Rozdział 6

1.4K 54 1
                                    

Z tatą było coraz gorzej. Wczoraj wezwaliśmy karetkę, która zabrała go do szpitala. Byłam przerażona. To przez te ciągłe delegacje. Często wyjeżdżał, ale mimo tego miałam z nim bardzo dobry kontakt.

Teraz siedziałam koło jego łóżka. Podpięty był do tych wszystkich urządzeń. Żal mi było na niego patrzeć. Za każdym razem w oczach zbierały mi się łzy.

***

Tata miał raka płuc z przerzutami do mózgu. Siedzieliśmy na korytarzu. Ja, mama i Justin. Wyproszono nas z sali,bo... Tata przestał oddychać. Wiedzieliśmy z Justinem, że to już koniec, jednak mama zaprzeczała.

- Robert żyje! - Krzyczała przez łzy.

Przytuliłam ją mocno. Łzami zmoczyła moją koszulkę, a ja jej. Justin również się do nas przytulił i czekaliśmy tak w uścisku na pojawienie się lekarza.

Po 20 minutach zjawił się lekarz. Jego mina mówiła sama za siebie.

- Bardzo mi przykro - wydusił i zostawił nas samych.

Mama wybuchnęła głośnym płaczem, a ja razem z nią. Justinowi łzy ciurkiem spływały po policzkach. Schował głowę w dłoniach.

Jak się czułam? Najgorzej jak tylko można się czuć. Utrata bliskiej osoby jest koszmarem. Dlaczego Bóg zabrał właśnie jego? Dobrego, uczciwego człowieka? Kochającego swoją żonę i jedyną córkę? Miał dopiero 42 lata. Mówił, że w tym roku zabierze nas na najlepsze wakacje w naszym życiu... A teraz za trzy dni miałabym zostawić go pod dwu metrową warstwą piachu? Nie. Nigdy w życiu.

Spojrzałam na mamę. Zemdlała na korytarzu. Nie spała od trzech dni, czyli od kiedy tata wylądował w szpitalu. Była wycieńczona. Brakowało jej snu.

Leżała w zabiegowym pod kroplówką. Nie chciała tu zostać, chciała iść do taty, ale nie pozwoliłam jej na to. Nie teraz, musi chwilę odpocząć.

***

Pogrzeb odbył się za trzy dni. Przyjechała cała nasza rodzina, wszyscy znajomi, koledzy z pracy ojca, moi znajomi. Nikt nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Każdy zadawał pytanie: Boże, czemu zabrałeś tego człowieka? Ale Bóg nie odpowiadał.

Gdyby nie Justin, nie dałabym sobie z tym rady. Stał ze mną trzymając mnie pod rękę. Głową opierałam się o jego ramię. Łzy cały czas spływały mi po policzku. W tłumie osób zobaczyłam Bethany, ale szczerze mnie ona nie obchodziła. Ważne, że Justin był teraz ze mną i był moim oparciem.

I need him... |•Jelena•|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz