Rozdział 26

203 23 1
                                    

Ostatnimi czasy Grover większość czasu spędzał wśród najmłodszych obozowiczów. Nie było łatwo. W normalnej sytuacji większość z nich mieszkałaby jeszcze z rodzicami w swoich własnych domach, prawdopodobnie nie wiedząc jeszcze ani o swoich mocach, ani o boskich rodzicach. A jednak, zamiast chodzić do szkoły, od wielu dni kryły się w bunkrach pod Obozem Jupiter, za jedyne źródło informacji mając swoich opiekunów. Niektóre rwały się do pomocy, chcąc walczyć z nadchodzącą armią potworów, inne płakały całymi dniami, bojąc się zarówno o życie swoich starszych kolegów, jak i własne. Z każdym dniem napięcie stawało się coraz większe. Od kilku nocy Grover praktycznie nie spał. Był zbyt zajęty uspokajaniem budzonych koszmarami dzieci. Tym razem nie było inaczej, jednak wcale nie z ich powodu.

"Percy" - po raz wtóry powtarzał w myślach. "Percy, słyszysz mnie?". Po raz kolejny nie otrzymał odpowiedzi. Wyczuwał go. Od kilku dni był wystarczająco blisko, żeby nawiązać kontakt, a jednak milczał. Dlaczego? Nawet będąc zamkniętym na cztery spusty w celi, klatce lub innej formie uwięzi, nie powinien mieć żadnego problemu z odpowiedzeniem na jego wołania. Grover wolał więc nie próbować dociekać przyczyn. Choć... miał swoje podejrzenia... i wcale go to nie cieszyło.

- Grover? - jego rozmyślania przerwał cienki dziewczęcy głosik. 

- Auu - syknął, gdy oświetliło go światło latarki.

- Przepraszam - snop światła szybko skierował się na podłogę. Po chwili, gdy sprzed jego oczu zniknęły jasne punkciki,  w powstałym półmroku rozpoznał Emy, jedenastoletnią córkę Hermesa. Dziewczynkę, którą chronił podczas fałszywych pertraktacji.

- To ty, Emy - uśmiechnął się ciepło. Dziewczynka była jednym z jego częstych gości. Źle znosiła zamknięcie pod ziemią. - Chcesz wyjść? - spytał, po czym uniósł się ze swojego rozłożonego na ziemi śpiwora. - Do łazienki? - dodał szybko, zorientowawszy się, że światło obudziło kilku śpiących obok herosów. Ich wypady na powierzchnię były tajemnicą. Owszem, codziennie organizowane były krótkie wyjścia, jednak dla Emy i jej klaustrofobii godzina dziennie nie była wystarczająca. Dziewczynka kiwnęła głową. W milczeniu podała mu rękę i razem, lawirując między śpiącymi, ruszyli w kierunku awaryjnego wyjścia.

***

Siedzieli na wilgotnej trawie, owinięci wyniesionym z bunkra kocem. Popijali herbatę z termosu, który Emy jakimś cudem udało się zwędzić.

"Geny zobowiązują" - pomyślał Grover, biorąc łyk ciepłego napoju. Zastanawiało go tylko, kiedy i jak udało jej się podgrzać wodę bez robienia hałasu.

- Emy? - spojrzał dziewczynce w oczy. Opiekował się nią od kilku miesięcy i zdążył się już przyzwyczaić do jej zazwyczaj ponurego nastroju (przed walką z walkirią była żywiołową optymistką, ale obawiał się, że to już przeszłość). Jednak tej nocy zdawała się wyjątkowo przygnębiona. - Coś cię trapi?

- Nie - odparła cicho. - Chciałam cię o coś spytać... Tak właściwie... - jąkała się. - ...nie spytać. Albo... - westchnęła przeciągle. - Czy po wojnie... jeśli w ogóle ją przetrwamy, między nami a wikingami wciąż będzie pokój.

Grover zastanowił się przez chwilę. Doskonale wiedział już, że jego podopieczna przejrzy każde jego kłamstwo. Choć bardzo chciał ją uspokoić, obawiał się, że nie jest w stanie.  - Nie mam pojęcia - odparł w końcu zrezygnowany.

- Tak myślałam - spuściła głowę. - Chciałam tylko, żebyś wiedział... - przerwała, szukając słów. Po chwili wyszła spod koca i przesunęła się tak, żeby być naprzeciwko satyra. - ...żebyś wiedział, że nie musisz się za mnie poświęcać - w pierwszym momencie nie rozumiał, o co chodzi. Zaraz jednak doszła do niego waga słów Emy. Natychmiast chciał się wtrącić, jednak zagłuszył go dalszy ciąg jej wypowiedzi. - Jeśli oni będą chcieli zapłaty... zemsty za jej śmierć... to ja chcę im ją oddać. JA, sama. Więcej osób nie może umrzeć z mojego powodu... chciałam, żebyś o tym pamiętał - dodała cichutko.

Ogień | PJ/OH (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz