Rozdział VI

3.3K 331 256
                                    

- Halo? – powiedział niepewnie, przyciskając telefon do ucha.

- Louis, cześć - Anne powiedziała łagodnie, będąc wyraźnie zmęczoną. – Jest mi bardzo przykro z powodu tej sytuacji.

- Uh, to... To w porządku...

- Muszę poprosić cię o pozostanie tam, dopóki ta sprawa zostanie rozwiązana - ciągnęła. - Wiem, że pracowałeś nad różnymi rzeczami, tutaj, w biurze, ale sądzę, że większość z nich można zrobić gdzie indziej. Musisz mieć tam laptopa - nie czekała na potwierdzenie – i przydzielę Zaynowi wszystko, co musi być wykonane osobiście. Jestem pewna, że Nick sobie poradzi.

- Okej...

- Poza tym chcę, żebyś śledził Harry'ego, kiedy tylko możesz. Tak długo, jak będzie trzeba. Nakłonienie go do podpisania jest twoim największym celem, wszystko jasne?

Louis przełknął ślinę po raz kolejny, będąc lekko przytłoczonym. Jak miał niby zakończyć swoje ustalone zadania, jednocześnie łażąc za kimś po gigantycznym pieprzonym ranczo?

- Tak, ale...

- Wiem, że to może zająć trochę czasu. Nie martw się, że nie będziesz oceniany na podstawie tego. - Anne zatrzymała się znowu i Louis odniósł wrażenie, że słyszał ją kręcącą głową. - To skomplikowana sytuacja, ale potrzebuję kogoś, kto będzie tam fizycznie obecny, przypominając mu, że to tak po prostu nie zniknie. Rozumiesz?

- Um, tak – powiedział Louis, mimo że teraz czuł się jakby sytuacja wymykała się całkowicie z jego rąk i był bezsilny, aby ją zatrzymać. Potarł o swoje udo prawą dłonią, która z powodu niepokoju stała się wilgotna od potu.

- Dziękuję ci bardzo. Uwierz mi, twoje poświęcenie nie będzie niezauważone.

Louis zjeżył się, jego serce biło mocno. Tak się złożyło, że w Denver nie miał rodziny, żadnych znaczących osób czy pilnych zobowiązań społecznych. Nawet ligi kickballu, której kibicował lub jakiegoś rodzaju cotygodniowego wyścigu dla potrzebujących, ale co jeśli miał? Co wtedy?

- Nie mam...

- Zapłacimy ci podwójnie za czas, który tam spędzisz, Louis, i wszystko, co kupisz w zakresie odzieży i żywności, za cokolwiek takiego zwrócimy ci pieniądze.

- Okej ... - Louis powiedział niechętnie, z szeroko otwartymi oczami.

- Teraz, możesz oddać telefon z powrotem mojemu synowi, proszę? - zapytała Anne. - Muszę powiedzieć mu, że go kocham przed tym, jak go powieszę.

Louis przekazał go bez słowa, zbyt oszołomiony, aby zwrócić uwagę na resztę ich wymiany zdań. Właśnie zostałem... właśnie zostałem pieprzoną siłą przeprowadzony do Wyoming na nieokreślony czas, zdał sobie sprawę, marszcząc brwi, błysk bezsilnej wściekłości rozbłysnął w jego brzuchu. Cała jego wrzeszcząca frustracja z tego ranka wróciła. Jak do diabła...

Kiedy Louis w końcu zwrócił uwagę z powrotem na Harry'ego, siedział on spokojnie ze złączonymi dłońmi.

- Cóż, witamy w Lonely Rose Ranch, Louis - powiedział. Jego głęboki, dudniący głos był okraszony tylko nutą sarkazmu. - Powinniśmy prawdopodobnie pozwolić ci się rozgościć.

Louis skrzywił się. Harry wpatrywał się ponuro w podłogę, zginając i rozprostowując palce - długie i dziwnie eleganckie dla ranczera; Louis wciąż walczył ze sobą, by o nich nie myśleć. Zamiast tego grzebał w swojej pamięci. Coś o tej sytuacji było tak znanego...

Racja, westchnął. Long Prairie, Minnesota. Ted Petersen. Ich matki stały się najlepszymi przyjaciółkami, kiedy Louis miał około dziesięciu lat, a one pomyślały, że byłoby słodkie (lub przynajmniej wygodne), jeśli ich synowie również by się zaprzyjaźnili. Oznaczało to, że Louis zostawał spakowany i dostarczany do domu dzieciaka na obowiązkowe nocowanie, gdy chciały one spotkać się i napić wina.

Wild And Unruly (Larry Stylinson) - TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz