Thirty-four

413 35 3
                                    

Luke P.O.V :

Obudziły mnie donośne krzyki, któregoś z chłopaków. Miałem to całkowicie w dupie, więc nie czekając ani chwili dłużej z powrotem ułożyłem głowę na moim małym stosiku poduszek. Niestety po jakimś czasie dość głośna rozmowa przeniosła się do pokoju, w którym przebywałem. Zazgrzytałem zębami i jęknąłem przeciągle. Przecież chciałem pospać jeszcze kilka minutek. Czy ja naprawdę aż tyle wymagałem?
W momencie w którym dźwięki stały się nie do zniesienia zakryłem głowę poduszką byle tylko choć na chwilę poczuć blogi spokój. Niestety nie było mi to dane bo ktoś zrzucił mnie z łóżka. Otworzyłem oczy i spojrzałem na swojego oprawcę, którym okazał się ten zdrajca Irwin. Zacisnąłem usta w wąską linię i spojrzałem na niego z mordem w oczach. Przynajmniej miałem wrażenie ze właśnie tak to odbierze. Chłopak jednak nie wzruszył się zbytnio i dalej patrzył na mnie z góry.
- Stwierdzam, że masz przejebane - powiedział tylko i zaczął z zainteresowaniem przyglądać się swoimi poobgryzanym paznokciom.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Bo? - zapytałem, gdyż nie do końca wiedziałem o co mu chodzi. Czyżbym po pijaku zrobił coś głupiego? Tego się właśnie obawiałem i nawet przez myśl mi to przeszło, ale moja pustka w głowie nic mi nie podpowiadała. To chyba dobrze, prawda?
- Właśnie się dowiedziałem, że kolega kolegi widział jak Chloe na maksa wkurwiona wyszła. Do tego rano Lou powiedział że na podjeździe nie było twojego samochodu - powiedział, a do mnie w tamtym momencie dotarło co tak naprawdę się stało. Znów dałem dupy i to po całości. Skrzywiłem się i podniosłem z podłogi. Musiałem jechać do domu. Miałem nadzieję iż właśnie tam znajdę Chloe i że nie będzie na mnie aż tak zła. W głowie miałem miliony scenariuszów. Co ją do tego skłoniło?
Zamyśliłem się na tyle że nawet nie słuchałem co Ash ma mi do powiedzenia. Bylem zajęty myśleniem czy Chloe nie obwini mnie przypadkiem o kolejną zdradę. W końcu mówi się że jeśli facet raz zdradzi to i zrobi to ponownie, a co jak co ale kobiety były nieobliczane. Nie chciałem się z nią kłócić. Juz zdecydowanie za dużo sprzeczek było w naszym związku.
Wziąłem głęboki oddech. Kurwa Luke, przecież nie masz co panikować. Uspokój się to nic takiego. Przecież zostawiła Cię samego i zabrała twój samochód w trakcie trwania imprezy. O losie Irwin miał jednak racje. Miałem przejebane. I to po całości.

Po drodze Ash śmiał się ze mnie w niebogłosy. Po części dlatego że w dalszym ciągu dla niego byłem pantoflarzem, a po drugie to że Chloe miała temperament więc chłopak był przekonany, że mój samochód leży gdzieś rozbity w rowie cały poobijany, z krwistymi, obraźliwymi napisami skierowanymi w moją stronę na całej powierzchni. Trochę przeraziła mnie ta wizja i zrobiło mi się jeszcze bardziej źle, ale pocieszałem się tym że Chloe byłaby zbyt dumna by to zrobić.
W końcu przyjaciel podjechał pod mój dom, a pod nim znalazło się moje świecące cacko w całości bez żadnej rysy. Spojrzałem na Irwina i uśmiechnąłem się cwaniacko. Chłopak na to przewrócił tylko oczami.
- Nie doceniłem jej ale i tak moja wewnętrzna intuicja podpowiada mi że coś niedobrego się stanie - powiedział patrząc na mnie z powagą. Oczywiście udawaną na co podniosłem brwi do góry, wydymując usta.
Ashton spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem po czym kazał mi spadać. Tak też zrobiłem. Miałem już dość jego osoby jak na ten dzień.
Ruszyłem do domu, a gdy się w nim znalazłem przywitała mnie cisza. Sprawdziłem cały dom, ale po brunetce nie było ani śladu. Mimo to byłem spokojny. Przecież mogła wrócić do siebie.
Postanowiłem się jakoś ogarnąć. Wziąłem gorący prysznic i zjadłem jakieś śniadanie po czym wziąłem kluczyki i wyszedłem z domu.
Wsiadając do samochodu w oczy rzuciła mi się biała poskładana kartka, leżąca na fotelu pasażera. Wziąłem ja w dłonie i rozłożyłem papier. Czytając to zacisnąłem dłonie w pięści. Do moich oczu mimowolnie napłynęły łzy, a serce przyśpieszało boleśnie. Znów to samo.

"Luke,
Jestem już tym zmęczona. Mam dość.
Nie potrafię dłużej z Tobą być. Jestem tchórzem, bo nie potrafiłam Ci tego powiedzieć w twarz, ale taka właśnie jest prawda...
Najwidoczniej nie było nam pisane być razem.
Wyjeżdżam i nie miej do mnie o to żalu.
Po prostu oboje musimy się z tym pogodzić i ruszyć dalej.

Chloe. "

Raz po raz czytałem słowa probujac zrozumieć jej powód. Jak mogła mnie zostawić. Co to wdzystko mialo znaczyć? Przecież już było tak dobrze. Zwykle słowa, zapisane czarnym atramentem, a potrafiły tak ranić. Miałem wrażenie że w moich płucach brakuje powietrza. Zacisnąłem dłonie na kierownicy po czym odpaliłem samochód. Miałem resztki nadzieji, że jednak ona wciąż tam jest i nigdzie nie pojechała. Niestety kiedy znalazłem się pod jej domem zastałem tylko firmę przeprowadzkową. Wtedy to do mnie dotarło. Znów mnie zostawiła tylko tym razem uciekła, zostawiając tylko jebaną kartkę. Zaśmiałem się histerycznie i spojrzałem na zgnieciony papier. Wziąłem go w ręce i potargałem na małe kawałki po czym odpaliłem samochód i ruszyłem przed siebie.

Chloe P.O.V :

Poprzedniej nocy :

- Jesteś tego pewna? - po raz kolejny tej nocy Harry zadał mi to pytanie. Przez kilka minut nic mu nie odpowiedziałam. Byłam zbyt zmęczona i roztrzesiona. Za dużo się wydarzyło. Najpierw Luke, potem ta impreza, a potem jeszcze dwie czerwone kreski. Właśnie moje największe obawy się ziściły i ten głupi test uświadomił mi że przez pewien czas po prostu łódziłam się i odwlekałam coś co dla mnie było oczywiste. Byłam w ciąży. O boże. To była prawda. We mnie rosło połączenie mnie i mojego w sumie już byłego chłopaka. Dotknęłam ręką brzucha i zaszlochałam.
Harry od razu znalazł się obok. Przytulił mnie i zaczął uspokajająco gładzić moje plecy. Trwaliśmy tak dość długo, ale ani mi ani Stylesowi to nie przeszkadzało.
- Harry, ja musze to zrobić. Nie mam wyjscia. Ja boje się i ... - powiedziałam ale mój głos załamał się i zaczęłam zanosić się płaczem.
- Ciii, mała. Uspokój się i przestań ryczeć. Wyjedź, odpocznij, a dopiero potem zrobisz co będzie słuszne - powiedział, a ja tylko pokiwałam głową. Ten pomysł był chyba najlepszym. W końcu była 4 rano, a w naszej sytuacji liczył się czas. Nie chciałam spotkać się z Luke'iem
Chłopak zaprowadził mnie do samochodu po czym obszedł go i również wsiadł, odjeżdżając i zostawiając Sydney daleko za nami.
Jadąc patrzyłam przed siebie, zastanawiając się czy rzeczywiście dobrze zrobiłam.
- Myślisz, że powinien się dowiedzieć?
- Myślę, że powinnaś mu powiedzieć. To również będzie jego dziecko - powiedział, patrząc na mnie. Wzięłam głęboki oddech i głośno wypuściłam powietrze z płuc.
- Najpierw sama musze się z tym oswoić, ale obiecaj mi że nic mu nie powiesz - powiedziałam na co skinął głową i pogłaskał mnie po dłoni.
- Będzie dobrze. Daj tylko sobie czas.
- Dziękuję, że mi pomagasz - powiedziałam uśmiechając się w jego stronę. Styles odwzajemnił gest po czym odparł:
- Nie ma sprawy, mała. Wiem ze zrobiłabym dla mnie to samo - powiedział, a ja przytaknęłam, powoli odpływając do krainy Morfeusza. Było mi teraz tak błogo i przyjemnie, że zapomniałam o wszystkich złych rzeczach i została tylko cicha i spokojna droga do domu mojego ojca, który już czekał na nasz przyjazd.

__________________________
Jak zawsze dziękuję za gwiazdki i wyświetlenia. Jesteście kochani ❤ ale jak już się pewnie domyślacie jesteśmy prawie na końcu opowiadania.

deal with it |L.H|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz