ? - zdziwiłam się. Chłopak podniósł się z miejsca miał już więcej siły.

- Zdzwoniłaś na policję. - warknął.

- Nie to mój tata. - wytłumaczył. Co mu jest ? Dlaczego bał się policji ? Może uciekł z sierocińca bo przecież nie miał rodziny.

- Ja pordziele wiedziałem że to jest zapiękne. - uderzył ręką w stół.

- Chodź na górę. - pociagnęłam go za rękę. Nie wiem dlaczego ale musiałam mu pomuc. Jeśli bał się psów to trudno. Tylko co z zeznaniami ? Miał iść na policję. - Ej nie będziesz składał napadu na policję ?

- O... Nie nie... - zaprotestował szybko.

- Uciekłeś z sierocińca ?- spytałam.

- Tak... - zdziwiło go to pytanie. Wprowadziłam go do pokoju.

- Klara... ? - zawołał ojciec z dołu.

- Już idę. - krzyknęłam. - Rozgość się. Ja zaraz wracam. - zbiegłam na duł zostawiając nieznajomego w swoim pokoju. Gdyby tata się dowiedział to pomyślałby że zgupiałam. Tylko że chyba na jego punkcie. Ten chłopak był naprawdę przystojny...

Sorki za błędy. Myślę że opowieść się podoba ;-)

InnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz