twenty-one

667 45 5
                                    

Chloe POV :

U babci było już zdecydowanie wszystko w porządku. Okazało się że to tylko nieszkodliwy wypadek i mogłam wracać do domu. Szczerze byłam wściekła. Ja tu przyjeżdżam taki kawał i się martwię, a tu prywatna pielęgniarka i Bernard - jej towarzysz oznajmiają mi że to był fałszywy alarm, a sytuacja została opanowana. I jeszcze jakby tego było mało to nie pozwolili mi się z nią zobaczyć, bo ponoć staruszka musi bardzo dużo odpoczywać. Kurwa pierdolenie o Chopinie. Mogli mi więc telefonicznie powiedzieć że mam się nie fatygować, aż do Queensland.
Wściekła i rozdrażniona ruszyłam w stronę lotniska by wrócić do domu. Jedyne o czym teraz marzyłam to łóżko i może towarzystwo Hemmings'a. Tak zdecydowanie tego potrzebowałam. Napisałam do chłopaka, że już wracam, ale odpowiedzi zwrotnej nie otrzymałam. Cóż trudno się dziwić była 3 w nocy.
Na całe szczęście najbliższy samolot do Sydney miałam za 10 minut. Było mi to zdecydowanie na rękę, bo w ciągu tak krótkiego czasu zdążyłam wykupić bilet, skorzystać z toalety i przejść przez odprawy. Kiedy już byłam w samolocie wypiłam jedną mocną, czarną kawę, co choć trochę postawiło mnie na nogi. Nie lubiłam spać w samolotach, a zwłaszcza być budzona przez stewardessy, by potem być jak zombie i nie kontaktować co i jak w tak ogromnym miejscu jak lotnisko. Różne rzeczy mogą się wydarzyć, a przecież trzeba zachować trochę rozsądku.

Po półgodzinnym locie wzięłam swój malutki bagaż i zadzwoniłam po taksówkę, która zawiozła mnie pod mieszkanie mojego chłopaka. Miałam nadzieję, iż nie będę musiała stać tam jak ciołek pod drzwiami, by w końcu zrezygnowana wrócić do domu. Potrzebowałam go w tym momencie. Byłam zła i chciałam bym pomógł mi rozładować napięcie. A mówiąc sobie szczerze jemu najbardziej się to udawało.
Zadzwoniłam dzwonkiem kilka razu po spojrzałam na mój telefon. 4:35. Nie było tak źle. Nagle drzwi otworzyły się, a ja zamiast ujrzeć zaspanego Hemmings'a ujrzałam wysoką blondynkę, ubraną tylko i wyłącznie w moją ulubioną koszulkę chłopaka. Czarną z logiem Nirvany. Uniosłam wysoko brew, a dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem po czym zaczęłam przebierać nogami. Tak było trochę zimno.
- Wybacz, kim jesteś i co tu robisz o tej godzinie? - zapytała mnie po czym przeczesała ze zdenerwowania swoją zmierzwioną czuprynę. Zdecydowanie jej fryzura aż krzyczała "właśnie pieprzyłam się z Twoim chłopakiem, suko". Zagotowało się we mnie, ale wzięłam głęboki uspokajający oddech. Chloe Jesteś oazą spokoju. Pierdolonym, zajebiście wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora. To przecież nie twoja wina, że twój już teraz były chłopak wrócił do pieprzenie co popadnie. Nie przejmuj się Chlo. To przecież była mało znacząca znajomość. Wiedziałaś przecież że tak będzie. Wiedziałaś, że zdradzi Cię z pierwszą lepszą kiedy Cię nie będzie. Przecież wiesz, że to wcale nie jej wina.
- Co ja tu robię? Mogłabym zapytać Cię o to samo. - powiedziałam i spojrzałam na nią wymownie. Dziewczyna otworzyła szeroko buzię po czym przyłożyła rękę do ust. Jej twarz wyglądała teraz jak dorodny pomidor. Zdecydowanie była za mądra.
- Jesteś jego dziewczyną prawda? Co za kutas. Strasznie Cię przepraszam. Nie wiedziałam. Myślałam, że jest wolny tym bardziej, że sam się do mnie dostawiał wtedy w klubie, ale kurwa on był taki zalany. Boże jaką ja jestem idiotką... - Ona trejkotała dalej. Najeżdżając na zmianę raz na siebie raz na chłopaka. Pokręciłam głową i przewróciłam oczami. Boże widzisz i nie grzmisz. Jak ta dziewczyna w ogóle oddycha. Przecież gęba jej się nie zamykała, a szkoda, bo w tym momencie potrzebowałam zdecydowanie tylko ciszy do szczęścia.
Westchnęłam tylko zrezygnowana.
- Możesz mi wierzyć, ale to nie twoja wina. To pokazało tylko jakim bezdusznym kutasem jest. Brak mi na niego słów, ale byłabym Ci wdzięczna, gdybyś uświadomiła go że z nami koniec i że może odebrać jutro swoje rzeczy, albo nie przyślę mu je pocztą. Tak zdecydowanie tak będzie najlepiej. Powiedz mu jeszcze że się na nim zawiodłam i możesz dopowiedzieć cokolwiek. Daje Ci wolną rękę. Zjedź go jak psa. Dzięki i cześć - powiedziałam, a blondynka tylko żałośnie pokiwała głową. Wypuściłam głośno powietrze z płuc i odwróciłam się by z podniesioną głową wyjść z budynku nie oglądając się za siebie. Niestety kilka łez nieświadomie spłynęło po moim rozgrzanym policzku.
Teraz dopiero doszło do mnie co tak naprawdę się stało. Jebany idiota. Zaufałam mu, a on tak mnie potraktował. Czy ja rzeczywiście zasługiwałam na same rozczarowania? Przecież Hemmings nie raz zapewniał mnie że jestem dla niego ważna. Tak samo jak on był ważny dla mnie. Właśnie był - pomyślałam po czym zacisnęłam pięści. Dlaczego pozwoliłaś sobie by się w nim zakochać? Wiedziałaś jaki jest, wiedziałaś jak traktuje kobiety. Dla niego związek był nic nie wartym terminem, który nie miał żadnej wartości ani pokrycia. Czy rzeczywiście jego mózg bezpowrotnie zamienił się z jego kutasem? I Chlo czemu zawsze zakochujesz się w idiotach. Nic nie wartej słabej płci. Chloe zdecydowanie powinnaś zostać lesbijką.
Pokręciłam głową odtrącając od siebie natłok myśli. Usiadłam na ławce i drżącymi dłońmi wyciągnęłam z torebki białą paczkę marlboro. Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się powoli duszącym dymem, który chwilowo sprawił że całe moje ciało rozluźniło się. Panicznie zaciągałam się raz za razem, aż w końcu uspokoiłam się całkowicie. Wstałam i zadzwoniłam po taksówkę.

***

Po tym jak wparowałam do domu jak burza pierwsze co to rzuciłam się pod prysznic by odświeżyć się po jakże męczącym dniu. Kiedy skończyłam ruszyłam do garderoby by tak ubrać na siebie bardzo skąpe, jeansowe spodenki z wysokim stanem jak i czarną workowatą bokserkę z Jack'a Daniels'a, która odsłaniała moje boki i czarny koronkowy stanik jak i założyłam wysokie czarne lity. Pomalowałam się jeszcze i wysuszyłam włosy, które później związałam w wysokiego, niechlujnego koka na czubku głowy. Ubrałam jeszcze moje ukochane bransoletki i wyszłam z domu. W niektórych miejscach impreza dopiero się zaczynała. To był mój cel. Miałam ochotę dziś zaszaleć jak nigdy. A wszystko dzięki temu zdrajcy.
Zamówiłam taksówkę i w ciągu 20 minut znalazłam się przy starych magazynach, a mój telefon się rozdzwonił. Po prostu super. Oczywiście na wyświetlaczu pojawiło się w tej chwili znienawidzone przeze mnie imię. Luke. Odrzuciłam połączenie po czym ogólnie wyłączyłam telefon i ruszyłam do wejścia, od którego już słyszałam dudniące basy. Uśmiechnęłam się i zapukałam w metalową powłokę.
- Mamy komplet. Spadaj lalunia... o kurwa Chloe... - przede mną stanął wysoki brunet, dość postawny, ubrany na czarno, co dodawało mu jeszcze więcej seksapilu i tajemniczości. Chłopak zamknął mnie w uścisku - Gdzieś ty była, kiedy Cię nie było? - zapytał na co tylko się zaśmiałam i machnęłam ręką.
- Długa historia Jay. Więc znajdzie się tu jeszcze jedno miejsce dla zbłąkanej duszy? - zapytałam i zrobiłam minę szczeniaczka na co chłopak tylko westchnął.
- Dla Ciebie zawsze - odparł i przepuścił mnie w drzwiach. Kiedy go mijałam złapał mnie w ramię i przyciągnął do siebie na co automatycznie pisnęłam. Chłopak zaśmiał się po czym przybliżył się do mnie nieznacznie. Poczułam jego gorący oddech na mojej szyi. - Uważaj na siebie, mała. Nie zrób nic głupiego - powiedział na co odepchnęłam go od siebie co skwitował tylko śmiechem.
- Tak jest kapitanie - powiedziałam salutując po czym ruszyłam w głąb pomieszczenia, które przesycone było od dymu papierosowego jak i zapachu zioła, alkoholu, spoconych ciał i seksu. Mieszanka wybuchowa - pomyślałam i zaczęłam tańczyć coraz bardziej wtapiając się w dziki tłum nastolatków.

No i mamy następny rozdział. Przepraszam że tak długo, ale naprawdę nie miałam weny, ale już wróciła i mam nadzieję, iż rozdział się wam spodobał. W sumie jest taki przejściowy dopiero się teraz zacznie.
W każdym bądź razie dziękuję i liczę na komentarze i gwiazdki. Nie powiem, ale strasznie to motywuje.

Buziaki dla was.

deal with it |L.H|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz