Rozdział 29

186 23 4
                                    

Kayla dawno już przestała przykładać się do swojego zadania.

To prawda. Wzgórze było strategicznie bardzo ważne. Niewielkie wzniesienie znajdowało się prawie idealnie na środku doliny, na której zboczach miała rozegrać się nadchodząca walka. Teren na nim był doskonały jednocześnie do obserwowania bitwy, jak i do ustawienia zasadzki w postaci ukrycia dodatkowych oddziałów. Liczne skały, drzewa i wyżłobienia pozwalały zostać niezauważonym oraz skryć się przed ewentualnym ostrzałem. Nic dziwnego, że gdy tylko obóz dowiedział się o nadciągającej armii potworów oraz niedobitek Popleczników Chaosu, od razu postanowił zająć wzgórze.

Jednak po kilku dniach spokoju, nie spodziewano się już żadnego ataku. Wartownicy grali tej nocy w karty lub siedzieli z rozwiązanymi zbrojami oraz bronią odłożoną w kąt, a niektórzy nawet drzemali.

Kayla siedziała po turecku na mokrej od rosy trawie. Nożykiem, który dostała od swojej matki na urodziny, zapamiętale strugała znaleziony na ziemi patyk. Jej łuk stał oparty o oddaloną o dobry metr skałę, a kołczan leżał niedbale, nieprzypięty nawet do pasa.

Zawsze, gdy myślała o swojej śmierci, wyobrażała sobie walkę o przeżycie, ostatnie minuty przepełnione niewyobrażalnym bólem, desperacką obronę. W swoim umyśle walczyła do ostatniej kropli krwi, przyczyniając się przed śmiercią do zabicia dziesiątek wrogów. Gdy leżała już, a życie wymykało się z jej palców, prosiła swoich przyjaciół, by zawsze o niej pamiętali. Później zamykała oczy i, starając się nie okazywać cierpienia, spokojnie czekała na swój koniec.

W głowie Kayli śmierć była powolna, bolesna, ale i heroiczna. Tymczasem nie zdążyła nawet zrozumieć, co właśnie się dzieje, gdy z jej gardła już tryskała fontanna krwi.

Zmarła natychmiast... nie zdążywszy nawet poczuć bólu. W jej wciąż otwartych oczach nie zdążył nawet namalować się strach, a jedynie cień zdziwienia.

***

- Naszym asem w rękawie jest oczywiście oddział na wzgórzu - po raz kolejny powtórzyła Reyna. Tym razem spodziewała się, że będzie to ostatni raz. W jej sztabie polowym znajdowali się wszyscy centurioni oraz osoby dowodzące w oddziałach greków i wikingów. Był poranek, dzień po równonocy, a wroga armia właśnie rozstawiała się na przeciwległym zboczu doliny. - Nasza strategia opiera się głównie na nim. Oddziały boczne mają za zadanie dążyć do otoczenia wrogiej armii. Rozciągamy się na całą długość. W pewnym momencie spodziewamy się skupienia ataku na środku. Poplecznicy będą chcieli skorzystać z okazji i przebić się właśnie tamtędy. To podzieliłoby naszą armię na pół i byłoby naszym końcem. A dlaczego tak się nie stanie? Tu właśnie wchodzą oddziały ze wzgórza - mówiła, pokazując na mapę, na której drewniane klocki symbolizowały konkretne kohorty i oddziały. - W momencie, gdy atak skupi się na środku, rozpoczniemy atak ze wzgórza. Poplecznicy nie wykazywali chęci zdobycia tego punktu, dlatego domyślamy się, że będzie to element sporego zaskoczenia. Atak nadejdzie ze wszystkich stron, najbardziej skupiając się właśnie w tym punkcie. Wtedy flanki będą mogły się zacieśnić - na mapie widniał teraz niemalże idealny kształt litery "U". Jej konturem była armia herosów, a środkiem otoczona niemalże ze wszystkich stron armia Popleczników. Na planie wyglądało to idealnie. - Oczywiście, gdyby okazało się, że ich strategia będzie odmienna, oddział specjalny, dostanie wolną rękę. Zresztą, to wojna, niczego nie można być pewnym. Czy są jakieś pytania?!

- Nie! - ryknęli chórem podwładni. Byli podekscytowani. Plan wydawał się tak doskonały, że aż nierealny. Nagle ich strach został przekuty w dumę. Dumę z tego, że mogą służyć po wygranej stronie.

- W takim razie, rozejść się!

Reyna wcale nie była taka pewna. Pokryta drzewami "wyspa" - idealny punkt, marzenie każdego stratega. Kiedy tworzono oddział, była przekonana, że o ich azyl zostanie stoczonych co najmniej kilka krwawych walk. A jednak od kilku dni było spokojnie.

Ogień | PJ/OH (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz