Chapter Twenty-Five

88 8 0
                                    

Minął miesiąc z hakiem.

Patrycja nauczyła się używać i kontrolować jeden ze swoich żywiołów- wodę. Duchy jej nie odwiedzały, z czego się ogromnie cieszyła. Udoskonaliła swoje zdolności (godziny pracy i nauki na lekcjach u pana Hood'a, Irwin'a, Clifford'a, Hemmings'a i panny Parker). Jej związek z Lucasem rozkwitał. Nie kłócili się. On nie naciskał. Spędzała o wiele więcej czasu z Juliette.

Mike nadal rozpaczał po rozstaniu z Valerią, która ignorowała jego wszystkie próby skontaktowania się z nią.

Melannie i Calum.. To Melannie i Calum. Nic dodać nic ująć. Byli idealni pod każdym względem. No może Hood czasem bywał zazdrosny o idoli Parker, ale wiedział, że to t y l k o idole.

Julia dowiedziała się wszystkiego o sobie. Była elfem pół-krwi. Wyczuwała obecność duchów, leczyła z mniej poważnych obrażeń. Ona i Ashton byli ze sobą nieziemsko szczęśliwi. Gdyby Adelaide nie dołożyła chłopakom kolejnej liczby występów w Ameryce, na pewno dzisiaj poznałaby rodzinę Irwina.

Właśnie, był 7 lipca.

Urodziny Ash'a.

- Juluś, czas wstawać.- szepnął jej do ucha Ashton.

- Co? Nie? Która jest godzina?- pytała naciągając sobie kołdrę na twarz.

- Dwunasta.

- No bez jaj, to wcześnie. Jaki mamy dzień?

- Siódmy lipca. Słonecznie, pogodnie, bezchmurnie.

- Zaraz.. Siódmy lipca?- uniosła się do pozycji siedzącej.

- Siódmy lipca, złotko.

- Ashti!!! Wszystkiego najlepszego!!! A!!!- zerwała się z łóżka i wskoczyła na perkusistę.

- Dziękuję, aniołku.- wtulił ją w siebie, potem złożył czuły pocałunek na czubku jej głowy, a ona uśmiechała się promiennie.

- Kiedy wstałeś?

- Pół godziny temu? Nie miałem serca cię budzić, ale ktoś musiał iść ze mną obudzić resztę.

- Ouh, dzięki za pamięć.- zaśmiała się.

W ekspresowym tempie przebrała się i gotowa wyszła z łazienki.

Splotła palce z Ash'em i wyszli z pokoju ówcześnie go zakluczając. Najbliższy pokój: Calannie.

Chcąc zachować jakiekolwiek priorytety kultury i dobrego wychowania, zapukali. Następnie weszli do pokoju.

Para leżała na łóżku. Oboje pochłonięci byli wpatrywaniem się w telefony.

- Za dziesięć minut lunch.- odezwał się Ashton, kiedy nikt nie zwrócił na niego i Juliette uwagi.

- O, tak, ok. Dzięki Ash.- odpowiedzieli.

Następny pokój: Michael Gordon Wolny Clifford.

Tym razem również zapukali. Weszli. Mike słuchał muzyki przez słuchawki. Spojrzał na przybyszy.

- Cześć! Coś się stało? Ładna bluzka Juliette.

- Dzięki.- zarumieniła się ledwie widocznie.

- Lunch za dziesięć minut.

- Ok, dzięki!

Ostatni kurs: Puke.

Weszli bezgłośnie zapominając o pukaniu.

Para spała.

Obrazując.. Patty dosłownie leżała na Hemmingsie. Kołdra odsłaniała im jedynie głowy.. I stopy.

Game From Gods | L.H. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz