Rozdział 14

5.8K 332 32
                                    

  Od dwóch dni...
Od dwóch dni nie rozmawiam z Ethanem. Chłopak od czasu naszej kłótni śpi w salonie na kanapie. Nie przeprosił mnie i nie zapowiadało się na to, że w najbliższym czasie mnie przeprosi. Dla mnie nawet lepiej, bo naprawdę nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Mimo, że czułam się źle nie zamieniając z nim ani jednego słowa, to nie wypowiadałam się. Uważam, że to on pierwszy powinien zacząć rozmowę od słowa "przepraszam", ponieważ to on zawinił. Ja po prostu powiedziałam co leżało mi na sercu. Słowa Cartera, w których przekazał mi, że nie chce, żebym się o niego martwiła, bardzo mnie zraniły. Jak miałam się o niego nie martwić? Martwienie się o kogoś jest silniejsze od nas. Tak samo jak miłość. Kiedy zakochujesz się w kimś, nie masz nad tym kontroli. Nie wiesz w jakim momencie zakochasz się w tej osobie, więc ani nie możesz tego przyśpieszyć ani temu zapobiec. Tak samo jest z martwieniem się. Martwienie się jest typowym odruchem w związku, w którym kochamy kogoś bardziej od samych siebie. Martwimy się niekontrolowanie. Martwimy się o tą drugą osobę dniami i nocami. Jednak co możemy zrobić, gdy te osoby nie doceniają tego? Co możemy zrobić, gdy te osoby tak naprawdę nie chcą, żebyśmy się o nie martwili? Przecież nie można tak po prostu powiedzieć stop i przestać zamartwiać się o ukochaną osobę. Ludzie nie są robotami i zazwyczaj działają słuchając serca a nie rozumu. Kiedy rozum mówi stop, serce mówi biegnij dalej. 

  Tak więc, gdy rozum nakazuje nam przestać niepokoić się o drugą osobę, serce rozkazuje, by nadal się martwić, bo nigdy nie wiadomo kiedy będziemy potrzebni.

   Tego dnia rano umówiłam się z Jacksonem na poranną kawę. Od dnia moich urodzin nie widzieliśmy się, a chłopak chciał dowiedzieć się co dzieje się między mną a Ethanem, więc zgodziłam się na spotkanie z nim. 

  Przed wyjściem z mieszkania wzięłam gorący prysznic, umyłam zęby, zmieniłam ubrania i przepakowałam starą torebkę do nowej, którą dostałam od Jacksona na urodziny. Chciałam sprawić mu tą przyjemność, a tak poza tym bardzo mi się ona podobała. Ponieważ na zewnątrz, jak na lato w Los Angeles, padał drobny deszcz i nie było zbyt ciepło, założyłam na siebie skórzane legginsy, luźną białą podkoszulkę, której przód wsadziłam w spodnie, a na to wszystko nałożyłam kurtkę jeansową. Na sam koniec ubrałam moje ukochane nowe buciki na szerokim obcasie z ćwiekami.

  Zadowolona ze swojego wyglądu pożegnałam się z Sarą - jedyną pozostałą osobą w mieszkaniu - i udałam się na spotkanie z przyjacielem. Chłopak czekał na mnie przed samym wyjściem z budynku. Ucieszyłam się na jego widok z dwóch powodów. Pierwszy - po prostu dlatego, że go zobaczyłam, drugi - dlatego, że przyjechał samochodem i nie musiałam iść na deszczu. Mimo, że pochodzę z Chicago, z miejsca dość deszczowego, to zdążyłam przyzwyczaić się do słonecznej pogody w LA.

- Cześć. - Przywitałam się całując go w policzek. 

- Cześć - uśmiechnął się i ruszył w stronę głównej ulicy. 

- Gdzie jedziemy? - zapytałam przypominając sobie, że przyjaciel nadal nie powiedział mi, gdzie mnie zabiera. 

- A to tajemnica. - Znów się uśmiechnął nie odrywając wzroku od drogi. No cóż, chłopak dopiero niedawno odebrał prawo jazdy. To oczywiste, że patrzy ciągle na drogę. Postanowiłam nie zadawać więcej pytań, ale kiedy zatrzymaliśmy się kilka osiedli dalej, uświadomiłam sobie, że nie jechaliśmy więcej niż pięć minut. 

- Gdzie my, do cholery, jesteśmy? - zapytałam wysiadając z samochodu. 

- Przed moim apartamentem. - Starał się stłumić śmiech, ale słabo mu to wychodziło. 

- A co z Markiem? 

- Pojechał odwiedzić rodziców. Tak się składa, że mieszkają w Los Angeles. - Odpowiedział idąc w stronę wejścia do budynku. Idąc za nim zdziwiłam się, że chłopak nie skierował się od razu do windy. Spojrzałam na niego pytająco, a on odpowiedział, że na szczęście jego mieszkanie znajduje się na parterze. Nieświadomie również się ucieszyłam. 

YOU TOOK MY SOUL AWAY ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz