Rozdział XXXI

2.6K 273 73
                                    

We wtorek wieczorem wycielanie zwolniło do bardziej rozsądnego tempa. Coraz więcej krów było przewożonych na pastwisko, a nowa tożsamość grupy tworzyła się w stadzie, z powodu napływu nowych członków. Niall wciąż był na zmianie, jego ramiona były opuszczone, gdy pochylił się nad starym płotem, oddzielającym najbliższe pastwisko od tego, co, jak słyszał Louis, kowboje nazywali ,,zboczem od strony zachodniej" – piękny teren, w który wliczało się kilka akrów po drugiej stronie, potok i stok, gdzie rodziła Jolene.

Louis obserwował go z zaciekawieniem, gdy stał w cieniu stodoły do wycielania, w jednej ręce trzymając widły do ​​nawozu. Pomyślał, że zobaczył jakieś poruszenie w twarzy Nialla, w ułożeniu jego chudego ciała. Rozmowa, którą słyszał Louis dwa dni temu, wwierciła się w jego umysł, i kilka razy był on na skraju pytania o to Harry'ego. Ale zawsze coś go zatrzymywało. Głównie podejrzenie, że pieniądze nie były czymś, o czym chciał rozmawiać z nim Harry. Nadal technicznie pracuję dla TwistCorp, pomyślał. Przypuszczenia o tym, co oznaczało to dla przyszłości ich związku, wirowały nerwowo w jego brzuchu. Nie zrezygnowałem... Może myślał, że tak było. A przyjaźń Harry'ego i Nialla była tak stara i pod pewnymi względami tak prywatna, że Louis nie chciał zakłócać jej funkcjonowania. Louis pomyślał, że wtrącanie się do niezgody, która pojawiła się między nimi, byłaby jak wyszczotkowanie siana, którym Jolene wciąż lubiła pokrywać Sally i Paula, kiedy kładli się spać – zbyt inwazyjne, zbyt śmiałe.

Louis westchnął. Jasny blask poruszył się w mroku, kiedy Niall wyciągnął telefon z kieszeni i klikał w nim przez chwilę. Potem wyciągnął swoje walkie-talkie z kabury na lewym biodrze i podniósł je do ust.

Ciekawe, co się dzieje.

Louis odwrócił się, kiedy zobaczył Harry'ego, kilka chwil później idącego przez całe podwórko do ciężarówek, zakładając kurtkę. Robiło się późno, a w powietrzu unosił się ostry zapach, jakby ktoś rozpalił gdzieś ognisko. Louis odepchnął się od ściany stodoły, wyrzucając Nialla ze swojego umysłu, gdy biegł do Harry'ego.

- Hej – powiedział, ciągnąc go za rękaw. Poczuł coś dziwnego w sercu, kiedy Harry spojrzał na niego. Był w trybie szorstkiego ranczera, jego włosy opadały w luźnych falach pod jego kapeluszem, twarz była na skraju dezaprobaty.

Wyraz jego twarzy złagodniał odrobinę, kiedy zobaczył, kto go zaczepił.

- Hej, skarbie – powiedział, obkręcając swój klucz wokół palca i ściskając go w dłoni. – Muszę pojechać do miasta. Nie mamy środków dezynfekujących dla urządzeń OB. I papieru toaletowego.

Louis sapnął, owijając ramiona wokół talii Harry'ego.

- Byłeś na nogach od czwartej rano – powiedział. – Jesteś pewien, że możesz jeździć?

- Nic mi nie będzie – westchnął Harry. Wyglądało to tak, jakby coś jeszcze mu przeszkadzało – Louis nie przegapił sposobu, w jaki zerknął przez ramię, jego oczy szukały, dopóki nie spoczęły na Niallu. Potrząsnął głową i odwrócił się do niego z nieczytelną twarzą, kiedy poszedł otworzyć ciężarówkę.

- Daj mi swoje klucze – powiedział Louis, wyrywając mu je z ręki. – Napisz mi, co kupić.

- Louis. – Harry zmarszczył brwi, wyglądając na pokonanego. – To twój urlop i już w zasadzie pracujesz dla mnie za darmo... - Louis pomyślał, że zobaczył, jak Harry skrzywił się na to lekko, ale mu przerwał.

- Chcę – powiedział stanowczo, kładąc rękę na ramieniu Harry'ego i ściskając ją pocieszająco. – Robię takie rzeczy, bo chcę je robić. I w każdym razie nie przeszkadzałaby mi zmiana scenerii ze stodoły. Może zatrzymam się u Liama na drinka.

Wild And Unruly (Larry Stylinson) - TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz