Ten rozdział naprawdę świetnie wpasowuje się w to piękne, wiosenne popołudnie, które mamy. Mam nadzieję, że się wam spodoba. :)
______________
Louis poślizgnął się i prawie wypadł z drogi, kiedy Harry podszedł, by przy nim uklęknąć.
- Tak myślałem, że to może się zdarzyć - powiedział ponuro. – Zaczął oddychać zbyt wcześnie, wdychając płyn owodniowy. - Louis parzył na jego pracujące palce, czyszczące nozdrza i usta cielęcia z płynu. Patrzył, gdy Harry pochylił się i zamknął usta wokół małego pysku cielęcia, wysysając to, czego nie mogły zetrzeć jego palce, czyszcząc drogę dla chłodnego, porannego powietrza.
- No dalej - wyszeptał, odchylając się na piętach, by dać cielęciu trochę przestrzeni. - Oddychaj, skarbie.
Louis czuł, jak jego własne serce przestało bić, nagle zbyt świadomy swoich drżących oddechów. Mijały sekunda po sekundzie i nic. Nic. To zbyt długo, pomyślał, całe jego ciało opadło, kiedy spuścił ramiona. Minęło już zbyt dużo czasu. To nie mogło... To nie...
Ale Harry nie tracił nadziei. Wyciągnął mały kij z kieszeni i pochylił się znowu, wkładając go do jednego nozdrza. Poruszał nim w tę i powrotem szybkimi, pewnymi ruchami swojego nadgarstka.
- Co jest? – zapytał Louis. Harry odpowiedział od razu, napięte słowa wyskoczyły z jego ust, jakby był zadowolony z rozproszenia.
- Próbuję stymulować jego odruch kichania, on szybko uruchamia oddychanie. To czasami działa, gdy drogi oddechowe są wystarczająco czyste i cielę nie jest zbyt przygnębione.
Louis skinął niepewnie. Czuł, jak jego głowa dryfowała, wyczerpane łzy płynęły swobodnie po jego policzkach, kiedy słońce wschodziło. Skaliste góry były szare w oddali. Louis siedział przy Jolene, zdejmując rękawiczki i przejeżdżając dłonią po jednej z jej nóg, kiedy czekał. I czekał.
Wtedy...
Maleńkie prychnięcie. Plecy Louisa zesztywniały, jego dłoń była nieruchoma, gdy próbował wykręcić szyję za Harry'ego, aby zobaczyć. Usłyszał sapnięcie, a następnie ruch.
- Żywe cielę – zawołał Harry. Odwrócił się, jego oczy były zaczerwienione i uśmiechał się szeroko, niemal śmiejąc się z ulgą. Louis westchnął, kładąc dłoń na ustach, kiedy zobaczył małego cielaka, który zamrugał i uniósł głowę, by na nich spojrzeć. Wydawał się nieco oszołomiony, ale poza tym niewzruszony, już starając się stanąć na chwiejnych nogach. Louis poczuł drżenie szczęki, nagły, ostatni przypływ łez wylał się z niego, kiedy wyciągnął rękę i przyciągnął Harry'ego do mocnego uścisku.
- Zrobiłeś to - wyszeptał, stojąc na palcach i trzymając w pięści kołnierz Harry'ego, kiedy topił się w jego ramionach.
- My to zrobiliśmy – powiedział Harry łagodnie. – Myślę... Myślę... - Wypuścił głębokie westchnienie i przyciągnął Louisa bliżej. – Zrobimy to.
Serce Louisa podskoczyło, dudniąc od jego mostka aż do gardła, kiedy wziął drżący oddech. Zrobimy to. Podniósł głowę i spojrzał w oczy Harry'ego. Patrzyły na niego nieskończenie czule, błyszcząc ulgą i uczuciem.
- Ja... - zaczął. Było Louisowi mokro i zimno, ale czuł ciepło w miejscach, gdzie dotykał go Harry, będąc w pełni świadomym tego, jak ich ciała były do siebie dociśnięte. Louis czuł każdy ruch Harry'ego i drżał z podniecenia.
Jego oczy zamrugały i spojrzały na spierzchnięte usta Harry'ego.
- Ja... - powtórzył, a jego mózg szukał odpowiednich słów, kiedy wziął kolejny głęboki oddech, przygotowując się. Poczuł palce Harry'ego zaciskające się mocniej za jego plecami, ich klatki piersiowe lepiły się do siebie. - Naprawdę chcę... - Urwał, skromnie i niepewnie. W tym momencie czuł tak wiele ogarniających go rzeczy, że nie wiedział na czym się skupić. - Jestem naprawdę z nas dumny, Harry - powiedział w końcu. - Jestem z ciebie tak dumny.
CZYTASZ
Wild And Unruly (Larry Stylinson) - Tłumaczenie
FanfictionHarry jest kowbojem, posiadającym ziemię z największym złożem ropy naftowej w Wyoming i Louis jest urzędnikiem zmuszonym do tego, by nakłonić go do sprzedania owej ziemi.