Rozdział 70

150 22 3
                                    

Anemone

Po tym, jak przywitaliśmy się z moimi rodzicami usiedliśmy do stołu. Ja, Luke i Harry czekamy właśnie na tatę Lou, który zakazał swojemu mężowi wchodzić do kuchni.

- Idzie kurczak!- krzyczy Louis wchodząc do jadalni z tacą w ręku.

Jedzenie pachnie pysznie i jestem bardzo zdziwiona, że mój tata potrafił ugotować cos innego niż płatki czy zupkę z paczki, bo zazwyczaj w tym domu to tata Hazz gotuje.

- Czy to kurczak faszerowany serem mozzarella zawinięty w szynkę parmeńską?- pyta uradowany Harry.

- Yhym...jedene, co mi wychodzi.- odpowiada mu ze śmiechem Lou.

Mój tata nakłada wszystkim po porcji. Ciekawe, czy Luke zacznie temat naszego chodzenia...

- Jak było w schronisku?- pyta się nas Harry.

Było wspaniale, ale chciałabym, żeby to Lukey cos powiedział, więc się nie odzywam.

- Bardzo fajnie pros...Harry- poprawia widząc wzrok mojego taty.- i chyba nawet mamy wam coś do powiedzenia z Anemone.- mówi nieśmiało.

Jezu, już się bałam, że nie poruszy tego tematu, co oznaczałoby, że albo się mnie wstydzi, albo nie raktuje poważnie, albo po prostu stchórzył.

- Jesteś w ciąży!?- krzyczy Louis.

Na jego zachowanie wszyscy wpadamy w atak śmiechu. Po chwili również on śmieje się razem z nami.

- No co?! To moja mała córcia, martwię się!- mówi widząc, jak Harry karci go wzrokiem.

-Yhym...a o co tak naprawdę chodziło?- zwraca się do mnie i do Luke'a.

Powie im? Zmieni temat? Wybiegnie z mojego domu?

- Od dzisiaj ja i Anemone jesteśmy parą.

Ufff...

Nawet nie zauważam kiedyHazz wstaje i tuli do siebie mnie i mojego chłopaka. CHŁOPAKA.

- Gratuluje wam! Wiedziałem, że w końcu zrozumiecie, że to pomiędzy wami to nie tylko przyjaźń! A teraz mniej przyjemnie... jeśli ją zranisz, to ja zranię ciebie.- mówi mój tata tulac nas do siebie.- No i zabezpieczajcie się.

Co za żenada...

- Tato!- jęczę.

- Oj Ane, to ważne, jestem za młody na bycie dziadkiem! Czy ja ci wyglądam chociażby na ojca? Ja jestem i będę wiecznie młody ciałem i duchem!

- Czy ja widzę tu siwego włosa? Hmy?

- Gdzie?!- piszczy jak małe dziecko.

Oczywiście, że to był żart, ale wiedziałam, jak zadziała na mojego tatę.

Następny w kolejce był Louis.

- Jestem z ciebie dumny Ane, jeszcze niedawno byłaś taka mała, a teraz!? Jeszcze trochę i ożenisz się i będziesz miała dzieci, zamieszkasz w swoim własnym domu zostawiając nas... ae taka kolej rzeczy... Jestem z ciebie dumny.- mówi całując mnie w czybek głowy.

- Lubię cię, nie bardzo, ale cie lubie, nie zniszcz tego.- mówi podchodząc do mojego chłopaka.

- Oczywiście.- mówi posyłając mojemu tacie lekki uśmieche.

Następnie razem sprzątamy po posiłku, a ja idę na górę spakować się na zajęcia.

- Gotowa!- krzyczę zbiegając po schodach.

Po tym, jak Harry i Lou ułożą swoje włosy milion razy od nowa, tak, żeby były perfekcyjne, a Luke razem z nimi wychodzimy z domu i wsiadamy do auta.

- Przygotuj się chłopcze, to, co tam zobaczysz, to samo zło!- jęczy Louis.




Okej... jest godzina 22, a ja piszę rozdział, chociaż miałam zamiar spać, ale czego się nie robi dla was! Mam nadzieję, że się spodoba x




Larry's daughter. || 1D, 5SOS ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz