W poprzednim rozdziale:
"Adam podniósł wiadro z cuchnącą gęstą cieczą. Postawił na parapecie, a my razem przechyliliśmy je na patrzącego na nas nauczyciela, który stał się lepki...
- Musimy wiać!
Zeszłam z parapetu, ponieważ wcześniej -w czasie rozmowy z profesorkiem- usiadłam na nim. Razem z Naruciakiem omijaliśmy biegiem rzędy ławek w lasie biologiczno-chemicznej.
Wybiegliśmy na korytarz.
- Gdzie teraz? - zatrzymałam się na chwilę. Zgięłam lekko nogi w kolanach i położyłam na nich (na kolanach) dłonie. Próbowałam wziąć oddech (mam słabą kondycję).
- Za mną! - krzyknął i zgiętą w pięść dłoń uderzył powietrze.
Zaczęłam biec za nim. Pędził przede mną. Nie mogłam go dogonić, ani złapać tchu...
- Adam... - wysapałam.
Chłopak zatrzymał się, odwrócił i podszedł do mnie. Byłam cała czerwona. Szumiało mi w uszach. Przed oczami zaczęły robić mi się mroczki. Poczułam jak moje nogi stają się bezwładne. Pewnie bym upadła, ale silne ręce Adama podniosły mnie.
Naruciak wziął mnie na ręce i biegł truchtem z ciężarem mojego ciała na rękach. Gdy mroczki mi już przeszły widziałam gdzie się kierujemy - na dach.
- Pamiętasz? Obiecałem ci, że pokażę ci najpiękniejsze miejsca w tym mieście?
- Pamiętam...
Adaś odstawił mnie na nogi. Trzymał mnie jeszcze chwilę za ramiona, abym mogła złapać równowagę. Gdy już mogłam samodzielnie ustać mój kolega wszedł do jednego pomieszczenia. Stałam ciągle w tym miejscu, w którym mnie zostawił.
Wyszedł z pomieszczenia z drabiną w rękach. Postawił ją przede mną. Oparł ją o otwór w dachu, który otworzył wcześniej stając na krześle.
- Wspinaj się - chciałam coś powiedzieć, ale mnie uprzedził: - przytrzymam drabinę, spokojnie.
Złapałam drżącą ręką jeden ze szczebelków drabiny, który znajdował się na wysokości mojej twarzy. Stawiłam stopę na pierwszy szczebel. Drugą dalej miałam na podłodze.
- Idziesz?
- T... tak...
Stanęłam drugą nogą na szczeblu wyżej. Drugą ręką w tym czasie złapałam się drabiny. Na zmianę przestawiałam prawą rękę i lewą nogę z lewą ręką i prawą nogą. Byłam na górze. Złapałam drabinę, aby Adam mógł wejść.
Chłopak wszedł bez większych oporów.
- Chodź - wyciągnął do mnie rękę, którą przyjęłam.
Podniosłam się z jego pomocą z ziemi. Ruszyliśmy przed siebie.
- Ominie nas zakończenie roku...
- Poprosiłem kumpla, aby wziął nasze świadectwa, a zakończenie tak, czy siak się zakończyło. Jest po szesnastej.
Skierowaliśmy się do dziury w ścianie strychu. Gdy byliśmy bliżej, okazało się, że jest to okno z wybitą szybą. Położyłam dłonie na parapecie. Adam stanął za mną i trzymał mnie w miejscu wcięcia w mojej tali..."
***
CZYTASZ
Naruciak? Nie znam... ||Naruciak
Fiksi PenggemarI część: Dawno, dawno temu... Tak naprawdę nie tak dawno, zresztą zaraz wam wszystko opowiem. Pada deszcz, nawet świat mnie opłakuje. Kłótnia jest jak piorun, który uderza w drzewo, a to runie na ziemię i nic mu nie pomoże. Może mój związek da s...