twelve

1K 49 5
                                    

Rozmowa z mamą Luke'a była cóż interesująca. Liz nie chciała mi uwierzyć, że tylko i wyłącznie przyjaźnię się z jej synem. Mogłam jej mówić i mówić, a ta i tak wiedziała swoje. Przeklęta kobieta, ale miała w sobie coś co sprawiało, że nie dało się jej nie lubić. Zarażała swoim uśmiechem i poczuciem humoru. Była lekkoduchem. Dokładnie tak samo jak Luke Hemmings. Jak już wspomniałam jej męska kopia. Widząc Liz i Luke'a obok siebie nie dało się nie zobaczyć tego podobieństwa. Kolor włosów, oczu, podobny uśmiech i z tego co zdążyłam zobaczyć to ten sam charakter.

- Naprawdę nie mogę uwierzyć, że przyjaźniłaś się z moją córką i przebywałaś u mnie w domu więcej nie mój syn, a nigdy Cię nie spotkałam - powiedziała zaskoczona tym faktem. To akurat była prawda. Ja i Caroline kiedyś byłyśmy nierozłączne, więc spędzałyśmy wiele czasu razem. Jednak zawsze kiedy bywałam u Hemmingsów nigdy nikogo z jej rodziny nie było. Ojciec dyrektor jakieś firmy przebywał poza domem więcej niż rzeczywiście w nim był, a Liz cóż była pielęgniarką i z tego co słyszałam to kochała pomagać ludziom, zwłaszcza na nadgodzinach które brała. Potem już Luke się wyprowadził więc można by rzec że w tym ogromnym domu mieszka tylko i wyłącznie Caroline, a reszta rodziny to tylko goście. Było to smutne, bo jakby nie było rodzina powinna być w komplecie i wspierać siebie nawzajem, a nie każdy obwiniał kogoś innego za rozpad ogniska domowego. Czasami było mi żal Luke'a, bo oprócz siebie nie miał nikogo ... On i Caroline raczej nie byli takim typowym rodzeństwem, które się nienawidziło, a jednak oddałoby za siebie życie... byli po prostu Luke'im i Caroline całkowicie odległymi planetami, którzy nie mieli ze sobą nic wspólnego oprócz nazwiska.

Moje rozmyślenia przerwał odgłos otwieranych drzwi, a potem blondyn pojawił się w pokoju z reklamówką z logo pobliskiej cukierni. Patrzył na swoją matkę niepewnie. Jakby nie wiedział co takiego się dowiedziałam na co oczywiście zaśmiałam się pod nosem.

- Mam nadzieję, iż nie wie o niczym żenującym - powiedział chłopak po czym na chwilę zniknął w kuchni by po chwili wrócić z tacą pełną różnorodnych ciastek na co Liz zaświeciły się oczy. Ewidentnie była łasuchem. 

- Wyrobiłam się z całą historią twojego życia. Trochę to trwało, ale zdążyłam uświadomić jej jakim dupkiem jesteś - powiedziała patrząc na syna z przesłodzonym uśmiechem, a ja nie mogłam wyjść z podziwu jak ta dwójka może być matką i synem. Zachowywali się raczej jak brat i siostra, zwłaszcza kiedy dogadywali sobie, albo po prostu darli ze sobą koty. Było to takie inne. Patrzeć z boku na te sceny z uśmiechem na ustach kiedy jeszcze parę lat temu sama tego doświadczałam z własną matką. W takich właśnie momentach najbardziej tęskniłam za swoją rodzicielką.

Po pół godzinie rozmów o pierdołach i całej tacy ciastek Liz oznajmiła, że musi wracać do szpitala. Pożegnała się z nami ciepło po czym wyszła zostawiając nas samych. Oczywiście pierwsze co to Luke próbował wyciągnąć ode mnie o czym rozmawiałam z jego matką. Niestety chłopak się trochę przeliczył bo nie zamierzałam mu nic mówić. Rzecz jasna nie był z tego zadowolony, ale wziął to na klatę.


***

- Znów oszukujesz!! - powiedziałam podniesionym głosem kiedy po raz czwarty jakimś cudem wygrał ze mną w tą głupią grę.

- Jak można oszukiwać w warcaby, idiotko? - zapytał, a mnie podniosło się ciśnienie. Przecież jak na dłoni było widać, że naciągał ile się da. Ale czego się spodziewać po PANIE JESTEM SAMCEM ALFĄ I JESTEM NAJLEPSIEJSZY. Nie miałam już ochoty na to by dalej uczestniczyć w tej grze. Byłam zbyt mądra na nieszczere zagrania ze strony niebieskookiego. 

- Wiesz, że 65% dziewczyn nie używa mózgu ... to dla tego - powiedział a z racji tego że byłam przegraną musiałam za karę uprzątnąć wszystkie elementy i pochować je do papierowego pudełka. 

- Zaskoczę Cię skarbie, Ja należę do tych 13% - powiedziałam z przesłodzonym uśmiechem na co chłopak się zaśmiał i spojrzał na mnie wymownie.

 - Kocie, zmień koleżanki, bo te Cię okłamują - odparł, a ja nie wytrzymałam i rzuciłam się na niego po czym zaczęłam okładać go jedną z wielu otaczających nas poduszek. Nie byłam pewna jak to się stało, bo wszystko potoczyło się za szybko, ale w następnej chwili to ja leżałam pod blondynem, który zaczął mnie łaskotać. 

On leżał na mnie, a ja pod nim. Między naszymi ciałami nie było ani milimetra wolnej przestrzeni. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, a nasze oddechy w jednym momencie stały się nierówne i niespokojne. Jakby wiedziały co się zaraz wydarzy. I rzeczywiście wtedy jego usta opadły na moje i oboje zatraciliśmy się w tym pocałunku jakby to był nasz pierwszy. 

***

Leżeliśmy na łóżku rozmawiając o wszystkim i tak na prawdę o niczym. Śmialiśmy się opowiadając sobie śmieszne historyjki z naszego życia. Spodziewałam się że teraz między nami będzie trochę niezręcznie. W końcu wylądowaliśmy w łóżku, a nawet nie jesteśmy w prawdziwym związku. Trochę mnie to martwiło, bo jakby nie było mieliśmy tylko udawać parę, a naprawdę wyglądaliśmy i zachowywaliśmy się jakbyśmy byli razem. Nie powiem podobało mi się to, ale obawiałam się w jakim kierunku dąży ta znajomość. W sumie nie martwiłam się o Luke'a tylko o siebie. Bardzo szybko potrafiłam się w kimś zakochać, więc dla mnie to był wielki problem. Tym bardziej, że Hemmings zajmował bardzo ważne miejsce w moim życiu. I nie mówiłam tu już o przyjaźni. Czułam powoli że zaczyna mi na nim zależeć, ale wiedziałam, że jeśli tak się stanie to nie będę sobie później mogła poradzić z jego stratą, bo nie oszukujmy się. Gdyby Luke Hemmings wiedział, że go kocham bez zastanowienia zostawił by mnie samej sobie. 

Spojrzałam w jego roześmiane oczy, kiedy z przejęciem coś opowiadał. Nie słuchałam go, bo byłam zbyt zajęta martwieniem się o siebie. Sama się uśmiechnęłam po czym stwierdziłam, że to musi się skończyć. Od jutra działaliśmy tylko i wyłącznie według naszej małej umowy. Zero schadzek po szkole. A przede wszystkim żadnego seksu. Czy mu się to podoba czy nie.

______________________________________

Helloł everyone

Przepraszam, że rozdział dopiero teraz ale sami wiecie ... święta, a co za tym idzie ...obowiązki

Troszkę zmieniłam koncepcję tego rozdziału dlatego nie rozpisywałam się z rozmową z Liz. Nie chciałam z tego rozdziału robić tasiemca, bo z pewnością by taki wyszedł.

No i na koniec chciałam wam życzyć wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku, bo kurde co jak co to na to zasługujecie. 

Dziękuję wam, że jesteście i czytacie. Wyświetlenia i gwiazdki idą w górę. Jesteście kochani. 

Mam nadzieję, iż wam się rozdział spodoba i zostawicie coś po sobie.






deal with it |L.H|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz