[2] #12

1.4K 112 15
                                    

W poprzednim rozdziale:

"Adam podniósł wiadro z cuchnącą gęstą cieczą. Postawił na parapecie, a my razem przechyliliśmy je na patrzącego na nas nauczyciela, który stał się lepki...

- Musimy wiać!

Zeszłam z parapetu, ponieważ wcześniej -w czasie rozmowy z profesorkiem- usiadłam na nim. Razem z Naruciakiem omijaliśmy biegiem rzędy ławek w lasie biologiczno-chemicznej.

Wybiegliśmy na korytarz.

- Gdzie teraz? - zatrzymałam się na chwilę. Zgięłam lekko nogi w kolanach i położyłam na nich (na kolanach) dłonie. Próbowałam wziąć oddech (mam słabą kondycję).

- Za mną! - krzyknął i zgiętą w pięść dłoń uderzył powietrze.

Zaczęłam biec za nim. Pędził przede mną. Nie mogłam go dogonić, ani złapać tchu...

- Adam... - wysapałam.

Chłopak zatrzymał się, odwrócił i podszedł do mnie. Byłam cała czerwona. Szumiało mi w uszach. Przed oczami zaczęły robić mi się mroczki. Poczułam jak moje nogi stają się bezwładne. Pewnie bym upadła, ale silne ręce Adama podniosły mnie.

Naruciak wziął mnie na ręce i biegł truchtem z ciężarem mojego ciała na rękach. Gdy mroczki mi już przeszły widziałam gdzie się kierujemy - na dach.

- Pamiętasz? Obiecałem ci, że pokażę ci najpiękniejsze miejsca w tym mieście?

- Pamiętam...

Adaś odstawił mnie na nogi. Trzymał mnie jeszcze chwilę za ramiona, abym mogła złapać równowagę. Gdy już mogłam samodzielnie ustać mój kolega wszedł do jednego pomieszczenia. Stałam ciągle w tym miejscu, w którym mnie zostawił.

Wyszedł z pomieszczenia z drabiną w rękach. Postawił ją przede mną. Oparł ją o otwór w dachu, który otworzył wcześniej stając na krześle.

- Wspinaj się - chciałam coś powiedzieć, ale mnie uprzedził: - przytrzymam drabinę, spokojnie.

Złapałam drżącą ręką jeden ze szczebelków drabiny, który znajdował się na wysokości mojej twarzy. Stawiłam stopę na pierwszy szczebel. Drugą dalej miałam na podłodze.

- Idziesz?

- T... tak...

Stanęłam drugą nogą na szczeblu wyżej. Drugą ręką w tym czasie złapałam się drabiny. Na zmianę przestawiałam prawą rękę i lewą nogę z lewą ręką i prawą nogą. Byłam na górze. Złapałam drabinę, aby Adam mógł wejść.

Chłopak wszedł bez większych oporów.

- Chodź - wyciągnął do mnie rękę, którą przyjęłam.

Podniosłam się z jego pomocą z ziemi. Ruszyliśmy przed siebie.

- Ominie nas zakończenie roku...

- Poprosiłem kumpla, aby wziął nasze świadectwa, a zakończenie tak, czy siak się zakończyło. Jest po szesnastej.

Skierowaliśmy się do dziury w ścianie strychu. Gdy byliśmy bliżej, okazało się, że jest to okno z wybitą szybą. Położyłam dłonie na parapecie. Adam stanął za mną i trzymał mnie w miejscu wcięcia w mojej tali..."


***

Naruciak? Nie znam... ||NaruciakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz