Wybiła godzina posiłków,a ja chcę jak najlepiej wykorzystać ten czas. Wychodzę ze swojego pokoju z wiernym strażnikiem u boku. Jak na złość nie jest to Max.
-Gdzie jest Max?-dopytuję chcąc jak najszybciej z nim porozmawiać.
-To ,że jesteś jego nie oznacza ,że będę z tobą gadał ,Łamago.
-Nie należę do nikogo.
-Coś musiało między wami zajść ,że się tobą zajął. Zrobiłaś mu laskę?-moje dłonie aż świerzbią ,ale powstrzymuję się ,bo taki jeden liść w twarz skończyłby się dla mnie paskudnie.
-Pierdol się-syczę pod nosem,ale on nie ma prawa tego usłyszeć (Na całe ,moje chrzanione szczęście).
Wchodzimy na salę ,która w założeniu miała być stołówką ,a została śmierdzącym pokojem od spotkań towarzyskich dla świrów. Wodzę wzrokiem po pomieszczeniu w nadziei ,że zobaczę tu Maxa. Niestety tutaj też go nie ma. Może pojechał do Aarona dowiedzieć się czegoś nowego? Zazdroszczę mu tego. Od rozmowy z Nathanem towarzyszy mi dziwne uczucie. Zrozumiałam ,że bardziej przejmuję się obcym chłopakiem ,niż własnym rodzicem ,ale Aaron nigdy mnie w żaden sposób nie skrzywdził czego nie mogę powiedzieć o ojcu. Zazdroszczę też Kate ,bo wiem ,że pewnie trzyma teraz go za dłoń i z zapłakanymi oczami spogląda na poobijanego bruneta.
Zajmuję swoje stałe miejsce zaskoczona nieobecnością Victorii. Nie podoba mi się to.-Ej ty-odzywam się do strażnika śliniącego się na widok ogromnych piersi pielęgniarki ,które nawet stanik nie jest wstanie okiełznać-Brakuję jednej pacjentki.
-Skoro jej tu nie ma ,to ją przenieśli.
-Na odział wyżej? Ale ona tam nie pasuję.
-Najwidoczniej coś się zmieniło.Jeżeli blondynka trafiła do odziały drugiego ,albo trzeciego to oznacza ,że zrobiła coś ,co wykazało poważny stan jej niepoczytalności. Nie sądzę jednak ,że Vicki z normalnej siedemnastolatki stała się agresywnym zombi,nie moja przyjaciółka.
Muszę zjeść to co mi dali ,bo inaczej do końca dnia będę chodziła z pustym żołądkiem ,ale na to nie mogę sobie już pozwolić. W ostatnim czasie i tak sporo schudłam i teraz moje ciało oszpecają odstające kości w miejscach ,w których powinien być tłuszcz.
Dyskretnie chowam starą kromkę chleba ,by w razie potrzeby przekazać ją blondynce. Ja zadowolę się padliną ,która naprawdę niedobrze pachnie . Gdyby zamiast zimy było lato wokół posiłków latałyby z pewnością muchy. Zamykam oczy/wciągam powietrze/nie gryzę lecz od razu połykam-mój własny,mechaniczny sposób jedzenia tego paskudztwa .~*~
Ja:Skarbie,dokąd Cię przenieśli?
Ja:Zrobili Ci coś?
Ja:Błagam odpisz choćby jednego sms'a....
Ja:VICKI!!!Cisza. Zero odzewu.
CocoLoko:Jesteś teraz w szpitalu ,zresztą tak jak ja
CocoLoko:Nie wiem jak się czujesz ,ale podejrzewam ,że nie jest z Tobą dobrze.
CocoLoko:Bardzo chcę się mylić ,ale inaczej Max byłby tutaj,a Nathan nie informowałby mnie o tym,prawda?
CocoLoko:Przykro mi ,że nie dowiedziałeś się prawdy ode mnie.
CocoLoko:Chciałam Ci powiedzieć ,ale Twój brat prosi...Żądał bym milczała
CocoLoko:Nigdy nie chciałam dla Ciebie źle ,a jednak teraz przeze mnie leżysz pod kroplówką.
CocoLoko:Wiem ,że jesteś zły na Maxa za to co mi zrobił ,ale proszę Cię wybacz mu
CocoLoko:Musiał wykonywać te jebane rozkazy, tego jebanego lekarza,bo przecież to jego jebana praca
CocoLoko:Potem od razu zajął się mną i już dzisiaj jest mi lepiej
CocoLoko:To znaczy nie tak jak wtedy gdybym wiedziała ,że się obudziłeś
CocoLoko:I wtedy gdyby mój ojciec odwiedziłby mnie mówiąc ,że pomyli jego wyniki badań
CocoLoko:No i wtedy gdyby Victoria znów wróciła na mój odział
CocoLoko:Wtedy osiągnęłabym pełnie szczęścia,mimo że sama siedziałabym w tym gównie po uszy
CocoLoko:Zrozumiałam jednak ,że nic bardziej się dla mnie nie liczy,jak Wasze życie
CocoLoko:Więc idioto, nie umieraj, proszę...Perspektywa Maxa
Jechałem do szpitala na złamanie karku ,gdy tylko usłyszałem ,że stan mojego brata gwałtownie się pogorszył. Nie wiem co mnie podkusiło,żeby wtedy wciskać mu tamtą ściemę . Sądziłem chyba ,że uchronię go przed urokiem tej małej. Stało się odwrotnie i teraz pluję sobie za to w brodę. Nie wybaczę sobie,gdy mu się coś stanie. Muszę być blisko,czujny i gotowy na wszystko.
CZYTASZ
My Little Hero
أدب المراهقينAarona poznałam przez Internet. Od czasu do czasu czatowaliśmy ze sobą. Nie był świadomy tego jaka historia kryje się za moim imieniem. Żadna księżniczka ze mnie ,właściwie to bardziej kopciuch ,ale Aaron dostrzegł we mnie więcej ,niż ja sama mo...