Rozdział 27.

84 7 4
                                    

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!

To zbyt dużo. Szalka zostaje przechylona. Chwytam igłę,którą się cięłam i z ogromną siłą rzucam się na stojącego z pewną miną,lekarza. Chyba mi odbiło. Wbijam narzędzie w jego klatkę piersiową i wydaję się ,że trafiam głęboko ,bo towarzyszy temu nieprzyjemny dla ucha chrzęst. Theo zdaje się być zdezorientowany,a z każdą kolejną sekundą mimika jego twarzy zmienia się pod wpływem narastającej duszności i bólu. W końcu upada na oba kolana trzymając dłoń na klatce piersiowej. Usiłuje ze wszystkich sił wyjąc igłę ,ale im bardziej się z nią szarpie tym głośniejszy jest jego krzyk. Przyglądam się mu z boku nie myśląc o udzieleniu pomocy. Jakaś część mnie próbuję obudzić we mnie człowieczeństwo,jakikolwiek ludzki odruch ,ale druga strona dominuję tamtą wypadając silniej.

-Wariatko-zaciska szczękę-nie ujdzie ci to na sucho-próbuję mi grozić ,ale nawet przez chwilę nie pomyślał o kontroli jaką teraz mam.
-Theo,kochanie-schylam się do mężczyzny mówiąc bardziej do jego ramion niż twarzy-nie mam nic do stracenia,więc obawiam się ,że twoje słowa są marnym,bezcelowym ględzeniem jakiegoś, starego dziada...A i jeszcze jedno,jestem Coco-uderzam go z ogromną siłą ,a w oczach rodzi się moja złość-To za Victorię,jebany gwałcicielu-kopię go tak ,że upada głową na ziemie.
-Dobrze się ją posuwało-ma krew między zębami.
Zaciskam pięści ,by nie posunąć się o krok za daleko,ale opluwam jego twarz ,prosto w jego duże czoło. Zadarł z niewłaściwą osobą ,w niewłaściwym czasie.
Przyglądam mu się z góry jak coraz ciężej złapać mu chociażby jeden oddech ,a tym bardziej w pozycji leżące. Nie wiem dlaczego jeszcze nie krzyczy. Mógłby.
-Płakała?
-Jakbym wszedł ci w dupę ,też byś ryczała-podziałało automatycznie. Kopię go z taką agresją,że mój oddech wydaję się przyspieszać ,a krew pulsuje we mnie znaczniej bardziej ,niż zwykle. Nienawidzę go za ból ,który mi zadał. Nienawidzę za zrobienie z mojej przyjaciółki przypadkowej ofiary jego nagłej potrzeby seksualnej. Nienawidzę za to ,że przez niego Aaron dowiedział się całej prawdy o swoim bracie i o mnie. Nienawidzę tego starego chuja. Nienawidzę.
Z jego ust nie wydobywa się krzyk,ale widzę jak bardzo cierpi. W oczach maluję się strach i wygina się w łuk z każdym moim,pojedynczym ciosem. Krwawi. Możliwe ,że złamałam mu żebra ,albo coś jeszcze ,ale nie mam w planach zabić go. Nie jestem przecież wariatką...Chyba.
Traci przytomność ,co daję mi dodatkowy plus. Odchodzę od krwawiącego cielska i zbliżam się do stalowych drzwi mojego pokoju. Stukam w nie jak popieprzona ,ale ktoś musi mnie usłyszeć. Ktoś przecież powinien tu przyjść i zobaczyć do jakiego stanu go doprowadziłam. No dalej. Pospieszcie się.

-Czego?-otwierają się drzwi ,a zza nich wyłania się postać jednego ze strażników. Już wcześniej go widziałam,to ten mulat-O co chodzi?-pyta,gdy na pierwsze pytanie nie uzyskał odpowiedzi.

Odsuwam się ,by jego oczy uchwyciły leżącego Theo. Udało się. Zdezorientowany podbiega do lekarza,klęka przy nim i sprawdza jego funkcję życiowe. Oddycha,spokojnie. Przewracam oczami wkurzając się ,że tak bardzo się guzdra. Siadam na łóżku skąd mam najlepszy widok na to całe przedstawienie.

-Proszę o pomoc. W celi numer 303 jest nieprzytomny lekarz. Pospieszcie się. Czekam-podaję informację do osoby po drugiej stronie krótkofalówki.

Obdarza mnie swoja uwagą ,ale tylko przez chwilę. Później,mniej więcej po trzech,czterech minutach zjawia się cała reszta popaprańców. Najpierw zajmują się igłą ,której ostrze może udusić Theo. Udaje im się ją wyciągnąć,ale niestety żaden z nich nie pomyślał o tym ,że cudzą własność,a w tym przypadku moją ,powinno się zwrócić. Chociaż mi ją oczyszczą z tej paskudnej krwi.
Myślałam ,że szybciej zajmą się mną ,ale strasznie się z tym ociągają.
Kiedy usłyszałam o śmierci Victorii uświadomiłam sobie ,że przecież nikt mi już nie pozostał,a pojawienie się Theo dało mi możliwość uwolnienia się od tego. Uwolnienia się od fatum jakie nade mną ciąży. Stwierdziłam ,że przyszedł czas ,w którym trzeba wziąć sprawę w swoje ręce i zerwać łańcuszek niefortunnych zdarzeń. Jestem ich źródłem,to ode mnie się zaczęło ,więc muszę zatrzymać siebie,swoje życie ,by zatrzymać całą resztę.
-Zabrać ją i poddać elektrowstrząsom.

My Little HeroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz