- Leo! Leo, zwolnij! - błagała Ruth. - Nie mogliśmy samochodem?
- Utrzymałaś się na olbrzymie, utrzymasz na pegazie! - Leo usiłował przekrzyczeć pęd wiatru.
- Olbrzym nie leciał dziesiątki metrów nad ziemią! - panikowała.
- Ale próbował cię zabić! W przeciwieństwie do Natana!
- Czyżby?! Chyba wolę olbrzyma! Ręce mi zaraz odpadną!
- Trzymam cię, panikaro!
- Leo, nie!!! - pegaz zapikował, a wiatr uderzył Ruth w twarz ze zdwojoną siłą. Zdawał się wyrywać jej ręce z barków. Od godziny zmierzali w kierunku Obozu Jupitera, do którego przenosili się teraz wszyscy bywalcy zainfekowanego przez potwory Obozu Herosów. Drobny deszcz siekł jeźdźców po twarzach, a chmury znacznie ograniczały widoczność. Do wyboru mieli też tłuczenie się przez kraj samochodem. To Leo uparł się, że zabierze Ruth na przejażdżkę i bez żadnych zabezpieczeń wsadził ją na skrzydlatego konia i kazał trzymać się uprzęży. Mimo stalowego uścisku przyjaciela, z luźno zwisającymi stopami niewłożonymi w strzemiona, czuła się jak targany na wietrze, walczący o przeżycie latawiec.
- Bogowie - próbowała wyjęczeć, ale głos utkwił jej w gardle. Powoli wychodzili ze strefy chmur, do tego zniżali się coraz bardziej, co pozwalało na zobaczenie malutkich jak na makiecie domków i przecinających się szarych wstęg ulic. Tym bardziej przejrzyście widać było, jak daleko zostało jeszcze do ziemi.
"Zabiję go, zabiję go, zabiję go" - powtarzała w myślach. Musiała mocno się trzymać, nie mogła poddać się i puścić lejców.
Martwa nie będzie mogła zemścić się na Leo.
***
- Jeśli ktoś spróbuje mnie stąd ruszyć, ugryzę - zagroziła niewyraźnie z twarzą wbitą w miękką trawę, na którą upadła zaraz po lądowaniu.
- Przesadzasz, nie było tak źle - powiedział Leo i rozłożył obok niej wózek.
- Nie? - przewróciła się na plecy i zgromiła syna Hefajstosa wzrokiem. - A wygodnie trzymało ci się stópki w strzemionach? Bogowie! Dobijcie mnie - wyjęczała. Ręce paliły ją żywym ogniem, a całe ciało postanowiło włączyć opcję grzałki. Gdyby leciał z nią kto inny, pewnie usmażyłaby go po drodze. - Jeśli tu umrę... Leo, słuchaj mnie!!! - z kamienną twarzą patrzyła na rozbawionego herosa. - Jeśli tu umrę, czekajcie z pogrzebem, aż wyjdzie cała "Gra o tron" i zawińcie mi książki i płyty w całun - poinstruowała go.
- Zdążysz zgnić, gdzie mielibyśmy cię trzymać? - spytał, nie kryjąc rozbawienia.
- W lodówce - jęknęła z bólu, gdy próbowała usiąść. - Nie stój tak, pomóż - na chwilę zapomniała o honorze, nie miała na niego siły.
- Nie chcę, żebyś mnie ugryzła - zażartował. Ruth znów przeszyła go wzrokiem. - Dobra, żartuję - bez problemu podniósł dziewczynę i wsadził ją na wózek. Krzywiąc się, położyła obolałe ręce na kołach.
- Aaau - syknęła, próbując ruszyć się z miejsca. - Zmieniłam zdanie - stwierdziła. - Wracam na trawę.
- Kobiety - Leo przewrócił oczami i zaczął pchać ją w stronę obozu.
***
W porównaniu z przytulnym, zalesionym Obozem Herosów, pokrywający ogromną połać gołego terenu Obóz Jupiter wydawał się niesamowicie surowy. Baraki mieszkańców ułożone były w idealnych rzędach, a każda budowla znajdowała się na swoim miejscu z konkretnego powodu. Wszystko wyglądało jak odmierzone od linijki. Nawet obozowicze... poprawka, legioniści wydawali się chodzić w specyficznym ładzie. Nigdzie nie było widać bawiących się dzieciaków albo uroczych parek przytulających się na ławce. Wielu z nich miało na sobie niemalże pełne zbroje, a dokładnie każdy nosił fioletową, obozową koszulkę. Ruth sama przeważnie ubierała się w obozowy pomarańcz, ale nie wyobrażała sobie na przykład córek Afrodyty noszących niemarkowy T-shirt.
CZYTASZ
Ogień | PJ/OH (zakończone)
FanfictionUczestnik konkursu "skrzydlate słowa" Niektóre boginie z różnych przyczyn przyrzekły dziewictwo. Nie warto ich dociekać, najważniejsze jest to, że nawet jeśli mają swoje domki w obozie, nikt nigdy w nich nie zamieszka. A jednak, kiedy Ruth, niepełno...