Kiedy zjedliśmy śniadanie zeszliśmy z drzewa i ruszyliśmy do przodu. Pogoda była wspaniała. Było ciepło i słonecznie na niebie pływały pojedyńcze chmurki.
- Gdzie idziemy ? - spytałam. Moje bose stopy były lekko łaskotane przez zielaną trawę.
- Do mojego domu. - powiedział Igi.
- Masz już swój dom ?
- Tak. Unas gdy się ma szesnaście lat dostaje się od rodziców dom. Ale tylko mężczyźni. - wyjaśnił. On też szedł boso i nie był tym ani trochę zdziwiony. Jego stopy delikatnie sąpały po ziemi Tak jakby był z nią połączony i nie chciał jej skrzywdzić.
- Czyli bym się nie złapała. - zaśmiałam się.
- No nie. - objoł mnie ramieniem.
- Z czego zbudowany jest twój dom ? - nie mogłam go sobie wyobrazić. Jeśli są zżyci z przyrodą to co... Z czego mają mieszkania.
- Niczym nie różni się od twojego.
- Opowiedz mi jak wygląda wasz świat. - chciałam wiedzieć wszystko żeby jakby co nie strzelić czegoś. Ja mu odpowiedziałam swój sen to on niech opowie mi.
- No tak jak mówiłem niczym nie różnimy się od as. Mamy takie same domy nasze drogi składają się z wysypanych kamyków. Nie jeździmy samochodami tylko rowerami. - przerwał na chwilę żeby zobaczyć moją reakcję. - Mamy też prąd uzyskiwany z baterii słonecznych.
- Oh... - spodziewałam się czegoś innego.
- Spodziewałaś się czegoś innego.- spytał. Co mnie zszokowało bo myślałam o tym samym.
- No jesne... Myślała że mieszkamy w jakiś glinianych klitkach bez bieżącej wody prądu. Że jesteśmy cały czas brudni. I wogóle. - wtrącił się Iwo.
- Dobra stopuj się. - zatrzymał go.
- Już spoko. - zaśmiał się.- Daleko jeszcze ? - przerwałam im.
- Nie jeszcze chwila.
Tylko skończył zdanie a naszym oczom ukazało się miasto i tak jak mówił Ignaś niczym się nie różniło. Drogi tak jak mówił były chyba ze żwiru. Nadnaturalni byli tacy sami jak ludzie z mojego świata.
- Ładnie tutaj. - powiedziałam.
Rozglądałam się po wszystkich stronach aż zaówarzyłam że wszyscy napotkani na ulicy się na mnie patrzą. Zestresowałam się. Ignaś chyba to zaówarzył bo złapał mnie za rękę i uścisnoł mocno. Wogóle nie przejął się że Ci ludzie jeszcze bardziej się zdziwili gdy to zobaczyli. Ale on z szerokim uśmiechem szedł na przód zadowolony z siebie. A ja nie wiem o co chodzi. Po czym oni mnie poznali. Co ja mam na głowie jakąś lampkę zapaloną z napisem CZŁOWIEK. Co jest? Nie podobało mi się to.
- Igi...
- Hym... ?
- Bo niektórzy widzą pierwszy raz człowieka. Ale nie przejmuj się jeśli się patrzą to znaczy że uczą się jak być zajebistym. - wyszczeżył się.
- No wiesz co... - popchnęłam go lekko.
- Noi... - śmiał się dalej a ja razem z nim.
- Ah... Zakochani... - jęknoł z dezaprobatą.
Szliśmy dalej a ja już się nie stresowałam tym że inni mi się przyglądają. Rowery które nas mijały zazwyczaj były kilku osobowe na przykład dwu. Zaczynało mi się tu podobać.
- I jak ? - spytał.
- A dobrze. - uśmiechnęłam się.
- To cieszę się. - powiedział a jego zęby zabłysły w słońcu. - A o to mój dom. I jak ? Podoba się?
- Wow...
Jego dom o dużo różnił się od mojego. Był wielki jak willa i mogę się założyć że na tyłach jest basen. Matko i ja mam w czymś takim mieszkać. To jest dom z moich marzeń. Biało czarny dach ogrodzenie na dwa metry duży trawnik z tujkami. Ścieżka do domu wysypana białymi kamykami. Duży balkon i weranda z ławką do bujania tak jak huśtawka tylko pięcio osobowa. Ja nie mogę. To jest sen. Wogóle nie pasowałam do tego miejsca w tych jego męskich ciuchach i jeszcze na dodatek boso.
On był bogaty. Ale nie zachowywał się tak. Wszystkie dzieciaki które były bogate miały bardzo dobre słownictwo leczy byli też chamscy zarozumiali i tak dalej. A tu szok on jest inny. Tylko mógł mi powiedzieć przecież nie odrzuciłabym go z tego powodu.
- Klaruś ty nam zaraz tu padniesz oddychaj. - usłyszałam głos blondyna.
- Oj... Zamknij się. Klara wszystko ok ? - zmartwił się Igi.
- Nie nic mi nie jest. Poprostu....
Hej ;) raczej udało się wstawić drugi ;)
CZYTASZ
Inny
Teen FictionSzesnastolatka prowadzi zwykłe młodzieżowe życie. Które ją denerwuje bo jej ojciec jest policjantem. Pewnego dnia ktoś napada na bank. Dziewczyna jak zwykle znajduję się w nie odpowiednim miejscu o nie odpowiedniej porze dnia. Tylko co jeśli złodzi...