Rozdział 26

2.2K 104 4
                                    

Jonathan

Siedzieliśmy w gabinecie słuchając całej prawdy.W ciąż nie mogłem uwierzyć że Clary to moja siostra.Jednak cieszyłem się z tego w końcu zawsze chciałem mieć siostrę.

-Mam nadzieję że rozumiecie dlaczego to zrobiłem-powiedział mój ojciec.

-Nie nie rozumiemy-warknął Jace.

-Możesz przestać.Nie zachowuj się tak jakby cię to nie dotyczyło-rzekła Isabell.Widziałem że się denerwuje.

-To mnie już nie dotyczy.Wychodzę-kiedy miał wychodzić Alec go powstrzymał.

-Możesz przestać.Świat nie kręci się wokół ciebie.Masz natychmiast usiąść i słuchać dalej-nigdy nie widziałem Alec'a w takim stanie.

-Nie będę marnował swojego czasu-oznajmił Jace.

-O co ci chodzi?-spytałem podchodząc do Jace'a.

-Przestańcie się kłócić-krzyknęła Maryse.

-Nagle zrobiłeś się takim troskliwym braciszkiem-rzekł Jace z sarkastycznym uśmiechem.

Byłem wściekły.Nie wytrzymałem i mu przywaliłem.Z jego nosa zaczęła płynąć krew.

-Jesteś pieprzonym egoistycznym dupkiem.Mam dość patrzenia na to co robisz.Zachowujesz się tak jakby Clary miała jakikolwiek inny wybór.Nie zastanawiałeś się dlaczego ci nie potrafi zaufać-powiedziałem ostrym tonem.

-Nie chcę jej już nigdy więcej widzieć.Znajdę sobie o wiele lepsze od niej-oznajmił.

Miał wychodzić kiedy do gabinetu wbiegła matka Clary Elizabeth.Była zdyszana i roztrzęsiona.

-Nie ma jej.Zniknęła-rzekła.

-Jak to jej nie ma?-spytała Maryse.

-Chciałam z nią porozmawiać.Jej pokój jest zdemolowany a po niej nie ma śladu.Dzwoniłam do Magnusa ale tam też jej nie ma.Próbowałam użyć runy tropiącej ale to nie działa-oznajmiła.

-Trzeba ją znaleźć-powiedział tata.

-To sobie jej szukajcie-oznajmił Jace po czym wyszedł.

Elizabeth od razu podeszła do mojego ojca.Kiedy ją przytulał dziwnie się czułem.

-Alec chodź ze mną pójdziemy jej poszukać-powiedziałem.

-Idę z wami-oznajmiła moja narzeczona.

-Jesteś w ciąży.Nie pozwolę żebyś narażała siebie i dziecko.Nie wiadomo gdzie jest Clary.To może być niebezpieczne-rzekłem po czym ją pocałowałem.

Clary

Byłam w lesie kilka kilometrów od instytutu.Nie chciałam wracać,nie po tym wszystkim.Czułam się fatalnie w jednej chwili straciłam wszystko na czym tak bardzo mi zależało.Nie wiedziałam co myśleć.Nie rozumiałam dlaczego mnie to wszystko spotyka.Nie mogłam przestać płakać.Kiedy tak siedziałam usłyszałam kroki.Odwróciłam się i zobaczyłam Nathaniela.

-Czego chcesz?-spytałam.

-Wiedziałem że tak będzie.Nie zasłużył na ciebie-powiedział spokojnym tonem.

-Po co mi to mówisz?

-To nie miejsce dla ciebie.Dołącz do nas.Będzie tak jak dawniej.

-Nigdy.Nie jesteś sobą-warknęłam.

-A ty jesteś sobą?Masz moc której boisz się użyć.Walczysz z nią,walczysz ze swoją prawdziwą naturą.Przestań się kontrolować daj się ponieść-rzekł.

-Nie będę potworem.Nathaniel którego znałam nigdy by się tak nie zachował-wyszeptałam.

-Nathaniel którego znałaś przestał istnieć-oznajmił z zadziornym uśmiechem.

-Nieprawda.Pozwoliłeś mojej mamie uciec.Nie byłeś w stanie zabić Jace'a.Walczysz sam ze sobą.Daj sobie pomóc.

-Nie potrzebuję pomocy-stanęłam na przeciwko niego.W jego czarnych oczach zaczęłam dostrzegać błękit jego prawdziwych oczu.

-Walcz-wyszeptałam.

Upadł na kolana trzymając się za głowę.Wiedziałam że walczy.Po chwili uniósł głowę a z jego ust zaczął wydobywać się cień.To był demon który tkwił w nim.Spojrzałam na niego,jego oczy były prawdziwe.

-Udało się-wyszeptał.

Usiadłam obok i przytuliłam go.To był naprawdę on.Mój najlepszy przyjaciel był sobą.

-Jak się domyśliłaś?-spytał.

-Znam cię.

-Przepraszam za wszystko.Naprawdę nie chciałem,nie potrafiłem oprzeć się temu demonowi-rzekł.

-To nie była twoja wina.

-Cóż za urocza scenka-usłyszałam głos Jocelyn.

Wstaliśmy i spojrzeliśmy na nią.Trzymała w ręku dziwny miecz z niemalże czarnego metalu.

-Powinnam była cię zabić dużo wcześniej-powiedziała.

Rzuciła się na nas.Żałowałam że nie mam przy sobie żadnej broni.Nathaniel na szczęście miał przy sobie miecz i chronił mnie przed każdym ciosem.Z każdą chwilą wyglądała coraz gorzej jej oczy zrobiły się krwisto czerwone.Była jak w transie atakowała coraz szybciej.Po chwili Nathaniel był wykończony.Wbiła mu sztylet w brzuch i nogę.Upadł ale cały czas na nie patrzył.Chwyciłam za jego miech i zaczęłam z nią walczyć.Wiedziałam że jestem silniejsza ale jej miecz mnie osłabiał.Z każdą raną czułam się tak jakby opuszczały mnie wszystkie siły.Byłam wykończona co w moim przypadku było niemożliwe.Nie chciałam się poddawać ale wiedziałam także że nie mogę użyć swojej mocy.Jocelyn wyglądała przerażająco.Na jej rękach było widać czarne żyły.Runy na jej ciele były ciemno czerwone.Wiedziałam że to co widzę jest wynikiem eksperymentów.Rzuciłam się na nią ale ona zrobiła unik.Spojrzałam na Nathaniela był osłabiony.Wokół niego było pełno krwi.

-Clary uważaj-usłyszałam jego krzyk.

Zanim się obejrzałam poczułam straszny bul.Zobaczyłam miecz przebijający mój brzuch.Upadłam na ziemię.Jocelyn zniknęła.Nie byłam w stanie się ruszyć.Ostatnie co widziałam to Nathaniel próbującego doczołgać się do mnie.

Dary Anioła-Wieczna Miłość Część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz