Rozdział 26.

68 7 6
                                    

-Rusz swoje cztery litery,Łamago-wykrzykuje mimowolnie Max.

Przechodząc korytarzami psychiatryka musimy udawać i kryć się ze wszystkim. Doktor Theo jak na razie nie puścił pary,najwidoczniej groźby Maxa na niego podziałały ,ale dla pewności wyzbywamy się nawet myśli o seksie. Blondyn twierdzi ,że gdyby ktokolwiek dowiedział się o nas prawdy dostałabym za to solidną karę ,ale ja prawdę mówiąc mam to coraz bardziej gdzieś.

-Dzięki,że mi pomagasz-szepczę,gdy w pobliżu nie ma zagrożenia ,że ktokolwiek mógłby nas przyłapać.
-Mam nadzieję ,że odwdzięczysz mi się za to ,piękna-porusza zabawnie brwiami ,a jego próba uchwycenia mojego pośladka kończy się spudłowaniem.
-Nie zapominaj ,że ściany mają uszy.
-Już dobrze. Znajdziemy tą ,twoją przyjaciółkę i odprowadzę cię z powrotem do pokoju.

Jaką ulgę przeżywam ,gdy uświadamiam sobie ,że blondyn pełni tu funkcję strażnika, bo w innym razie cała akcja poszukiwawcza zakończyłaby się fiaskiem.
Bez przerwy mijamy kogoś ,kto dziwnie na nas patrzy...A może to ja już jestem przewrażliwiona ?
Wdrapujemy się na kolejne piętro ,na którym znajduję się drugi odział. Nigdy tu nie byłam ,ale przecież kto by chciał się tu znaleźć? Na pewno nie Victoria. To miejsce przeraża. Na bordowej farbie drzwi został ślad jakby paznokci ,które chciały ją zedrzeć. Zza nich dochodzą mrożące krew w żyłach odgłosy. Kurczowo łapię ramię Maxa.

-Jeśli faktycznie ją przenieśli jest w tym pokoju-szepczę mężczyzna dyskretnie wskakujący jeden z wielu prostokątnych płyt z małą ,metalową klamką.
-Czego tam szukacie?-podchodzi do nas dwóch strażników oddziału drugiego.
-Niczego. Zajmij się sobą-w blondynie włącza się agresor,a ja pilnuję ,by nie wybuchnął i zrujnował cały nasz plan.
-Chwila,chwila tą cizie widziałem w jedynce- bystrością w oku wykazuję się drugi z mężczyzn w czarnej kamizelce kuloodpornej.

Niepostrzeżenie dla tamtych chwytam Maxa za dłoń,domyślając się ,że walczy z samym sobą ,by nie uderzyć mulata ,który ze znieważeniem mnie nazwał. Gładzę go zimnymi opuszkami palców,a ten wydaję się liczyć w głowie do dziesięciu.
Na całe ,moje chrzanione szczęście odzywa się głos z ich krótkofalówek,który karze im zgłosić się do określonej celi. Ostatni rzut oka i obaj odchodzą.

-Nie możesz dać się tak łatwo manipulować. Panuj nad emocjami,przecież to tylko głupie określenie-strofuję go ,choć wiem ,że blondyn nie jest podatny dominacją.
-Nikt nie będzie przy mnie obrażał mojej kobiety-przełykam ślinę i nic więcej nie dodaję.

Nie wiem skąd w nim tyle zaborczości ,bo przecież nic nas właściwie nie łączy. Nie doszło jeszcze nawet do seksu ,a on już wyjeżdża z czymś takim. To niepoprawne.

-Nie wiem czego się spodziewać-zmieniam temat starając się utrzymać ten sam ton głosu-Ale chcę już ją przytulić.
-Bez obaw,piękna-uspokaja mnie i prawdę mówiąc tylko dzięki niemu jeszcze się jakoś trzymam.

Chwyta za właściwy klucz i wkłada w zamek ,a ja trzęsę się bardziej ,niż przed chwilą. Chcę zobaczyć jej jasną,ale piękną twarz i dowiedzieć się od niej co się właściwie stało ,a potem nawet ponieść tego wszystkiego konsekwencję.
Z każdym popchnięciem ciężkich,zardzewiałych drzwi moim oczom ukazuję się większa część pokoju ,w którym powinnam zobaczyć Vicki. No właśnie powinnam ,ale wcale jej tam nie ma. Pokój jest zupełnie pusty. Przekraczam jego próg w celu upewnienia się ,a fala chłodu natychmiast uderza moje ciało. Z jednej strony wypuszczam powietrze z poczuciem ulgi ,że moja przyjaciółka nie przebywa w pokoju przypominającego kostnicę ,ale z drugiej strony wciąż towarzyszy mi niepewność gdzie ona jest.

My Little HeroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz