Rozdział 32

144 22 1
                                    

Z sekundy na sekundę ból i wyczerpanie stawały się coraz większą męką. W każdej chwili wydawało jej się, że nie jest w stanie odczuwać większego cierpienia. Aż do następnej chwili. W końcu świat zwyczajnie przestał istnieć. Nie było już wojny. Nie było wrogich wojsk, strategii, starć...

Zostało tylko gorąco. Wrząca siła i towarzyszący jej, narastający z każdą chwilą, ból. Gorąco, które mimo swej siły, wciąż napotykało opór.

"Nie dam rady. Jest za silny" - do jej umysłu co chwilę wkradały się podobne myśli. Ale nie mogła przestać. Musiała dalej napierać. Musiała wygrać z Obłędem. 

Gdy przez chwilę zdawało jej się, że siła przeciwnika zanika, kolejna fala prawie wyrwała ją z transu. Niepokój i chłód przycisnęły ją do ziemi, niemalże zupełnie zduszając jej moc. Czuła, jak brakuje jej oddechu, a jej myśli napełniają się wciśniętymi tam przez Obłęd obrazami. Ogarnęły ją strach i niepewność większe niż kiedykolwiek w życiu.

Ruth, nie musisz tego robić. Nawet jeśli dasz radę go pokonać, zabijesz się.

Nie słyszała tego głosu od tylu lat. Nigdy w żadnej wizji nie zdawał się prawdziwszy.

- Tato... - wyszeptała. - To ty? - tęsknota uderzyła ją wielokrotnie silniej niż dotychczas. Znów go słyszała. Znów czuła, że jest przy niej.

Ruth, poddaj się. To nie jest warte twojego życia.

Nie odpowiedziała. Zdała sobie sprawę ze swojej głupoty... i z naiwności Obłędu. Jakkolwiek prawdziwie by nie brzmiał, jej ojciec od lat nie żył. Poza tym... poświęcił dla niej własne życie, a teraz mówił, że to, co robi, nie jest warte poświęcenia.

- Nie - odpowiedziała głosowi. To nie mógł być jej ojciec. On nigdy by tak nie powiedział.

Wydawało się, że nie da rady włożyć w swoją moc jeszcze większej energii. Że Obłęd wyrwie ją z transu i całkiem nad nią zapanuje. Ale teraz nie miała już zahamowań. Nie liczyło się dla niej, czy nadmiar wysiłku ją zabije. Liczyło się tylko zwycięstwo... czyli życie setek jej przyjaciół.

Chłód i niepokój znów zaczęły ustępować. Najpierw powoli, niechętnie robiły miejsce rozszerzającemu się spokojowi. Potem, mimo oporu, coraz bardziej kurczyły się i zanikały, na koniec zostawiając już tylko jakby tlące się, zduszone źródło.

Włożyła w moc całą pozostałą jej energię.

Aż nie zostało już nic.

***

Rzucił się w jej kierunku i sprawnym ruchem rozciął paski jej zbroi. Odrzucił napierśnik i delikatnie rozchylił części jej porwanego T-shirtu. Przymknął oczy i uniósł twarz ku niebu.

- Dzięki bogom - powiedział, a po jego policzkach popłynęły kolejne łzy.

Annabeth złapała dłoń chłopaka.

- To ty - szepnęła i uśmiechnęła się mimo powracającego po ustąpieniu uspokajającej siły bólu.

- Nie wiem - odpowiedział równie cicho, po czym zamilkł na chwilę. - Ambrozja - powiedział nagle i zajrzał do kieszeni. - Kurwa mać - przeklął, nie znajdując niczego. Natychmiast poderwał się z ziemi gotów kontynuować poszukiwania.

- Percy - zatrzymała go, łapiąc za nogawkę spodni. - W mojej kieszeni.

Znowu pochylił się i delikatnie wyjął zawinięty w papier baton. Podał go Annabeth. Dziewczyna wzięła ambrozję i przełamała ją na pół. Jedną część wyciągnęła w kierunku chłopaka.

Ogień | PJ/OH (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz