Rozdział 23.

58 6 1
                                    

Perspektywa Aarona

Od rana przesiaduję przy mnie matka,bo ojciec pewnie musiał jechać do pracy. Nie wiem co u Kate ,ale nawet nie chcę o tym słyszeć. Kiedyś przeszła mi przez głowę myśl o oświadczynach ,które umocniłyby nasz związek...Albo raczej go odratowały. Kocham ją ,ale ja długo mogę starać się dla kobiety ,która ma to zupełnie gdzieś? Cholernie brakuję mi w tym wszystkim jej udziału. Potrzebuję zaskoczenia,głupiego słowa kocham z jej dużych ,dobrze wykrojonych ust. Dobrze byłoby uprawiać seks i czuć przy tym ,że mnie kocha. Wiem ,że pierdole jak baba i może to wynik leków ,które mi podają ,albo najzwyczajniej w świecie pragnę przestać czuć się dziwnie wchodząc w jej pochwę ,w którą wchodził prawie każdy,mój kumpel. Wydaję mi się ,że gdyby nie Alex już dawno byśmy się rozstali. Nie chcę,by ten dzieciak dorastał w rozpitej rodzinie, a ja nie będę dla niego weekendowym tatusiem.

-Synku,co ty zrobiłeś..-podejrzewam ,że matka dotyka mojej ręki ,ale wcale tego nie czuję.

Byłaby zła gdyby dowiedziała się dlaczego wsiadłem na ten motocykl. Jakaś jebana fikcja sprawiła ,że walczę o życie. Istny kabaret,prawda? Może kiedyś jeszcze będę się z tego śmiał. Może.
Do matki dzwoni telefon. Dobrze znam tę melodię,kiedyś chętnie wszyscy jej słuchaliśmy,potem dorośliśmy.

*Dzień dobry,synku...Nie,to prawda. Aaron jest w szpitalu...Po rozmowie z kimś przez telefon wyszedł...Ty z nim rozmawiałeś?Max,co mu powiedziałeś?!...Jaka Coco?...Naprawdę zrobiłeś jej to?...Wiem ,że to twoja praca. Rozumiem...Jeszcze mu nie powiedziałeś ,że pracujesz w psychiatryku?...Jasne ,że się na ciebie nie gniewam. Aaron z własnej woli wsiadł na ten głupi motor...Przyjedź jak tylko będziesz mógł...No całuję cię,pa.

Nie podoba mi się ta ich rozmowa. Słyszałem tylko słowa matki ,ale z nich da się wywnioskować ,że na odległość jebie tu kłamstwem ,a z mojego brata jest jedno ,wielkie ścierwo. Wiedziałem,że moja Coco musi istnieć,ona była zbyt realna ,bym mógł sobie ją wymyślić. Fakt,faktem chwilami wydawała się zbyt idealna ,ale najwidoczniej taki jej urok. Pytanie brzmi co ten skurwiel jej zrobił i jak długo będzie zbierał zęby z podłogi ,gdy już się obudzę?

Perspektywa Coco

BadBoy:Coco jesteś tam?
CocoLoko:Tak,BadBoy'u

Mam telefon. Chociaż tutaj ojciec się na coś przydał. Nie traktuję tego oczywiście jak wynagrodzenie win ,ale jak próbę pojednania się. Nie chcę żyć ze świadomością ,że mu nie wybaczyłam ,bo zbyt wcześnie umarł.
Pewności nie mam ,że go jeszcze kiedykolwiek zobaczę ,ale chyba bym chciała. Wydawał się tak cholernie bezbronny ,stojąc przy oknie ze łzami w oczach...Podobno to po nim mam brązowe tęczówki,ale ja wolę utożsamiać się z mamą,którą mi odebrał...Może kiedyś się z tym pogodzę.

BadBoy:Wystarczy Nathan*
BadBoy:Chodzi o Aarona...
CocoLoko:Nie chcę o nim pisać. Jesteśmy z różnych światów i powinno tak zostać.
BadBoy:Ale to jest bardzo ważne. Słyszałem ,że nie piszecie i choć nie znam przyczyny,to wiem ,że musisz to wiedzieć
CocoLoko:Niech będzie...
BadBoy:Aaron jest w szpitalu
CocoLoko:O czym Ty chrzanisz?!
BadBoy:Wczoraj gadał z Maxem przez telefon,wyszedł z domu wściekły ,a gdy jest wściekły...
CocoLoko:Działa impulsywnie,wiem...

Jestem pieprzoną idiotką...Prosiłam Maxa ,by powiedział bratu prawdę i teraz mam...On zachował się jak należy,ale oczywiście ja zawsze coś zepsuję. Kurwa,myślałam o sobie i przez to on teraz
walczy...O życie. Czemu zawsze mam pod górkę? Czemu jestem tym pieprzonym przekleństwem?!

BadBoy:Dobrze byłoby gdybyś tu była jak się obudzi
CocoLoko:Jeśli się obudzi.
BadBoy:Ej mała,nie mów tak. Będzie dobrze,w końcu to Ron.
CocoLoko:Mógłbyś mnie informować co z jego stanem?
BadBoy:Pewnie :) Jak się dowiem gdzie leży przyczyna jego gniewu,to dam Ci znać
CocoLoko:Nie musisz,znam ją zbyt dobrze.
BadBoy:Ale jak?
CocoLoko:Kiedyś Ci powiem,teraz to nie zbyt dobry moment
BadBoy:Ale wszystko w porządku??
CocoLoko:Nie. Wszystko się zaczyna jebać
BadBoy:Laska,spokojnie. Napiszę jak czegoś nowego się dowiem
CocoLoko:Dzięki
BadBoy:Siema

Wcześniej potrzebowałam telefonu żeby z nim pisać, teraz gdy już go mam to los stawia na mojej drodze koleją przeszkodę. Co jest ze mną nie tak?!
Telefon natychmiast odkładam w miejsce ,w którym go nie znajdą. Moje dłonie się trzęsą ,a ja próbuję utrzymać w normie oddech ,by się nie popłakać. Nie płakałam ,gdy usłyszałam ,że mój ojciec umiera to i teraz dam radę. Albo i nie...Gwałtownie wybucham płaczem. Nie przypomina to tego przeraźliwego szlochu ,gdy byłam karana ,ale z każdą chwilą ten płacz staję się głośniejszy. Nawet nie mam sił utrzymać się siedząc ,więc natychmiast kulę się łóżku przyciągając nogi do swojej klatki piersiowej. Może i płacz nie jest ten sam ,ale ból wydaję się znacznie większy ,niż ten gdy moje nogi były polewane octem. Jeśli umrze nigdy sobie tego nie wybaczę...Jeśli umrze ja umrę razem z nim. Nikogo więcej i tak nie mam,a żyć samotnie w tym cholernym koszmarze mi się nie chcę. Tak,to postanowione.

My Little HeroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz