Fala chłodu przepływa przez moje ciało ,co powoduję ,że się budzę. Otwieram lekko powieki,które teraz wydają się niemiłosiernie ciężkie. Pierwsze co dostrzegam,mimo zamazanego obrazu,to ostro świecąca w moje oczy żarówka -na śnieżnobiałym suficie. Jak się okazuję każda ze ścian ma ten sam,jasny kolor. Nie jestem ,więc w swoim pokoju. Przenieśli mnie,ale tu wcale nie jest lepiej.
Próbuję zatem wstać ,ale nie czuję swojego ciała,a jedyne czym mogę ruszyć to głowa. Lekko ją unoszę ,by zobaczyć rany kłute w zgięciu ręki. Musieli mi coś wstrzyknąć,coś co teraz hamuję moje ruchy. Może to nawet lepiej,przynajmniej nie czuję bólu ,który najprawdopodobniej wciąż bym odczuwała.
-Jak się czujesz?-w nowym,dotąd mi nieznanym pomieszczeniu pojawia się ten młody strażnik.
Nie mam nawet ochoty patrzeć na kogoś ,kto w okrutny sposób ukarał mnie za coś tak błahego jak używanie telefonu. Nawet nie jest świadomy jak bardzo pragnę mu wykrzyczeć wszystko prosto w twarz,opluć go i odejść ,dumna z tego ,że odczuł smak upokorzenia.
-Spójrz na mnie i sam sobie odpowiedź.
-Bardzo cię boli?-wskazuję na czerwone,wypalone rany na moich nogach.
-Kurwa,po jaką cholerę tu przychodzisz?!-nie mogę im pyskować. Za coś takiego może skończyć moje życie. Tylko szkoda ,że tak późno sobie o tym przypominam-Przepraszam...Proszę nie krzywdź mnie już.
-Coco-łapię mnie za rękę ,ale ja tylko to widzę ,bo nadal tego nie czuję-Nie martw się,nie zrobię tego już nigdy więcej.
-Coco?A gdzie podziała się ,,Łamaga”?
-Wybacz,nikt nie powinien cię tak nazywać.
-O co ci chodzi?
-Chciałem cię tylko przeprosić. Nawet nie chcę myśleć jak bardzo cierpiałaś.
-Nie rozumiem skąd nagle w tobie tyle empatii?
Wzdycha. Zabiera ze mnie swoją dłoń i wlepia wzrok w czubki swoich butów.
-Proszę powiedź o co chodzi?
-Wczoraj dowiedziałem się kim jesteś. Jest mi z tym źle...
-Kim jestem? Jestem nikim,przecież wiesz.
-Nie,Coco. Nie mów tak ,bo nigdy tak nie było i nie będzie...Chcę rzucić tą pracę.
-Nie rozumiem nadal oczym mówisz?
-Jestem skurwielem....Dziewczyno ,przepraszam cię.
-Mów o co chodzi ,bo denerwuję się jeszcze bardziej?
-Gdy Doktor Theo wspomniał jego nick zrozumiałem wszystko.
-Mówisz o nicku ,Aarona?
-Tak. Aaron to mój brat. A ty jesteś dziewczyną ,o której mój braciszek bez przerwy mówi.
Co ,do cholery?! Starszy brat Aarona wczoraj mnie krzywdził? Tego Aarona,mojego Aarona? Przecież to niemożliwe ,że on mieszka w tym samym mieście co ja,tak blisko mnie...Ja tak blisko Aarona.
-Ten szmaciarz wysłał mu filmik?-powstrzymuję się od łez.
-Nie wiem ,Coco. Wczoraj tyle się działo ,tak bardzo się przejąłem ,że straciłem głowę...Proszę nie mów mu o tym.
-Wyjdź stąd-odwracam od niego wzrok-Wyjdź!
-Przepraszam...Naprawdę przepraszam.
Poszedł sobie,a ja wybucham płaczem. Czuję się tak jakby sam Aaron mi to wszystko zrobił,a przecież on nawet o tym nie wie. Jeszcze to jebane lekarstwo uniemożliwiające mi poruszanie się...Co ja mam zrobić?~*~
AaronMen:Coco...Od dwóch dni nie piszemy
AaronMen:Pamiętam ,że mam się ,,pierdolić”,ale wiesz co?
AaronMen:Nie umiem Cię tak zostawić
AaronMen:Nie mogę i nie chcę.
AaronMen:Postanowiłem ,że Cię znajdę.
AaronMen:Możesz się złościć ,ale ja to zrobię
AaronMen:I zabiję każdego kto cię skrzywdzić.
AaronMen:Słyszysz,Coco?Jadę do Ciebie.~*~
Budzę się. Tym razem z łatwością poruszam ręką ,ale to nie dlatego się budzę. Otwieram oczy ,bo boję się udusić od słonych łez ,których tyle się zgromadziło. Nawet nie zaczynam od cichego szlochu ,ja znowu wyję z bólu. Wije się na łóżku,ściskając prześcieradło w dłoni i krzyczę tak głośno jak tylko mogę.
Ktoś wbiega. Przez zaszklone oczy dostrzegam twarz pielęgniarki ,która próbuję mnie uspokoić. Nadal krzyczę.
-Coco,co się dzieję?!-po chwili wbiega też strażnik...To znaczy,brat Aarona. Przytrzymuję mnie ,by kobieta w białym fartuchu była wstanie wbić mi igłę. Mam nadzieję ,że tym razem to tylko lek uspokajający.
-Przynieś jej wodę ,musi teraz dużo pić-troskliwy męski głos przekazuję prośbę pielęgniarce ,która wydaję się być nieprzekonana do tego pomysłu-Proszę cię. Tylko jedna szklanka-każdy się tutaj boi lekarzy. Są specami od okrucieństwa.
-Dobrze,ale przypilnuj ją-wychodzi.
Jest mi lepiej,ale wciąż z ledwością mogę spokojnie leżeć.
-Będzie dobrze. Podała Ci silny ,ale bardzo skuteczny lek. Spokojnie-gładzi moją dłoń ,ale ja ją zabieram-Dowiem się co z twoim telefonem
Wraca pielęgniarka,która ucina naszą rozmowę,a właściwie jego monolog. Jestem tak słaba ,że nie mogę podnieść głowy. Czuję ,że lek zaczyna działać, ale znowu mnie usypia. Ciężkie powieki same się zapadają, a oczy mojej wyobraźni widzą twarz Aarona z tamtej fotografii. Nikt nawet nie sądzi jak bardzo za nim tęsknię. Podczas ostatniej rozmowy byłam dla niego okropna tylko dlatego ,że chciał mi pomóc...To śmieszne ,bo teraz oddałabym wszystko ,by go zobaczyć ,przytulić i mieć pewność ,że nikt mnie już nie skrzywdzić...A tym bardziej nie jego brata.
A co jeśli BadBoy miał rację i ja na prawdę go kocham, mimo całej niedorzeczności?
********************************
Wiem ,że rozdział pojawia się spóźniony o dwa dni ,ale prawdę mówiąc nie miałam weny i ochoty pisać. Mam do Was małą prośbę,napiszcie pod tym rozdziałem conajmniej 5 komentarzy ,by rozdział pojawił się choćby jutro. Z góry dziękuję ^^
CZYTASZ
My Little Hero
Teen FictionAarona poznałam przez Internet. Od czasu do czasu czatowaliśmy ze sobą. Nie był świadomy tego jaka historia kryje się za moim imieniem. Żadna księżniczka ze mnie ,właściwie to bardziej kopciuch ,ale Aaron dostrzegł we mnie więcej ,niż ja sama mo...